Słodko-gorzkie macierzyństwo
Mam problem z mówieniem o macierzyństwie. Jest w nim ogrom miłości, radości, ale nie brakuje także zmęczenia, frustracji, wszystkich tych emocji, o których – jako mamy – czasem wstydzimy się głośno mówić, bo przecież mamie nie wypada. W moim przypadku jest jeszcze jedna rysa, bolesna, nieprzepracowana, w Dniu Mamy szczególnie mocno dająca znać o sobie.
Kiedy w rozmowie z różnymi kobietami podkreślałam, że macierzyństwo daje mi niesamowitą siłę, wzmacnia mnie i rozwija na wielu płaszczyznach, spotykałam się z zarzutem, że lukruję rzeczywistość, że to nie jest cała prawda, bo przecież pojawiają się na tej drodze rozmaite wyzwania i trudności, choćby związane z chorobami dzieci czy rozmaitymi problemami wychowawczymi, z którymi musimy się zmagać. Kiedy z kolei mówiłam, że czasem bywa trudno, że pewne sytuacje mnie złoszczą i frustrują, a niekiedy wręcz przerastają, że czasem wiele lat trzeba czekać na efekty tej pracy, słyszałam, że się użalam, a w ogóle, jak chciałam mieć tyle dzieci, to nie powinnam narzekać, bo przecież to narzekanie jeszcze inne kobiety zniechęci. I bądź tu człowieku mądry.
Cały czas uczę się tego, że nie biorę udziału w konkursie na idealną matkę, że macierzyństwo to nie są zawody, że nie ma jednego wzoru macierzyństwa, bo każda z nas inaczej je przeżywa. To, co nas na tej drodze kształtuje, to nie tylko nasza relacja z dziećmi, ale także bagaż, który wnosimy do naszego dorosłego życia. Nasze doświadczenia z własnymi mamami, sposób wychowania, ale także napotkani ludzie, rozmaite spotkania, lektury – to wszystko sprawia, że jesteśmy takimi, a nie innymi mamami. Nie lepszymi od innych, nie gorszymi, po prostu innymi, bo inaczej byłyśmy wychowywane, kształtowały nas inne doświadczenia.
Sama sobie zadaję pytanie, jaką mamą bym dziś była, gdybym miała szansę wchodzić w dorosłe życie z mamą obok siebie. Jak bardzo zmieniłyby mnie nasze rozmowy, nasze wspólne przeżycia? Dzień Mamy jest dla mnie szczególnym dniem, dniem radosnym, bo cieszę się z przeżywania własnego macierzyństwa, ale też trudnym, bo te wszystkie pytania wybrzmiewają bardzo mocno. Na co dzień, w tej codziennej bieganinie, rzadko sobie je zadaję, ale w taki dzień jak ten przychodzą do mnie same, są natrętne niczym złośliwe muchy. Niestety, nigdy nie poznam na nie odpowiedzi, już zawsze pozostaną one pytaniami retorycznymi. Nigdy, przynajmniej tu na ziemi, nie zadam ich mojej mamie. Nie ma jej ze mną prawie trzydzieści lat, to więcej niż połowa mojego życia. A im jestem starsza, tym tęsknię coraz bardziej.
Moja mama odeszła, kiedy ja zaczynałam studia. Najpierw zaabsorbowana maturą, potem egzaminami na studia wypierałam informację o jej chorobie. Zresztą rodzice, chcąc mnie ochronić, nie mówili mi pełnej prawdy, choć wiedzieli, że szans na ratunek nie ma, bo choroba jest bardzo zaawansowana. I choć mama nikła w oczach, w domu przybywało leków, to miałam nadzieję, że to chwilowe załamanie, że za chwilę wszystko wróci do normy, że będzie jak dawniej. Ale nie, nie wróciło. W pewien środowy listopadowy dzień, kiedy wychodziłam na zajęcia, mama jeszcze żyła, a kiedy wróciłam wieczorem, wszystko się zmieniło. W moim życiu powstała pustka. I choć po drodze spotkałam wiele fantastycznych kobiet, które próbowały mi tę pustkę wypełnić, nigdy im się to do końca nie udało, mimo że bardzo się starały (za co jestem im dozgonnie wdzięczna). Bo tej pustki po mamie po prostu wypełnić się nie da.
Im dłużej sama jestem mamą, tym lista pytań do mojej mamy robi się coraz dłuższa. I z coraz większym żalem i pretensją wybrzmiewają kolejne pytanie: Dlaczego odeszłaś tak szybko? Dlaczego nie dałaś mi szansy zadania Ci tak wielu pytań? Jaka bym była, gdybyś mi w moim macierzyństwie towarzyszyła i dalej mi matkowała? Czy byłabym w tym samym miejscu, w którym jestem, czy gdzieś indziej? I choć realizowałyśmy inny model macierzyństwa, ciekawa jestem, czy byś mnie wspierała w moim macierzyństwie?
Te pytania także pozostają bez odpowiedzi. I choć nie mogę z mamą porozmawiać, nie mogę napić się z nią kawy, to wiem, że tam, z góry, czuwa nade mną i się mną opiekuje. I choć, jak każda mama, i ja w swoim macierzyństwie popełniłam wiele błędów, to ufam, że mojej mamy nie zawiodłam. I dalej moim dzieciom przekazuję to, co od niej dostałam.