Sokółka – pomiędzy wiarą a sensacją
...czy jedynie teoretyczne rozważania „najlepszych w Polsce specjalistów z dziedziny biologii i medycyny”? „Najlepszych”, czyli takich, którzy nie mając nawet możliwości zbadania zjawiska, wydają definitywne orzeczenie. Sokółka od końca 2008 roku bardziej niż z filmowego planu U Pana Boga za piecem zaczęła słynąć z niepotwierdzonego jeszcze w 100% przez Kościół cudu eucharystycznego.
Co się stało?
Ziemia pomiędzy Białymstokiem a Grodnem dalej przesiąknięta jest głęboką pobożnością. Tutaj nikogo nie trzeba przekonywać o Bożym istnieniu ani o Jego działaniu w dzisiejszym świecie. Jedyna wątpliwość zasiana w ciągu ostatnich kilkunastu lat to lęk o pracę i perspektywy na przyszłość. „Nie będziemy nikogo przekonywać, że u nas zdarzył się cud. Bo cud dzieje się na każdej Mszy św.” – wyznał ks. Stanisław Gniedziejko, proboszcz parafii św. Antoniego Padewskiego w Sokółce.
To właśnie tam 12 października 2008 roku podczas niedzielnej Eucharystii ks. Jackowi Ingielewiczowi przy rozdawaniu Komunii Świętej upadł na ziemię konsekrowany Komunikant. Włożył Go zatem do vasculum – małego naczynia, najczęściej metalowego, w którym znajduje się woda. Służy ona kapłanom do „obmycia” palców po rozdawaniu Komunii Świętej, aby pozostałe cząsteczki ciała Pańskiego znalazły się tam, a nie gdzie indziej. W wyjątkowych sytuacjach, jak ta, można umieścić tam Komunikant, który np. upadł na ziemię. Trzyma się go do chwili, aż się rozpuści. Wierzymy bowiem w realną obecność Chrystusa pod postaciami chleba i wina, dopóki zachowane są te postaci. Prościej: dopóki chleb pozostaje chlebem, a wino winem.
Po Mszy św. s. Julia Dubowska ze zgromadzenia sióstr eucharystek, parafialna zakrystianka, przelała wodę z Hostią do innego naczynia i zamknęła w sejfie. Jak bardzo musiała się zdziwić, gdy siedem dni później około godziny 8.00 rano zajrzała do naczynia z myślą, że Komunikant już się rozpuścił. Zamiast oczekiwanego widoku znalazła nierozpuszczoną Hostię z brunatną plamą wielkości 1 × 1,5 cm, woda jednak pozostała niezabarwiona. Natychmiast pokazała owo „zjawisko” księżom w zakrystii i wspólnie zaczęli się zastanawiać, co je spowodowało. Patrząc ludzkim okiem, trudno było określić, czy zmieniona postać fragmentu Komunikantu wynika z reakcji organicznej, chemicznej czy innego rodzaju działania. Tego samego dnia proboszcz przekazał informację o tym zdarzeniu abp. Edwardowi Ozorowskiemu. Ten niebawem przybył do parafii, zlecając obserwację i oczekiwanie na to, co będzie się dalej działo z Hostią. Dziesięć dni później Komunikant przeniesiono do kaplicy na plebanię. Dzień później na prośbę arcybiskupa wylano wodę, a Hostię położono na korporale w tabernakulum.
Jezus pod mikroskopem
Kolejną kluczową decyzję białostocka kuria podjęła 5 stycznia 2009 roku, wysyłając prośbę o naukową ekspertyzę „materiału złączonego z komunikantem” do naukowców Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Już dwa dni później pobrano próbkę. Dwa niezależne badania dwóch doświadczonych patomorfologów, którzy diagnostyką histopatologiczną zajmują się od ponad 30 lat, okazały się zgodne i wskazały na „tkankę mięśnia sercowego, a przynajmniej ze wszystkich tkanek żywych organizmu najbardziej ją przypominającą”, w dodatku tkankę mięśnia sercowego w stanie agonalnym. Jeden z nich, prof. Stanisław Sulkowski, zauważył również, że wbrew prawom natury Komunikant nie rozpuścił się w wodzie. Przyznał też, że było to najważniejsze badanie, jakie dotąd przeprowadził.
Powołana przez abp. Ozorowskiego 30 marca 2009 roku komisja kościelna do zbadania zjawisk eucharystycznych w Sokółce zakończyła przesłuchania świadków i badanie orzeczeń patomorfologów jesienią 2009 roku. Kuria białostocka przekazała akta sprawy Nuncjaturze Apostolskiej w Warszawie, podkreślając, że „wydarzenie z Sokółki nie sprzeciwia się wierze Kościoła, a raczej ją potwierdza”.
Drugiego października 2011 roku Hostia w relikwiarzu została przeniesiona do kościoła parafialnego i umieszczona w kaplicy Matki Bożej Różańcowej.
Po co nam cud?
Komu potrzebny jest cud? Czy trzeba wierzyć w nadzwyczajne wydarzenia, co do których Kościół nie wydał ostatecznego orzeczenia? Żadne cudowne wydarzenie nie powinno należeć do kategorii medialnych nowości, a jeśli takim się staje, to właśnie ze względu na brak wiary. Prawdziwie bowiem można dostrzec cud oczami wiary. I do tejże wiary każdy autentyczny cud prowadzi. Ot taki lakmusowy papierek bądź zwyczajne Pawłowe rozpoznawanie po owocach. Przecież Jezus żadnego z cudownych uzdrowień nie dokonał pod publikę, często jednak pytał o wiarę, zawsze ją wcześniej dostrzegając.
Tak, to prawda, że ani w prywatne objawienia, ani w cuda eucharystyczne wierzyć nie musimy. Zresztą one ani nic nie dodają, ani nie stoją w przeciwieństwie do tego, w co Kościół wyznaje wiarę. Są jednak czasem jak echo: bo choć ani nie widzimy Mówiącego, ani nie wiemy, skąd przemawia, to słyszymy wielokrotnie to samo, to z tej, a to z tamtej strony.
Kanclerz białostockiej kurii, ks. Andrzej Kakareko, w oficjalnym komunikacie przyznaje, że wydarzenie z Sokółki „stanowi również wezwanie, aby szafarze Eucharystii z wiarą i uwagą rozdzielali Ciało Pańskie, a wierni, by ze czcią Je przyjmowali”. I rzeczywiście Sokółka inaczej brzmi dla wierzących dobrze znających „smak” Eucharystii, którym potrzebna jest nie tyle do nawrócenia, co do głębszego uświadamiania sobie realnej obecności Boga w czasie każdej Mszy św. W innych kolorach będą rysowali ją uczuleni na wszystko, co pachnie krzyżem i Kościołem, nawet za cenę pogwałcenia naukowych orzeczeń współczesnej medycyny. A co! Zawsze można wysnuć nieśmiertelny argument, że „kiedyś to nauka wytłumaczy”. Lecz w najżywszych kolorach sokólskie wydarzenia zobaczą ci, którzy pozwolą dotknąć się Bogu wyglądającemu znów na chwilę zza kotary.
fot. W. Jaremczak