Św. Jan Chrzciciel, cz. 1 - Specjalista od kryzysu

 

       Kryzys jest rzeczywistością, która może dopaść nas na wielu różnych płaszczyznach. Mówi się chociażby o kryzysie gospodarczym, finansowym, moralnym czy cywilizacyjnym. Istnieje też i taki rodzaj kryzysu, o jakim raczej nie przeczytamy w Internecie ani nie usłyszymy w telewizyjnych wiadomościach – to nasz kryzys osobisty, wprawiony w ruch przez zewnętrzne albo wewnętrzne czynniki. I kto by pomyślał, że dróg przezwyciężenia tego typu sytuacji warto szukać w życiu i historii św. Jana Chrzciciela?

      To ks. Edward Stanek, profesor teologii i patrolog nazwał poprzednika Jezusa „jednym z nielicznych specjalistów od wychodzenia z kryzysów”. Do Chrzciciela, który działał na terenie Pustyni Judzkiej w bardzo trudnych dla Żydów czasach, „przychodzili - jak relacjonuje Ewangelia - mieszkańcy Jerozolimy, całej Judei i całej okolicy nadjordańskiej” (Mt 3,5). Byli wśród nich, obok całej rzeszy tak zwanych zwykłych ludzi, także faryzeusze i saduceusze, czyli duchowi przywódcy narodu oraz celnicy i żołnierze, uważani w ówczesnej Palestynie za kolaborantów.

       Oni wszyscy zadawali Janowi to samo pytanie: „Co więc mamy robić?” (Łk 3,10). A ten im odpowiadał: „Kto ma dwa ubrania, niech podzieli się z tym, który nie ma. Kto ma żywność, niech czyni podobnie” (Łk 3,11). W ten sposób Chrzciciel wskazuje, że nawet w najgorszym położeniu warto zdobyć się na wysiłek pomyślenia nie tylko o sobie samym. Ręka wyciągnięta w stronę bliźniego pozwala chociażby na chwilę oderwać się od własnych kłopotów, możemy nabrać wtedy dystansu do naszego kryzysu, daje nam także pewnego rodzaju satysfakcję, że zwyczajnie – mimo tego, że my sami, nasza społeczność czy nasza wspólnota religijna jest pogrążona w jakiejś ciemności – to jednak udało się zrobić coś dobrego i zmienić trochę otaczający świat na bardziej ludzki.

       W tej samej ewangelicznej scenie Jan udziela specjalnej porady antykryzysowej celnikom i żołnierzom, nie cieszącym się, mówiąc eufemistycznie, dobrą sławą, o powodach czego już wyżej wspominaliśmy. Co ciekawe, Chrzciciel – doskonale przecież znający realia ich życia – nie nakazuje: panowie, natychmiast porzućcie swoją robotę! Celnikom radzi: „Nie pobierajcie więcej niż to, co wam wyznaczono” (Łk 3,13), do żołnierzy natomiast mówi: „Na nikim nic nie wymuszajcie, nikomu też nic siłą nie zabierajcie, ale poprzestawajcie na swoim żołdzie” (Łk 3,14).

       Świetnie podsumowuje te wskazania Chrzciciela ks. Edward Stanek: „Czegóż to bowiem Jan wymagał? Długich modlitw? Częstszego chodzenia do świątyni? Dodatkowych składek na budowę pomników? Nie. Od urzędników domagał się uczciwości; od zbierających podatki — sprawiedliwości; od żołnierzy — unikania przemocy; od wychowawców — umiłowania prawdy; od sprawujących władzę — przestrzegania prawa moralnego; od każdego człowieka — umiejętności podzielenia się tym, co posiada, z braćmi, którym brakuje środków do życia. Jan jest wielkim realistą – zauważa ks. Stanek. – Wzywa do pracy nad doskonaleniem uczciwości człowieka. Traktuje uczciwość jako najbardziej podstawowy warunek wyjścia z każdego kryzysu”.

       Inną, bardzo ważną receptę na przeżycie kryzysu – zwłaszcza tego duchowego – znajdujemy już nie tyle w nauczaniu Chrzciciela, co w jego postawie. Kiedy Herod wtrącił go do więzienia, bo Jan nie szczędził cierpkich uwag pod adresem władcy, który poślubił żonę swojego brata – a to zdecydowanie nie wyczerpywało listy jego podłych występków – poprzednik Jezusa przeżywa jakąś duchową ciemność, czemu trudno się dziwić. Ten Boży wysłannik przeczuwał pewnie, że jego życie wisi na włosku i zaczęły nim targać różnego rodzaju niebezpieczne wątpliwości, próbujące przekreślić sens jego dotychczasowego posłannictwa. Jan wcześniej przekonywał tłumy, że jest tylko głosem, tylko zapowiedzią Mocniejszego (por. Mk 1,7), który za chwilę zjawi się wśród nich, a teraz zaczął się zastanawiać – i łatwo sobie wyobrazić, że nie była to spokojna, snuta z pewną obojętnością refleksja – czy przypadkiem się nie pomylił?

       Jezuita, o. Stanisław Biel tak pisze o sposobie, w jaki Chrzciciel próbuje przezwyciężyć swój kryzys: „W obliczu wątpliwości Jan idzie wprost do Jezusa. Nie poddaje się pokusom, nie wchodzi z nimi w dialog, lecz idzie do źródła, stawia pytanie właśnie Jezusowi: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?" (Mt 11,3).

       Wszystko to rozgrywa się za pośrednictwem uczniów Chrzciciela, więc Jezus im odpowiada: „Idźcie i opowiedzcie Janowi o tym, co słyszycie i co widzicie. Niewidomi odzyskują wzrok, kulawi chodzą, trędowaci stają się czyści, głusi słyszą. Umarli zmartwychwstają, a ubogim jest głoszona dobra nowina. Szczęśliwy jest ten – dodaje jeszcze na końcu Jezus – kto we Mnie nie wątpi” (Mt 11, 4-6).

       „Czas wątpliwości, pokus – zauważa o. Biel - bywa dopuszczany przez Boga. Ten rodzaj wątpliwości jest szansą, aby uczynić jakościowy skok, by nie zatrzymywać się na modlitwie, wyobrażeniach czy myślach o Bogu, ale doświadczyć samego Boga”. Więzienna historia św. Jana Chrzciciela pokazuje, że Jezus na nasze konkretne pytanie odpowiada w bardzo konkretny sposób. Dlatego w czasie kryzysu warto precyzyjnie sformułować to, czego chcemy się od Boga dowiedzieć, nadać kształt naszej wątpliwości, żeby ta mogła zostać przez Niego rozwiana.

       Dobrze też w tym wszystkim pamiętać, że każdy kryzys, czego możemy doszukać się również w greckim źródłosłowie tego wyrazu, to nie tylko zmaganie się i walka, ale również czas decydowania i wyboru. Jeśli, postawieni przez kryzysową sytuację pod ścianą, dochodzimy do wniosku, że chcemy w naszym życiu więcej dobra, jasności, przejrzystości, to na pewno mamy po swojej stronie Mocniejszego.