Światło, którego nie da się ukryć

Czwartek, III Tydzień Zwykły, rok II, Mk 4,21-25

Jezus mówił ludowi: «Czy po to wnosi się światło, by je umieścić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, żeby je umieścić na świeczniku? Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!» I mówił im: «Baczcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą. Bo kto ma, temu będzie dodane; a kto nie ma, pozbawią go nawet tego, co ma».

 

Słowa Chrystusa z dzisiejszej Ewangelii stanowią kontynuację Jego nauki na temat królestwa Bożego. Jego tajemnice wyjaśniał On bezpośrednio swoim uczniom, zaś tłumom mówił o nim w przypowieściach (por. Mk 4, 11). Najpierw Jezus porównał królestwo Boże do siewcy, który wyszedł siać ziarno swojego słowa. Siał je hojnie i wszędzie, gdzie popadło, nie zważając na różne rodzaje gleby, na które padało. Teraz Jezus używa obrazu światła. Królestwo Boże jest dla każdego człowieka i dla świata tym, czym światło lampy dla domu. Obraz ten jest na tyle wymowny i czytelny, że tłumaczy się sam przez siebie. Światło jest po to, aby oświecać wszystko, co jest w domu, nie zaś po to, by je przykryć pod stołem. Tak naprawdę nawet nie da się przed nim uciec i go ukryć, bo światło przenika wszystko, każdy mrok i ciemność (jak powie św. Jan Ewangelista: „Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła – por. J 1, 5). Dlatego też Jezus dodaje, że nie ma nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw.

Owym królestwem Bożym, opisanym przez Jezusa w obrazach zasiewanego ziarna i wnoszonego do domu światła, jest On sam – Jego Osoba, która jako wcielone Słowo Ojca przyszła na świat. Ponieważ jednak przyszła nie jako ktoś „obok nas”, ale stała się „jednym z nas”, przyjmując naszą ludzką naturę, wcześniej czy później każdy z nas musi się wobec niej wypowiedzieć, wobec niej określić. Albo ją przyjmujemy, jej słuchamy, albo ją odrzucamy i żyjemy według własnej miary, według miary własnego „ja”. Jezus objawia nam jednak kolejną prawidłowość: „Jaką miarą wy mierzycie, taką i wam odmierzą”. Jeśli w relacjach z innymi kierujemy się miarą człowieczeństwa Chrystusa, która jest miarą miłości, miarą daru z siebie – taką samą miarą zostanie i nam odmierzone. Na dodatek okazuje się, że ta Chrystusowa miara właściwie nie ma miary albo, inaczej mówiąc, jest miarą nie z tego świata. Bo gdy czujemy się wypełnieni Chrystusową łaską, Jego miłością i zaczynamy ją dawać, okazuje się, że jej nie ubywa, tylko wciąż przybywa. Jeżeli jednak czujemy, że nie mamy nic do dania, bo tak naprawdę nic od Boga nie otrzymaliśmy, to okazuje się, że zostaje nam zabrane nawet to, co mamy, a czego nawet nie dostrzegliśmy.

Jeżeli żyjesz w Chrystusie, Twoje życie staje się światłem, którego nie da się ukryć lub zgasić. Staje się ono także darem dla innych, darem, który nie zna miary i który pomnaża się w nieskończoność…