Światło

Niedziela, V Tydzień Zwykły, rok A, Mt 5,13-16

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie».

 

Dwa miesiące temu płomień świecy adwentowej zwiastował nam nadejście Zbawiciela. Światło Gwiazdy Betlejemskiej prowadziło mędrców ze Wschodu, a blask świątecznego wystroju cieszył nasze oczy. Lubimy, gdy jest jasno, bo to pomaga nam żyć. Parę dni temu usłyszeliśmy z ust Symeona słowa: „Światło na oświecenie pogan i chwała ludu Twego, Izraela”, w których wychwalał Boga za dar Mesjasza, który swoim słowem oświeci serca i umysły ludzi. Dziś sam Jezus o sobie mówi: „Ja jestem światłością świata, kto idzie za Mną, będzie miał światło życia”. Skoro On jest światłością, oświeceniem i światłem, którego potrzebujemy, to dlaczego został znienawidzony przez wielu, następnie zmasakrowany i w końcu zamordowany? Dlaczego ludzie wolą żyć w ciemności grzechu, którego skutkiem jest śmierć? Czy światło, które kochamy i za którym tęsknimy, może być naszym wrogiem?

Dawno, dawno temu, gdy chodziłem jeszcze do szkoły, wczesnym rankiem budziła mnie mama. Zapalała w sąsiednim pomieszczeniu światło, a ono przez szyby w drzwiach delikatnie przenikało do mojego pokoju, aby mnie obudzić. Pamiętam, że mimo tak niewielkiego blasku chowałem się pod kołdrą, uciekając w ciemność nocy. Oczywiście nie ma w tym nic dziwnego, bo oczy przyzwyczajone do ciemności nie mogą znieść nawet najmniejszego blasku. Co innego w środku lata, leżąc na plaży w samo południe słonecznego dnia, spragnieni słońca i przyzwyczajeni do światła, z niechęcią przyjmujemy cień najmniejszej chmurki.

Podobnie jest w życiu duchowym. Gdy uczynki nasze są niecne, zakłamane i złe, to nie chcemy, aby ujrzały światło dzienne. Wolimy, by nasza niegodziwość i zło pozostały w ukryciu. W ciemności żadnego brudu nie widać, w świetle natomiast najmniejsza nawet plamka pokazuje niedoskonałość. Wybór trwania w świetle wydaje się oczywisty, bo gdy „opalamy się” w promieniach Bożej miłości, tą miłością promieniejemy na ludzi wokół siebie. To Boże światło przenika przez nas, jak promienie słońca przez witraż. Dopóki trwamy w Bogu, dopóty ten boski blask czyni nas samych światłem dla bliźniego.

Słowo Boże na niedzielę odwołuje się dziś do symbolu światła, byśmy przez tę alegorię lepiej zrozumieli orędzie zbawczej Miłości. Może jednak dla niektórych i to jest zbyt trudne. Dlatego powiem inaczej: żyj w Bogu i z Bogiem, byś w obecności Stworzyciela niczego się nie wstydził, a Twe uczynki godne były Wszechmogącego, bo inaczej pójdziesz w ciemność, tam gdzie nie ma niczego. 

Mówiąc jeszcze bardziej przystępnym językiem: niebo albo piekło, do Ciebie należy wybór. Chyba prościej się nie da. Prawda? Amen.