Święty spokój

Sobota, IV Tydzień Wielkiego Postu, rok II, Jr 11,18-20

Pan mnie pouczył i zrozumiałem; wtedy przejrzałem ich postępki. Ja zaś jak potulny baranek, którego prowadzą na zabicie, nie wiedziałem, że powzięli przeciw mnie zgubne plany: «Zniszczmy drzewo w pełni jego sił, zgładźmy go z ziemi żyjących, a jego imienia niech już nikt nie wspomina!» Lecz Pan Zastępów jest sprawiedliwym sędzią, bada nerki i serce. Chciałbym zobaczyć Twoją pomstę na nich, albowiem Tobie powierzam moją sprawę.

 

Wystarczyłoby siedzieć cicho… Taka pokusa, która dziś rozpanoszyła się na salonach – zarówno u tych potężnych i wielkich, jak i u tych, którym się wydaje, że mają coś do powiedzenia na własnym podwórku. Przecież chodzi o tzw. święty spokój, który – po głębszej analizie – ani nie pochodzi od Świętego, ani tym bardziej nie jest gwarantowanym doświadczeniem spokoju, a jedynie permanentną iluzją. A wszystko bierze się z pragnienia wygodnego życia, w którym po nieznacznych zmianach można dopasować Boga do osobistej wizji szczęścia. Goryczą przepełniona jest i skarga Jeremiasza, i wypełnione swoistym bólem słowa Boga zdradzonego przez tych, których kocha… i musi minąć jeszcze wiele lat, zanim Jeden z nas, będący jednocześnie umiłowanym Synem, będzie wołał o miłosierdzie, bo przecież nie wiemy, co czynimy…

A to będzie chwila powrotu do pierwszego pomysłu i pragnienia Ojca, który w Jezusie będzie widział każdego z nas i w każdym z nas będzie szukał podobieństwa do swojego Syna.

Dlatego wołam dziś i życzę Ci, byśmy nie uciekali przed Jego spojrzeniem i nie bali się stanąć obok Baranka – Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego…