Szczęście

Niedziela, VI Tydzień Zwykły, rok C, Łk 6,17.20-26

Jezus zszedł z Dwunastoma na dół i zatrzymał się na równinie; był tam liczny tłum Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jeruzalem oraz z nadmorskich okolic Tyru i Sydonu. On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił: «Błogosławieni jesteście, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Błogosławieni, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego odrzucą z pogardą wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom. Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom».

 

Słyszałem kiedyś taką historię. Na drogę szybkiego ruchu wjechał swoją furmanką ciągniętą przez dwa konie starszy już wiekiem rolnik. Nie trzeba było długo czekać i w furmankę uderzyło z ogromną prędkością rozpędzone auto. Konie leżą w rowie, drewniany wóz rozbity w kawałki, a woźnica leży na drodze, ma złamane dwie ręce i nogi. Jednak mimo tych złamań i ogromnego bólu woźnica tak sobie myśli: Jak kogoś stać na tak wielki i drogi samochód, to będzie też i dobre odszkodowanie. I wtedy z samochodu wychodzi wysoki, umięśniony kierowca, podchodzi do pierwszego konia, widzi, że połamany, wyciąga pistolet, przykłada do głowy, strzela. Podchodzi do drugiego, widzi, że drugi koń też połamany, przystawia pistolet, strzela. W końcu podchodzi do woźnicy, widzi, że on też połamany, więc pyta, a wy dziadku, jak się czujecie? Na to woźnica odpowiada: Jeszcze się nigdy tak dobrze nie czułem jak teraz.

Wśród idących za Jezusem i słuchających Go byli zarówno ludzie zadowoleni ze swego życia, jak i ci, którzy mieli w życiu bardzo ciężko. Wszyscy oni szli za Jezusem, bo chcieli usłyszeć słowa Jego mądrości oraz chcieli dołączyć do tych, którzy mówią o sobie, że są szczęśliwi. Pragnęli czegoś więcej niż tylko słów. Tym bardziej że jak czytamy dalej, nie wzięli z sobą jedzenia. Zostawili wszystko i poszli za Nim. Chrystus i o to się zatroszczył. U podnóża Góry Błogosławieństw rozmnożył dla nich chleby i ryby. Byli wtedy gotowi obwołać Go królem, tak bardzo byli szczęśliwi.

On jednak mówił im o innym szczęściu. To inne szczęście wcale nie polega na posiadaniu czy najedzeniu się do syta, ale na posiadaniu wartości nieprzemijających. Góra Błogosławieństw, piękna sama w sobie, jest obrazem raju. Różnobarwne kwiaty, piękne drzewa, dojrzewające owoce, soczysta zieleń, śpiew ptaków w gałęziach. Na dole Jezioro Galilejskie z obfitością ryb. Słuchacze czuli, że tu powtarza się scena biblijnego raju, po którym przechadza się Bóg, Bóg, który w Chrystusie przybrał ludzką postać. Chrystus mówił o drodze prowadzącej do prawdziwego raju, gdzie nie będzie bólu, narzekania i płaczu, tylko uszczęśliwiająca obecność Boga. A jest to droga błogosławieństw, całkowitego zaufania i zawierzenia Bogu, nawet wbrew ludzkiej logice (ks. R. Koper).

Wiele lat wcześniej o tym zaufaniu Bogu pisał prorok Jeremiasz: Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi. Nie obawia się, skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście. O tych zaś, którzy całą nadzieję złożyli w człowieku, pisał: Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Jest on podobny do dzikiego krzaka na stepie. Nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście. To, o czym pisał prorok Jeremiasz, potwierdza doświadczenie życiowe. Nie spotkałem człowieka, który u schyłku swych lat żałowałby zmarnowanego życia z powodu zaufania Bogu. I przeciwnie, znam ludzi, którzy żałowali zmarnowanego życia z powodu odwrócenia się od Boga i złożenia całej nadziei w sobie lub swoich bogactwach.

Dziś to zrozumienie nauki Chrystusa jest niezmiernie trudne. Świat mówi inaczej niż Chrystus. A coraz więcej ludzi woli słuchać świata. Dlatego współczesne błogosławieństwa to Chrystusowe biada, a współczesne biada to Chrystusowe błogosławieństwa. A ponadto coraz rzadziej poddajemy się takiej refleksji nad życiem, nad sobą. Tak jakbyśmy zupełnie oddali nasze życie w ręce innych ludzi.

Przed laty kręcono film „Quo Vadis”, w którym zagrała Deborah Kerr. Po nakręceniu groźnej sceny z lwami na arenie cyrkowej jeden z reporterów zapytał ją: Nie bałaś się, gdy na arenie cyrkowej lew zmierzał w twoim kierunku? Deborah odpowiedziała: Absolutnie nie. Czytałam scenariusz i wiedziałam, że zostanę uratowana.

Bóg też dla każdego z nas napisał swój scenariusz. Trzeba się z nim zapoznać i uwierzyć, wtedy będziemy mieć pewność, że nic nam nie grozi.