Tak to się zaczyna

Wtorek, Niedziela Zesłania Ducha Świętego, rok II, Mt 5,13-16

 Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.

 

 
       Wyobraźmy sobie, że patrzymy wieczorem przez okno i widzimy chodzącego po ulicy człowieka. Przejdzie raz, potem drugi. Ciemność gęstnieje, nadchodzi noc. Kogo szuka? Lekarza czy przyjaciela, który by mu pomógł rozwiązać ciężki osobisty problem? Jeśli jesteśmy ludźmi, wczujemy się w jego sytuację. Zatrzymamy się przy nim, pozdrowimy go i zapytamy: Szuka pan kogoś? Wyciągnie notes z adresami. W dobrym kierunku pan idzie. Zaraz pana zaprowadzę… Znam go.
       A teraz wyobraźmy sobie inną sytuację. Spotykamy kogoś w podróży, w pociągu albo w poczekalni u lekarza. Mówi, a my słuchamy. Bardzo mocno kogoś pokochał… Potem przyszła boleść rozczarowania, z której nie potrafi znaleźć wyjścia. Albo popełnił jeden fałszywy krok i od tego momentu nikt nie chce z nim rozmawiać. Został sam. Albo nasłuchał się już tylu różnych teorii o dobrym życiu, że jest zupełnie zdezorientowany. Zaczyna żyć według jednej – nie wychodzi; zaczyna według drugiej – także to samo… Zbliża się wieczór, życie przechodzi, a jemu przybywa niepewności i poczucia bezużyteczności. Żal nam tego człowieka.
      Pomóżmy mu: jeśli pragniesz prawdziwej miłości w zamian za zawiedzioną miłość, jeśli szukasz przyjaciela…; znam Kogoś, kto w miłości jest wierny aż do końca. Jeśli popełniłeś błąd, z którego powodu wszyscy się boczą, bo nie chcą wystawić na szwank swego dobrego imienia, pokażę ci Kogoś, kto umie wszystko odpuścić i kocha wszystkich ludzi.
       Poszukujesz prawdy o życiu? Ten, o którym wspominam, z pewnością ci ją da. Kto to jest? Jeśli chcesz, zapoznam cię z Nim… Nazywa się Chrystus.
         Mniej więcej tak się to zaczyna...