Takie już jest życie proroka. XX Niedziela zwykła

Niedziela, XX Tydzień Zwykły, rok C, Łk 12,49-53

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. Chrzest mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej".

 

Nie łatwe jest życie proroka. Nie łatwe też jest jego zadanie. Bo zadaniem proroka jest zwracać uwagę, napominać. A dla człowieka słuchać napomnień, wskazówek, to wcale nie taka prosta sprawa. Co ktoś mi będzie mówił, co ja mam robić? Najlepiej wrzucić go jak proroka… do błota. On mnie napomina? A wcale nie jest lepszy ode mnie.

Wszyscy jesteśmy grzeszni i wszyscy popełniamy grzechy. Ale potrzeba nam proroków, by byli dla nas przynajmniej wyrzutem sumienia. A to już dużo, bo to prowadzi do refleksji, do pewnych osobistych przemyśleń. Prorok ma świadomość, że nie ma być lubiany, podziwiany, ma tylko mówić: uważaj, bo źle robisz, to nie tak, spróbuj inaczej. Taka była rola proroków w Starym Testamencie i taka jest rola współczesnych proroków. Dlatego ciągle słuchamy wskazówek papieża, kapłanów, kaznodziejów, rekolekcjonistów.

Nie tak dawno z tego miejsca powtórzył ks. Bartosz, rekolekcjonista, takie nie łatwe, ale  bardzo prawdziwe powiedzenie: Do kościoła przyjdę, bo muszę, ale buzią nie ruszę. Taka ledwo tląca się wiara, której nawet nie potrafię wyznać ustami, już nawet nie gdzieś na ulicy, w miejscu pracy wobec innych ludzi, ale w kościele, gdzie obecni są przecież sami wierzący, ochrzczeni, katolicy.

A Jezus mówi: ogień przyszedłem rzucić na ziemię! Nie płomyczek położyć na ziemi, ale ogień rzucić na ziemię! Czyli wiara w Boga ma być dynamiczna, nie statyczna. Ma mnie angażować. Nie Bozia, Jezusek, paciorek, jak się często zdarza mówić nawet dorosłym. Ale Pan Bóg, Sędzia żywych i umarłych, Jezus Chrystus mój Pan i Zbawiciel, modlitwa, Eucharystia, Bóg w Swoim Ciele i Krwi na ołtarzu. Nie mam być tylko widzem, na Mszy św.

Nam tak się często zdarza tak zbyć tą Mszę św. te nasze myśli latają po całym kościele, albo nawet gdzieś dalej. Kiedyś w jednej parafii kaznodzieja mówił kazanie na pogrzebie księdza, swojego kolegi i mówi tak: „Śp. Ks. Stanisław każdego dnia mówił do was od tego ołtarza słowa: Módlcie się, aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec wszechmogący”. Kaznodzieja nie zdążył postawić kropki, jak lud odpowiedział: „Niech Pan przyjmie ofiarę z rak twoich na cześć i chwałę swojego Imienia…” Kaznodzieja na szczęście wybrnął z kłopotliwej sytuacji, powiedział: tak, tak, on tak mówił, wy  tak odpowiadaliście.

Zresztą kochani, nie tylko o Mszę świętą chodzi, chodzi o nasze chrześcijańskie życie. Chrystus mówi dosadnie, nawet o rozłamie: Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej. Mąż mówi do żony: i po co pójdziesz na Mszę, co ci to da. Żona pomyśli, może ma rację. Po co pójdziesz do spowiedzi? Gorsi są od ciebie, a nie chodzą… I z wiary wychodzą, jak to się mówi, takie ciepłe kluski.

Wierzyć to znaczy być konsekwentnym wobec wyznawanej wiary. Wiara to nie tylko 40 do 50 minut w niedzielę. A gdzie życie? Zastanawiamy się nie raz dlaczego tak jest, że jak biskupi, czy księża bronią życia od naturalnego poczęcia do naturalnej śmierci, bronią świętości rodziny, zabiegają o właściwe świętowanie dnia pańskiego, dlaczego tak ciężko o taką postawę wśród świeckich. Ponoć w Polsce mamy ponad 90 procent katolików. Gdzie oni są? Kto robi zakupy w naszych miastach, czy w naszym mieście w niedzielę? Mahometanie? Buddyści? Mormoni?

Bracia i Siostry. Dlaczego o tym wszystkim wspominam. Bo z nami tak to już jest, że bez względu na to, czy jesteśmy osobami świeckimi, czy duchownymi, to lubimy słuchać ludzi, którzy mówią takie piękne słowa, okrągłe, dopieszczone, gładkie jak masło, którzy nas chwalą, głaszczą. Lubimy takich księży, takich polityków, pracodawcy lubią takich pracowników, coś jak w polskiej komedii pt. Miś (Łubu dubu, łubu dubu…). A Jezus ogień przyszedł rzucić na ziemię, rozłam wprowadzić. I tego nam dziś potrzeba, tego ognia dla wierzących w Chrystusa, tego rozłamu.

Kiedyś przed laty Jan Paweł II wołał: Niech zstąpi duch twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi. Dzisiaj pewnie by wołał: Niech zstąpi duch twój i rozpali oblicze ziemi, tej ziemi. Amen.