Tata na miarę czasów
Dzisiaj bardzo wiele się pisze, rozmawia o roli mamy w rodzinie. Bardzo otwarcie mówi się o trudach macierzyństwa, wychodzi się z pewnego tabu, a kobiety nie wstydzą się prosić o pomoc. Jednak to rola taty współcześnie mocno ewoluuje. Nie jest on już ojcem stojącym obok i tylko przyglądającym się rozwojowi dziecka bądź zaangażowanym wyłącznie na tyle, na ile pozwoli mu matka dzieci. Rzadko też jest dzisiaj „straszakiem” na niesforne pociechy, kiedy już mama nie daje rady. Dziś tata to pełnoetatowy członek rodziny, który chce być świadomie obecny na każdym etapie rozwoju dzieci. Nie robi niczego z przymusu.
Powoli zacierają się też pewne utarte role przypisane matce i ojcu. Choć wydaje mi się, że tylko na polu dotyczącym obowiązków, pielęgnacji, opieki i wyboru pewnej ścieżki wychowawczej dzieci, a także samostanowieniu o sobie. Myślę, że pewne predyspozycje, które posiadają wyłącznie kobiety i mężczyźni, tak do końca nie są w stanie się wzajemnie wyeliminować. Tylko ich korelacja da swoistą pełnię do budowania zdrowej relacji z dzieckiem. Warto wiedzieć, że role, w które wchodzimy w rodzinie, działają tylko na danym etapie rozwoju dziecka. Z początku oczywiście mama jest ogniwem spajającym rodzinę, z czasem tata przejmuje pałeczkę.
Wiem, że są opinie, jakoby rola ojca dziś mocno została sfeminizowana, że nieco umniejsza się jego zasługi. Wydaje mi się, że tak może być, jeżeli ojcowie w pełni zaczną naśladować swoje żony, matki, by sprostać obowiązkom domowym. Fakt faktem, że współcześni ojcowie nie mają typowych wzorców „bliskościowego ojca”. Znają głównie tradycyjny model rodziny, w którym matka przejmuje kwestie emocjonalne, opiekuńcze, domowe, natomiast ojciec zapewnia byt rodzinie, a dopiero po pewnym czasie ma coś do powiedzenia. Chcąc sprostać dzisiejszej rzeczywistości, wybierają model bardziej partnerski, czasem niestety zapominając o swojej odrębności. Pewnie moja analiza jest zbyt ogólnikowa i mocno uproszczona. Wydaje mi się jednak, że rodzice opierający się dzisiaj czy na modelu partnerskim, czy na tradycyjnym, bo wciąż taki ma miejsce, powinni uwzględniać swoje wyjątkowe predyspozycje oraz pamiętać o obopólnej zgodzie i szacunku.
Co więcej, uważam, że droga, którą obierzemy, może się zmienić, bo zmieniają się nasze opinie, związane chociażby z położeniem, w jakim się znajdujemy. Z początku faktycznie matka postanawia pozostać z dziećmi w domu, aż pójdą do przedszkola czy nawet do szkoły, ale to może się zmienić, kiedy postanowi wrócić do pracy czy zupełnie zmienić swój profil zawodowy. Tradycyjny model rodziny, z podziałem na wyraźne role matki i ojca, też nie jest dziś do końca modelem tradycyjnym. Został on nieco zmodyfikowany przez presję ekonomiczną czy społeczno-kulturową. Nadal są wyraźne role i obowiązki, ale też zgoda na współodpowiedzialność materialną, bez przymusu. Decyzje podejmuje się wspólnie. Wydaje mi się, że wzajemny szacunek, a przede wszystkim szczera rozmowa i chęci nie niwelują takiego modelu rodziny. To, od czego chcielibyśmy odejść, co jest efektem, myślę, większej świadomości rodziców, to na pewno od autorytarnego podejścia do wychowania dzieci. Myślę, że w rodzinach mocno zakorzenionych w tradycji powoli się to zmienia.
Wracając do współczesnego ojców, jestem osobiście mocno podbudowana ich świadomością i zaangażowaniem. Co więcej, tworzą oni swoje społeczności internetowe, wymieniają się doświadczeniami, czytają książki parentingowe, czynnie udzielają się na warsztatach czy w szkole rodzenia. Ktoś gdzieś zauważył, że wiele książek dla współczesnych rodziców piszą właśnie mężczyźni. I co ważne, nie chcą być kopiami swoich żon, chcą być ojcami w najlepszym tego słowa znaczeniu. Myślę, że mają nieco utrudnioną sprawę, bo inaczej niż my, kobiety, odbierają różne sprawy, są mniej emocjonalni, są zadaniowcami i nie dostrzegają czasami drugiego dna w zachowaniu, nie lubią rozmawiać o emocjach. A jednak starają się to robić.
Nie wyobrażałam sobie być sama na sali porodowej. I z pewnością nie chodziło o to, by mąż widział moje cierpienie i trud, by pokazać, że ja mam gorzej. Ten spór toczy się już od ponad dwóch wieków i ma swoje i dobre, ale i złe skutki. Ale dziś nie o tym. Chciałam, by mnie wspierał, by był obecny w pełni w cudzie narodzin. Ponadto on też nie wyobrażał sobie być gdzie indziej. Poza tym porody rodzinne, wspólne wizyty u ginekologa tylko przybliżyły nas jako małżonków. Przecież wspólnie rodziliśmy się jako rodzice. Nigdy wcześniej nie wiedzieliśmy, jak to jest. Kiedy moje porody z konieczności walki o życie naszych dzieci musiały zakończyć się cesarskim cięciem, nasze dzieci były kangurowane na piersi męża. I jak sam później opowiadał, nigdy wcześniej nie czuł takiego podekscytowania. Nie bał się wziąć na ręce dzieci, nawet mu to przez myśl nie przeszło. Zanim w pełni doszłam do siebie, to on przejął gros obowiązków pielęgnacyjnych dzieci. Wziął od razu urlop ojcowski, co było dla mnie ogromnym wsparciem, ponieważ wiem, że wiele mam po pierwszych zachwytach, odwiedzinach gości zostaje samych, czując ogromną bezradność i samotność. A tak pierwszy miesiąc byliśmy razem, powoli się siebie ucząc nawzajem i budując niezwykłą więź. Zawsze będę mu za to wdzięczna.
Nie jest dzisiaj niczym dziwnym, kiedy mężczyzna jeździ z wózkiem, karmi butelką, przewija dziecko czy nawet chodzi na wizyty kontrolne do lekarza. Zdarzają się sytuacje, że ojcowie dzielą swoje urlopy rodzicielskie z mamami. Nie uciekają z domu, gdy pojawiają się problemy z ząbkowaniem czy kolkami. Dostrzegają zmęczenie żon. Dają sobie czas na wzajemny odpoczynek, czasem w zupełnej samotności.
Oczywiście wszystko zależy od nas samych. My, mamy, też musimy umieć ustąpić czasem miejsca tacie. Wiem, że mamy czasem takie przeświadczenie, że nikt nie będzie umiał się zająć dziećmi tak dobrze jak my. Dlatego warto korzystać z pomocy, szczególnie ojca swoich dzieci. Mężczyźni chcą być doceniani, ale tak szczerze, chcą być potrzebni, więc nie odbierajmy im tego. Najlepszym lekarstwem na konflikty jest rozmowa, taka pozbawiona krytykanctwa, wyliczania błędów i potknięć. Która z nas czasem nie ulega takim pokusom.
Współcześni ojcowie mają szczególne zadanie, ponieważ w zależności od tego, jak będą postrzegani, jakimi będą ojcami, są w stanie zmienić obraz ojca nieobecnego, stojącego z boku, surowego, wymagającego. Wiele badań naukowych potwierdza, ale i z naszych obserwacji dookoła wynika, że bez ojca dzieci mają utrudniony start w życie, większe prawdopodobieństwo uzależnień, kłopoty z agresją i przemocą. Oczywiście abstrahuję zupełnie od sytuacji patologicznych. Niemniej jednak matka nigdy w pełni nie wypełni luki po ojcu. I na odwrót.
I już na koniec, z racji Waszego święta, drodzy Tatusiowe, Ojcowie, życzę Wam, byście nigdy nie stracili zapału i chęci stawania się lepszymi i bycia wzorami dla Waszych dzieci.