Tęsknię za tobą…
Coś, co mnie bardzo rozczula, choć nie wiem, czy to dobre określenie, to tęsknota moich dzieci. To może trochę egoistyczne spostrzeżenie, ale fakt, że za nami tęsknią, jest takim dowodem na ich bezgraniczną miłość do nas. Jednak czasem trudno się patrzy, kiedy dziecko się do ciebie wyrywa, a ty akurat musisz je zostawić pod czyjąś opieką. Tęskni i dziecko, i ty sama. Tym bardziej że tęsknota raczej kojarzy się z czymś nieprzyjemnym, ze stratą kogoś lub czegoś, z uczuciem braku, lęku. Z początku może to nie jest taka tęsknota świadoma, może bardziej to lęk separacyjny. Dla dzieci przecież jesteśmy jedyną ostoją bezpieczeństwa i kimś, kogo znają prawie rok, poznały nieco, kiedy jest nam dobrze, kiedy niekoniecznie. Poza tym trudno niemowlęciu przyjąć fakt, że mama jest odrębnym bytem. W końcu kiedyś następują momenty, kiedy dziecko będzie musiało być bez rodziców bądź po prostu zostanie z kimś innym, zaczną się pierwsze nocowania u dziadków, pierwsze wyjazdy wakacyjne bez rodziców.
Z pewnością łatwiej jest podejść do pierwszych rozłąk, kiedy dziecko jest już odstawione od piersi. Siłą rzeczy to arcyważny rytuał w życiu dziecka. Wiele doniesień naukowych dowodzi korzystnego wpływu długotrwałego karmienia dziecka piersią, co osobiście potwierdzam. Niemniej z dzieckiem przy piersi jesteśmy bardziej uwiązane. Gdy dziecko jest starsze, gdy już je wszystko, wtedy chwilowa rozłąka może czasem nie zostać nawet zauważona. Pamiętam pierwsze swoje wyjście do sklepu w celu naładowania baterii. Po dość trudnych początkach swojego macierzyństwa wyszłam na zwykłe zakupy spożywcze, jednak nasz synek długo nie chciał być beze mnie. Wiadomo, jak to przy pierwszym dziecku jest. Od razu była panika, sprint do domu, a jeszcze jak w telefonie usłyszałam jego krzyk, to naszły mnie ogromne wyrzuty sumienia. Byłam bardziej zmęczona niż zwykle. Później już znaleźliśmy sposoby, by móc trochę odetchnąć. I te krótkie rozłąki nie były już tak uciążliwe dla synka, później też i córki. Niemniej zawsze przy dziecku karmionym piersią trzeba przemyśleć mnóstwo spraw.
Później zaczęły się samodzielne wizyty u dziadków, cioć i wujków, wspólne z nimi wyjazdy na wycieczki te bliskie i te dalekie, aż po pierwsze nocowanie. Nasz synek, mając trzy latka, bardzo chętnie szedł do naszych rodziców na noc. Nie ukrywam, że mieliśmy pewne obawy, czy będzie rozpacz przed samym snem, czy dziadkowie wytrzymają presję, bo to czasem trudne, kiedy dziecko rozpacza za rodzicami. A przede wszystkim obawialiśmy się o syna, głównie dlatego, że raczej był nieśmiały, długo się przekonywał do wielu rzeczy, także do ludzi, co nadal zauważamy. My wiemy, że tak jest, i staramy mu się dozować emocje, jednak różnie to bywa u innych ludzi. Teraz kiedy ma już pięć lat i również od czasu do czasu idzie do dziadków spać, dłużej mu schodzi podjęcie decyzji, by zostać u nich na noc. To trochę potwierdza fakt, o którym czytałam kiedyś, że trzylatkowie są bardziej otwarte na nowe znajomości i poznawanie świata. Natomiast starsze dzieci są bardziej świadome i dojrzalsze, przez co czasem mocniej tęsknią niż maluchy.
W ciągu dnia również mamy do czynienia z pewnymi formami tęsknoty. Nasze dzieci bardzo tęsknią za sobą. Synek chodzi już do przedszkola, natomiast córka jest ze mną w domu. Nie ma końca pożegnaniom, a później powitaniom. Przytulanie, całusy, machanie przez okno – to wszystko jest na porządku dziennym. Czasami córka potrafi stać długo po wyjściu męża z synkiem pod drzwiami, czasem płakać albo się ubierać, by iść za nimi. Czasami dzieci, będąc u naszych rodzin bez nas, w trakcie zabawy potrafią zrobić chwilę przerwy, by zatęsknić, zapytać, kiedy wrócimy, po czym znowu wracają do zabawy. Wydaje mi się, że to ich pewien mechanizm obronny, by upewnić się, że my wrócimy, że to stan przejściowy.
Nie zdawałam sobie sprawy, że źle przebyty proces tęsknoty w dzieciństwie może powodować duże problemy w życiu dorosłym: od utrudnionych relacji, poczucia bycia bezwartościowym, braku motywacji do działania czy nawet przedstawiania w gorszym świetle swoich bliskich, za którymi będzie się tęsknić, by w tak pokrętny sposób poradzić sobie z rozłąką. Przede wszystkim każdy z nas w mniejszym lub większym natężeniu doświadcza lub doświadczył tęsknoty, jest to na pewno coś naturalnego. I dobrze jest dziecku uświadomić fakt, że kiedy ono czuje tęsknotę, której często towarzyszy lęk, rozdrażnienie, brak koncentracji, to ma prawo tak się czuć, że jest to zupełnie normalne i że można temu uczuciu zaradzić. Jednak to jest proces, dla jednych dłuższy, dla innych krótszy. Ważne, by nie popaść w rozpacz, która nakręca frustrację i trudno z niej wyjść.
Z pewnością destrukcyjne jest, kiedy daje się dziecku do zrozumienia, że tęsknota za rodzicami jest słabością, kiedy bagatelizuje się jego uczucie osamotnienia, kiedy wywiera się na nim presję, że już jest za duże na takie „tęsknotki”, albo oskarża się go – może to za mocne słowo – że jest mu źle z osobą, która akurat sprawuje nad nim opiekę. Tęsknota u dziecka pokazuje, że brakuje mu jakiegoś poczucia bezpieczeństwa, które jednak najbardziej odczuwa się przy rodzicach. Poza tym niereagowanie na płacz jest wyraźnym znakiem dla dziecka, że ignorujemy jego potrzeby. A małe dzieci najczęściej tak nam komunikują, że dzieje się coś nie tak. A wtedy pojawia się w nich większa frustracja i utrudniona jest z nimi jakakolwiek współpraca.
Kiedy któreś z nas musi wyjechać bądź kiedy nasz syn jedzie do dziadków na noc, staramy się przede wszystkim ustalić pewne reguły i sposoby reagowania na pewne trudniejsze jego zachowanie. To ma pomóc zarówno synowi, jak i jego opiekunom. Wiadomo, że przy rodzicach jest większa konsekwencja w działaniu, a poza domem jest z kolei większe rozluźnienie. A kiedy do tego dojdzie tęsknota, może zrobić się ciężko. Dlatego zawsze mamy umówiony telefon przed snem, wysyłamy sobie zdjęcia, co akurat zrobiliśmy czy zjedliśmy. Synek bierze ze sobą ulubione zabawki, żeby jak najbardziej oddalić od siebie smutki związane z rozłąką. Kiedy wyjeżdża, prawie zawsze przywozi nam jakąś pamiątkę. Kiedy mąż wyjeżdża, zabiera ze sobą maskotkę, którą dają mu dzieci, żeby również za nami nie tęsknił. Jednak zdarzają się jeszcze trudne chwile, kiedy synek chce wracać szybciej do domu. To może być kłopotliwe dla opiekunów, bo czasem trudno zapanować nad gorszym nastrojem dziecka. Wtedy nie robimy nic na siłę, tylko pozwalamy mu wrócić wcześniej, bez zbędnych kazań.
Tęsknota nie musi zawsze oznaczać czegoś tylko nieprzyjemnego. Przede wszystkim uświadamia nam potrzebę bycia z drugą osobą i działania na jej rzecz. Takie drobne gesty, o których wyżej wspomniałam, budują i pogłębiają naszą rodzinną więź.