Trudne tabu

Najpierw była niewielka mogiłka usypana z ziemi, obok wbity krzyż z tabliczką. Na niej imię i nazwisko, data urodzin, a poniżej data śmierci. Z czasem mogiłka zniknęła, a jej miejsce zajął pomnik. Niewielki, ale porządny. Z marmuru. Będzie łatwiej utrzymać porządek. Wystarczy postawić kwiaty w doniczce, nie trzeba troszczyć się już o trawę, która rosła tam jak szalona. 

Groby dzieci zawsze budziły w niej niepokój, szczególnie kiedy sama była jeszcze mała. Wyryte na pomniku napisy – „żył jeden dzień”, „żyła trzy dni”, „powiększyła grono aniołków” – były dla niej zupełnie abstrakcyjne. Nie rozumiała, dlaczego te dzieci, tak jak ona, nie chodzą do szkoły, nie bawią się, nie śmieją. Ich ciałka schowane gdzieś w ziemi leżą w najdalszej kwaterze cmentarza. Żeby do niej dojść, trzeba przejść cały cmentarz. Może to i lepiej, bo widok tych małych grobów rozrywa serce, a pytanie o to, dlaczego Bóg do tych śmierci dopuścił, samo ciśnie się na usta. Niestety, nikt nie zna na nie odpowiedzi. Może więc lepiej nie zaprzątać sobie nimi głowy… I nie zadawać ich dorosłym, bo przynajmniej ci, z którymi to miejsce odwiedzała, nie byli chętni do rozmowy. Raz, drugi próbowała, ale skoro szybko zmieniali temat, ucinali rozmowę, uznała, że więcej nie będzie zawracać im głowy. Pewnie dorośli mają inne problemy… 

Ona dobrze pamięta ten cmentarz. To parę minut od domu, a jak szło się przez las, to w trzy minuty można było być na miejscu. Jako mała dziewczynka przychodziła tam z mamą, głównie latem, bo co drugi dzień trzeba było podlewać świeżo zasadzone kwiaty i przycinać młodą trawę, bo ta niesfornie rosła we wszystkich możliwych kierunkach. I obowiązkowo były tam we Wszystkich Świętych. Najlepiej z samego rana albo dzień wcześniej wieczorem, choć to było ryzykowne, bo jak, nie daj Boże, w nocy przychodziły przymrozki, to świeże kwiaty więdły. A sztucznych mama nie lubiła. 

Co ona pamięta z tego cmentarza? Studnię. Dużą i głęboką. Stała dokładnie pośrodku. Żeby nabrać wody, trzeba było spuścić do środka wiadro na łańcuchu, a potem je z powrotem wciągnąć. Z ciekawością śledziła wzrokiem wpadające w ciemność naczynie, obserwowała zmąconą wodę. Mama nie raz prosiła, żeby się zbytnio nie nachylała, bo jeszcze sama wpadnie do środka. Nie słuchała, tam na dole było tak ciekawie. I jeszcze to echo. Mama upominała, że cmentarz to nie miejsce do zabawy. Ale jak tu się nie bawić? Przecież dzieci wszędzie potrafią się bawić. 

Ilekroć przychodziła z mamą na cmentarz, zatrzymywały się przy studni, czerpały wodę, przelewały ją z wiadra do konewki i szły dalej. Tam, w najdalszy kąt, gdzie mogiłki i pomniki były zdecydowanie mniejsze niż w pozostałej części cmentarza. Czasem zamiast kwiatów czy zniczy leżały tam zabawki – misie, lalki. Zostawione celowo. Bo tam przecież spoczywały zmarłe dzieci. A wśród nich jej siostra. Siostra rodzona, tak bliska, a jednocześnie tak daleka, wręcz obca. 

Dziś już nie pamięta, czy ktoś jej o tym powiedział. Może sama skojarzyła, bo to dziecko z cmentarza miało takie samo nazwisko jak ona. Urodziło się kilka lat wcześniej. Nie raz sobie wyobrażała, jakby to było mieć starszą siostrę. Taką prawdziwą, z którą można się bawić, kłócić, mieć wspólne tajemnice i pożyczać sobie ubrania. Czasem myślała, czy ona byłaby na świecie, gdyby tamto dziecko żyło. Może rodzice nie zdecydowaliby się na kolejne? 

Nigdy nie zapytała mamy o to dziecko. I już nie zapyta, bo mamy też nie ma już na tym świecie. Czasem sobie myśli, dlaczego tak łatwo dawała się zbyć, dlaczego nie dopytywała, nie dociskała. Może się wstydziła? Może się bała? Może nie chciała zasmucać mamy? Może był w niej lęk, że mamie będzie przykro? W domu dorośli o tym nie rozmawiali, więc i dziecko nie poruszało tego tematu. 

Śmierć dziecka w rodzinie. Temat tabu jakich wiele. Tabu, które się mści, bo nieprzepracowana żałoba odciska piętno na jej życiu. Ona o tym wie. I na tym obecnym, kiedy jest dorosła, i na tym wcześniejszym, kiedy sama była dzieckiem. I choć regularnie przychodzi na grób siostry, na płycie małego pomnika stawia znicze i kwiaty, to nic o niej nie wie. Od prawie pół wieku nikt jej tego nie wyjaśnił.