Tylko tyle masz do powiedzenia?
Wtorek, rok I, Łk 14,15-24
Pierwszy kazał mu powiedzieć: Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego. Drugi rzekł: Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego. Jeszcze inny rzekł: Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść. Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych. Sługa oznajmił: Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce. Na to pan rzekł do sługi: Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony. Albowiem powiadam wam: żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty.
Przy słuchaniu tej Ewangelii nasz stół eucharystyczny rozszerza się przed duchowym wzrokiem i spaja się w czasowej dali z tym, który Bóg przygotował dla wybranych w niebie.
Kto chce znaleźć się przy nim w wieczności, ten musi przy nim zasiąść tutaj na ziemi. A sługa, który wzywa do jednego i drugiego stołu, zlewa sie w jedno z przedłożonym Pokarmem. Jest nim sam Jezus Chrystus.
Wzywa wiec do siebie. Wzywa słowami, które dobrze znamy: „Bierzcie i jedzcie!” (Mt 26, 26). „Kto spożywa moje Ciało (...), ma życie wieczne” (J 6, 54).
Dzisiejsi wezwani odrzucają to Boże zaproszenie pod znanymi z Ewangelii pozorami: „Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć”...
Przyjacielu, czy to możliwe, abyś kupował pole, którego przedtem nie widziałeś?... Nie kłamiesz? „Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować”... Dziwne. Teraz, kiedy zaproszony jesteś do stołu? Mimochodem zaznaczmy, że ten drugi zaproszony idzie dzisiaj w czasie Wieczerzy Pańskiej próbować konie motorowe.
„Ożeniłem się, nie mogę”. Hm...
Jak źle musi czuć sie Pan, kiedy zaprasza do stołu i kładzie przed gośćmi samego siebie w pokornej formie chleba, a oni nie przychodzą; i ze wszystkich ich wymówek wyziera maskowany brak zainteresowania. Gdybyśmy byli na Jego miejscu, zrobilibyśmy inaczej. Ścigalibyśmy każdego odmawiającego, a nagradzali każdego chętnego. Ludzie ze strachu przed karą i dla zyskania natychmiastowej nagrody cisnęliby sie tutaj, do tego ogromnego stołu, tak że nie mielibyśmy, gdzie ich pomieścić. Mielibyśmy pełne kościoły i niebo.
Bóg stworzył nas jednak jako ludzi wolnych, dlatego nikogo nie zmusza. On tylko woła... Chce mieć tutaj na ziemi i w wieczności wokół swojego stołu zaproszonych, nie napędzonych... Gości, nie więźniów. Dlatego zostawia spokojnie tych, którzy wzgardzili Jego zaproszeniem, na ich polu, w ich samochodzie, przy ich żonie. I posyła swojego sługę do innych.
A sługa cierpliwie chodzi i powtarza te same słowa, aby izba napełniła się biesiadnikami.
Już nie jeden raz słyszeliśmy to wezwanie. Ostatnio tutaj, w przeczytanej Ewangelii. Ale pustych miejsc stale jeszcze jest wiele. Dlatego sługa na życzenie Pana wybiera sie także do tych, którzy są na drogach i między opłotkami, i woła... W tym wypadku sługa wyznaczony przez Kościół - woła i cierpliwie czeka na odpowiedź...
Musimy jednak przypomnieć, że ta Boża miłość i cierpliwość wobec człowieka ma także swój koniec. Niekiedy tragiczny.
Mówią o tym Chrystusowe słowa, podsumowujące przypowieść: Zaprawdę, powiadam wam, żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni - a którzy z taką głupią przebiegłością wymówili się - nie skosztuje mojej uczty.
Jeśli nas jeszcze nie doprowadziła do stołu Pańskiego Jego miłość, niech przynajmniej skłoni nas do zastanowienia się surowość tych Jego słów.
Fot. sxc.hu