Unieruchomienie

Środa, XXII Tydzień Zwykły, rok II, Łk 4,38-44


 O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: Ty jesteś Syn Boży! Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem. Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich. Lecz On rzekł do nich: Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany. I głosił słowo w synagogach Judei.

      Myślę o tym, co mnie "unieruchamia", zamyka na innych, jak teściową Piotra, wręcz rozpalając od wewnątrz?  Złość, poczucie pokrzywdzenia... Wydaje się wręcz,  że ruszyć się nie da z miejsca, nie da się wyjść z widzenia tylko  "mojej tragedii" i nikogo i niczego poza tym. Wtedy ratunkiem staje się Chrystus, wołanie do Niego, by przyszedł jak kiedyś do teściowej Piotra i uwolnił od nas samych, od zbytniej koncentracji na sobie, uwolnił ku innym, ku miłości.