W czasie deszczu dzieci się nudzą…

Zabawa naszych dzieci należy do jednych z wyzwań rodzicielskich. Trudno pogodzić zabawy czterolatka z zabawami półtorarocznego dziecka. A zwłaszcza teraz, kiedy przedszkola zamknięte, a w domach czeka nas mimo wszystko praca, zobowiązania, obowiązki domowe. Młodsze dziecko nie do końca rozumie reguły panujące w zabawie, a starsze dziecko ciągle potrzebuje uwagi, by być przy nim, czasem się z nim pobawić. A to ostatnie też przysparza nam bólu głowy, bo tak jak jedni rodzice uwielbiają zabawy, mają głowę pełną pomysłów, tak są rodzice, którzy nie znoszą hałasów, okrzyków, zbędnego bałaganu, ogólnie zabawy.

"Wyzwanie" to może zbyt duże słowo. Niemniej jednak w rozmowie z wieloma rodzicami ten temat naprawdę staje się niezwykle poważny. Poważny, bo chyba sami, mówiąc kolokwialnie, się nakręcamy. A to szczególnie my, mamy, odczuwamy przeogromną pokusę, by dzieci stale aktywizować, stymulować, edukować, przyspieszać naukę różnorakich umiejętności. Dzisiaj wszystkie dzieci muszą mieć integrację sensoryczną w jednym paluszku opanowaną. Co ciekawe, większość z nas takie zabawy intuicyjnie podsuwa dzieciom, ale co innego, jak nazwiemy je „sensorycznymi”. Pół żartem, pół serio jakaś taka niezdrowa rywalizacja – czy świadoma, czy nie – niestety istnieje. 

Zapominamy, że słowo "zabawa" powinno się kojarzyć z czymś przyjemnym. A my zawsze doszukujemy się elementu edukacyjnego. Półki w sklepach uginają się od ciężaru tego typu zabawek, biją po oczach hasła wskazujące, że zabawa tylko tymi zabawkami zrobi z naszych dzieci geniuszy. A my, jak te ćmy do światła, lecimy, kupujemy i gdzieś z tyłu głowy przeklinamy – że znowu plastik, że duży gabaryt, o kosztach nawet boimy się wspominać. Nie ukrywam, posiadamy dziś spory zasób naprawdę genialnych zabawek, ale chyba we wszystkim trzeba mieć umiar. Dziecko i tak woli się bawić tą zabawką z nami. 

Czy zatem zawsze trzeba dzieci aktywizować, czy nie dać im trochę czasu, pozwolić na to, aby same odkryły swoje zainteresowania? A jeżeli chcemy aktywizować, to w jaki sposób to zrobić, żeby dziecka nie stłamsić?

Czasami wystarczy pozwolić dziecku swobodnie się bawić, z naciskiem na słowo „swobodnie”. To oznacza nic innego, jak zabawę bez zbędnych scenariuszy, podpowiedzi, kiedy dziecko samo decyduje, co zamierza zbudować czy zburzyć. Wtedy nawet nie próbuję przeszkadzać synkowi. Nie chcę stać się źródłem jego stresu i niepokoju. Opowiada coś pod nosem, sam wchodzi w różne role. Fakt, pokój nierzadko nie przypomina tego, w którym byłam parę minut wcześniej. A do zabawy wykorzystuje czasami rzeczy codziennego użytku, a nie piękne, kolorowe zabawki. Ileż radości daje naszym dzieciom karton. Raz w nim jeżdżą, raz się chowają, raz mieszkają, a raz jest skrzynią na skarby. I o dziwo w trakcie tej swobodnej zabawy jest szansa pogodzić rodzeństwo, ich temperamenty. Czasami nie umiemy odpuścić, bo nadmiernie dbamy o porządek, bezpieczeństwo czy o to, by dziecko czegoś nie zniszczyło. A stwierdzenie zwolenników BLW, by „dać dziecku możliwość bawienia się jedzeniem”, dla części z nas jest oburzające. Rodzice o słabszych nerwach czasem mogą tego nie wytrzymać, ale myślę, że warto. Też czasem się do nich zaliczam.

Zabawa to czas, kiedy dziecko może eksperymentować, oczywiście w granicach bezpieczeństwa. To wtedy odkrywa różne rzeczy w najbliższym otoczeniu, poznaje możliwości swojego ciała. Uczy dawkować swoje siły, tak by wiedzieć, kiedy kogoś może skrzywdzić. Poznaje czyjeś granice, potrzeby, porządkuje swoją wiedzę na temat otaczającego je świata. Zaspokaja swoje potrzeby przyjemności, poznania, sprawczości. To również trening emocji i radzenia sobie z tymi trudnymi. Nauka współdziałania. Zazwyczaj dzieci bawią się z dorosłymi, którzy dostosowują się do zabawy, wyznaczają jakieś cele, dają pomysły na rozwiązanie trudnych sytuacji. Ale to zabawa z rówieśnikiem jest największą frajdą i wyzwaniem dziecka. Inaczej mogą zniechęcić się przez nasze nadmierne kierownictwo w zabawie. Swoboda czasem zakłada, by nie posprzątać od razu zabawek po zakończonej zabawie. Z doświadczenia jednak wiem, że synek traci zainteresowanie daną konstrukcją czy rzeczami góra po dwóch dniach i sam pomaga mi sprzątnąć. 

Ponadto czasem na wagę złota jest – po prostu lub aż – cierpliwość. Wydaje się nam, że jej nie mamy, ale dzieci mimo wszystko zmuszają nas do tego, by ją stale skądś wydobywać. Potrzebna jest nam, by uświadomić sobie, że tak naprawdę wszelkie nasze działania powinny wspomagać rozwój dzieci, a nie o nim decydować. Dobrze dać dziecku czas na wszystko, na opanowanie nowych rzeczy. My oczekujemy szybkich efektów, a dziecko nawet w zabawie chce być potraktowane poważnie, wysłuchane, zrozumiane. I element edukacyjny możemy odhaczyć, bo przez zabawę najłatwiej jest się uczyć, również relacji.

Nasze ogromne zaangażowanie w aktywizowanie dzieci może nam przynieść szkodę. Wiele zależy od naszego podejścia, jeżeli dziecku coś się nie udaje albo straciło zainteresowanie. Często odbieramy to jako osobistą porażkę. Czujemy, że zawiedliśmy, że nasze dziecko, nie daj Boże, będzie odstawało od rówieśników. Trudno nam uznać fakt, że nie musimy nic robić na siłę. Wydaje się nam, że tylko zabawa z dzieckiem na dywanie jest najlepsza, że dziecko stale coś powinno robić. A my nie mamy wyrzutów sumienia, że może za mało czasu spędzamy z naszymi pociechami. Co gorsza, czujemy niedosyt, że nasze zabawy nie są twórcze, że brakuje nam pomysłów. A przecież nie musimy w domu robić dzieciom drugiego przedszkola. To nic złego, że po całym dniu spędzonym w pracy zawodowej czy w domu jesteśmy zmęczeni i może przez to mniej kreatywni. Wyczytałam gdzieś, że nie musimy być dla swoich dzieci animatorami zabaw.

Tak naprawdę wystarczy okazać zainteresowanie, być razem, dać dziecku poczucie wysłuchania, pozwolić mu uczestniczyć w życiu domowym, np. w kuchni. Tak naprawdę małe dzieci, nawet siedząc i nic z pozoru nie robiąc, nie nudzą się. One się uczą poprzez obserwację, bo dla nich każda rzecz czy sytuacja jest nowa i ciekawa. Dziecko, które się rozwija, nigdy nie marnuje czasu. A jeśli marudzi z nudów, to może warto poznać powody. W relacjach nie ma próżni, zawsze jest przyczyna i skutek.