Wezwanie do radykalizmu

Wtorek, Św. Rafała Kalinowskiego, prezbitera (20 listopada), rok II, Ap 3,1-6.14-22

Stań się czujny i umocnij resztę, która miała umrzeć, bo nie znalazłem twych czynów doskonałymi wobec mego Boga. Pamiętaj więc, jak wziąłeś i usłyszałeś, strzeż się tego i nawróć się. Jeśli więc czuwać nie będziesz, przyjdę jak złodziej, i nie poznasz, o której godzinie przyjdę do ciebie. Lecz w Sardach masz kilka osób, co swoich szat nie splamiły i będą chodzić ze mną w bieli, bo są godni. Tak szaty białe przywdzieje zwycięzca i z księgi życia imienia jego nie wymażę. I wyznam imię jego przed moim Ojcem i Jego aniołami". Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów. Aniołowi Kościoła w Laodycei napisz: To mówi Amen, Świadek wierny i prawdomówny, Początek stworzenia Bożego: "Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący. A tak skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię z mych ust wyrzucić. Ty bowiem mówisz: ‘Jestem bogaty’ i ‘wzbogaciłem się’, i ‘niczego mi nie potrzeba’, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny, i ślepy, i nagi. Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się oblókł, a nie ujawniła się haniebna twa nagość, i balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział. Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się. Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie". Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów”.

 

Czytając ten fragment Apokalipsy, List do Kościoła w Laodycei, zauważamy oczywiste wezwanie do radykalizmu, gorliwości i nawrócenia: „bądź zimny albo gorący, ale nie letni”. Jednakże dla mieszkańców Laodycei to przesłanie było jeszcze bardziej jaskrawe, ponieważ odnajdywali w nim realia swojego codziennego życia.

Po pierwsze, zestawienie „zimny – gorący” jest pewną formą katechezy, charakterystyczną dla kultury semickiej. Chodzi tu o ukazanie dwóch skrajności, gdzie niekoniecznie „zimny” musi być użyty w znaczeniu negatywnym (wrogość, anty-radykalizm). Bardziej chodzi o podkreślenie, że postawa człowieka musi być pełna entuzjazmu, jednoznaczna, gorliwa i pełna pasji. Mieszkańcy Laodycei nie są ani zimni (psychros) ani gorący (dzestos), ale zadawalają się rzekomym złotym środkiem – letniością. Są zadowoleni z tego, co już mają, z sytuacji, w której się znajdują. Nie widzą potrzeby, żeby coś zmieniać, rozwijać się, nawracać. Jest im dobrze tak, jak jest. Laodycea jest chliaros, letnia, oziębła, powiedziałbym nawet mdła, zupełnie nijaka.

Kiedy Chrystus postawił im zarzut „letniości”, mieszkańcy Laodycei od razu skojarzyli to ze znanym z codzienności problemem z wodą. W pobliżu Laodycei znajdowały się źródła ze zdatną do picia wodą. Niestety, z powodu zawartego w nich wapnia, woda nie była zbyt smaczna i pozostawiała biały osad. Woda z tych źródeł była gorąca u wypływu, lecz później stawała się letnia. W starożytności istniało przekonanie, że woda letnia powodowała wymioty, dlatego pito tylko wodę gorącą albo zimną. Laodycea za pomocą kanałów sprowadzała wodę z gorących źródeł z sąsiedniej miejscowości. Takie źródła na pewno były w Hierapolis, gdzie używano wody do celów leczniczych. Zimna woda, nadająca się do picia, znajdowała się natomiast w Kolosach. Michał Wojciechowski w swoim komentarzu do Apokalipsy św. Jana zauważa, że fakt braku wody zdatnej do picia, wskazuje, iż „chrześcijanie w Laodycei są bezużyteczni”. Ową bezużyteczność należałoby rozumieć jako brak spełnienia, brak szczęścia. Woda jest konieczna do życia. Kiedy brakuje wody, brakuje życia, radości, szczęścia. Zatem letniość jest tak naprawdę powolnym umieraniem, traceniem tego, co najcenniejsze i najpiękniejsze w życiu. To życie bez smaku, bez wyrazistości, mało twórcze i tym samym mało szczęśliwe. Bóg nie chce takiego życia. Bóg nie chce chrześcijan, którzy są letni, którym nie zależy na rozwoju, którzy zadawalają się tym, co mają bez pragnienia pogłębiania relacji z Nim.

Letni chrześcijanie są mdli i pod ich adresem Chrystus wypowiada jedne z najmocniejszych w Piśmie Świętym słów. Biblia Tysiąclecia bardzo zmiękcza ich dosadność, ponieważ mówi: „Obyś był zimny albo gorący! A tak skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust”. Jednakże Chrystus dokładnie mówi: mello se emesai ek tou stomatos mou. Emesai dokładnie nie znaczy „wyrzucić”, ale „zwymiotować”, a niektórzy tłumaczą jeszcze dobitniej – „wyrzygać”. Chrystus mówi Kościołowi w Laodycei, że „chce go wyrzygać ze swoich ust”. „Nie jesteś zimny ani gorący, ale letni, a skoro jesteś letni, to sprawiasz we mnie mdłości i chcę cię wyrzygać z moich ust – nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego”. Podobne wyrażenie znajdujemy tylko w Księdze Kapłańskiej, gdzie jest mowa o usunięciu Kananejczyków z Ziemi Wybranej, kiedy Bóg sprawił, że „ziemia ich wypluła (wyrzygała)” (Kpł 18, 25) z powodu ich grzechu. To grzech pychy budzi Boskie obrzydzenie. Grzech, który powoduje letniość, grzech, który sprawia, że przyjmuję i kreuję nieprawdziwy obraz siebie samego. Obraz, w którym prezentuję się jako najlepszy (gorący) lub najgorszy (zimny), choć w rzeczywistości jestem nijaki, letni. Chrystus chce, abyśmy i my byli amen, a więc jednoznaczni, radykalni, zaangażowani, pragnący ciągłego rozwoju, żyjący całą kreatywnością i potencjałem wpisanym w nasz chrzest. Chrystus chce, abyśmy byli spójni w myśleniu i działaniu, wierni obranym ideałom, odważnie realizujący marzenia i twórcze pomysły, przebojowo wchodzący we współczesny świat. Chrześcijanin to ktoś, kto jest otwarty na to, że Pan Bóg wywróci jego świat, jego myślenie, jego życie do góry nogami, który to, co niemożliwe uczyni możliwym, który zmieni naturalny porządek świata.