Wiara czyni cuda

Sobota, Sobota Wielkanocy, rok I, Mk 16,9-15

Potem ukazał się w innej postaci dwom z nich na drodze, gdy szli do wsi. Oni powrócili i oznajmili pozostałym. Lecz im też nie uwierzyli. W końcu ukazał się samym Jedenastu, gdy siedzieli za stołem, i wyrzucał im brak wiary i upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego. I rzekł do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!

 

    Dzisiejszy fragment Ewangelii bardzo przypomina mi sytuację z Tomaszem "niewiernym". Dziś czytamy, że apostołowie nie są w stanie uwierzyć pośrednikom. Magdalena przychodzi i świadczy o Zmartwychwstałym, ale apostołowie nie uwierzyli. Następnie ukazuje się dwóm uczniom, którzy szli do Emaus. Ci biegną podzielić się z jedenastoma, ale apostołowie nie uwierzyli. Za trzecim razem, kiedy Jezus osobiście przychodzi do nich, usłyszeli najpierw zarzuty o ich niedowiarstwie,  a następnie otrzymali zadanie misyjne.

    I podobnie z Tomaszem. Kiedy Tomasz nie wierzy swoim przyjaciołom - apostołom, którzy jednogłośnie w minimum dziesięciu zapewniają go o przyjściu Pana, ten rzuca pamiętne: "dopóki nie włożę swojego palca do Jego boku, nie uwierzę." I przecież wszystko im Mistrz zapowiedział. I przecież przygotowywał nawet  niektórych na to wydarzenie poprzez górę Przemienienia. A jednak kiedy zaczynają się dziać "te" rzeczy...,  no właśnie.

    Bo właśnie tak trudno jest uwierzyć w wydarzenia, które wybiegają poza naszą zdolność poznawczą. Bo właśnie tak trudno jest wierzyć w to wszystko, co dzieje się poza naszą zdolnością rozumowania, racjonalnego wytłumaczenia i tego wszystkiego, co stanowi "horyzont przyzwyczajeń".  A okazuje się, że gdzie kres możliwości naszego umysłu, tam znajduje się Jego początek. Tam, gdzie kończymy się my, jest szansa, że zacznie być ON. Tam, gdzie przestajemy czuć się bezpieczni, owinięci w kołderkę naszego pojmowania rzeczywistości, rozumienia i wytłumaczenia zjawisk, gdzie nie jesteśmy w stanie ogarnąć już niczego umysłem - tam jest miejsce na spotkanie z Nim. Przecież gdybyśmy wszystko potrafili sobie logicznie poukładać, nigdy nie bylibyśmy pewni, czy to, co się dzieje, to realizacja naszej wizji świata, Boga etc., czy właśnie działa On - Jezus przychodzi we własnej osobie (lub w osobie Ducha Św.)

     Jestem przekonany, że Pan nasz Jezus Zmartwychwstały nie ma z tym kłopotu. Jestem pewny, że On pragnie indywidualnego spotkania z każdym z nas. Przecież nie miał kłopotu wypełnić "życzenia" Tomasza i przyjść specjalnie do niego i ukazać mu swoje rany. Przecież nie miał kłopotu przyjść specjalnie do jedenastu i potwierdzić wszelkie zeznania świadków, a dodatkowo wspomnieć ich niedowiarstwo i tym samym rozwiać ich wątpliwości co do zmartwychwstania. I tak samo dzisiaj, ten sam Bóg; wczoraj, dziś i na zawsze pragnie osobistego spotkania z nami. Myślę, że Jezus wie, iż aby o Nim świadczyć i wypełnić Jego polecenie z Jego mocą: "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!" nie wystarczą "pośrednicy"czy teorie. Aby wykonać rozkaz, niezbędne jest osobiste Jego spotkanie. Potrzeba jest bezpośrednia relacja, praktyka. I On nie ma z tym kłopotu. On pragnie się spotkać z Tobą Bracie/Siostro i ze mną. Tylko czy my trwamy w oczekiwaniu na to "irracjonalne" doświadczenie? Czy raczej zablokowaliśmy Mu dostęp naszą bezpieczną (bo pojmowalną, rozumianą i logiczną) życiową i duchową postawą?
      Nie dajmy się naszym umysłom, zmysłom i czymkolwiek innym zablokować na Prawdę. Jezus żyje! On zmartwychwstał! Alleluja!
"(...)
Za horyzontem przyzwyczajeń znajdę drogę,
gdzie możliwości moich kres, tam Jego początek.
Trudno jest uwierzyć, trudno nie wierzyć w nic,
wszyscy mają rację czy nie ma racji nikt.
Kto nie boi się wierzyć, że się uda...?
Ja nie, ja wierzę, wiara czyni cuda!"
TGD


Inne komentarze Arka