Wiara jak jazda na rowerze

Piątek, XXXI Tydzień Zwykły, rok I, Rz 15,14-21

Dzięki niej jestem z urzędu sługą Chrystusa Jezusa wobec pogan sprawującym świętą czynność głoszenia Ewangelii Bożej po to, by poganie stali się ofiarą Bogu przyjemną, uświęconą Duchem Świętym. Jeśli więc mogę się chlubić, to tylko w Chrystusie Jezusie z powodu spraw odnoszących się do Boga. Nie odważę się jednak wspominać niczego poza tym, czego dokonał przeze mnie Chrystus w doprowadzeniu pogan do posłuszeństwa [wierze] słowem, czynem, mocą znaków i cudów, mocą Ducha Świętego. Oto od Jerozolimy i na całym obszarze aż po Illirię dopełniłem [obwieszczenia] Ewangelii Chrystusa. A poczytywałem sobie za punkt honoru głosić Ewangelię jedynie tam, gdzie imię Chrystusa było jeszcze nie znane, by nie budować na fundamencie położonym przez kogo innego, lecz zgodnie z tym, co napisane: Ci, którym o Nim nie mówiono, zobaczą Go, i ci, którzy o Nim nie słyszeli, poznają Go.

 

Wiara jest jak jazda na rowerze (to jeden z możliwych przykładów). Dziwnie to brzmi, ale prawdziwie. Najpierw ktoś musi dać ci rower, potem powiedzieć, jak jechać, czasem przytrzymać, by nie spaść, a potem... ,to już trzeba poskramiać swoją wyobraźnię, by szczęśliwie dojechać do celu. Tę wiarę dał Rzymianom Paweł, uczył ją odkrywać i nią żyć przez słowo, czyny, moc znaków i cudów, moc Ducha Świętego. A potem pozostawił ich i poszedł dalej. Jest jednak mała różnica między rowerem a wiarą. Na rowerze będziemy umieli jeździć już zawsze, a czy będziemy zawsze wierzyli? 
Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę, gdy powróci?