Wiara sensem życia

Niedziela, V Tydzień Zwykły, rok B, Mk 1,29-39

Po wyjściu z synagogi Jezus przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł i podniósł ją, ująwszy za rękę, a opuściła ją gorączka. I usługiwała im. Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto zebrało się u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ Go znały. Nad ranem, kiedy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: «Wszyscy Cię szukają». Lecz On rzekł do nich: «Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo po to wyszedłem». I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.

 

W Ewangelii widzimy Jezusa, który naucza i uzdrawia, a ludzie lgną do Niego i szukają Go. Jednakże od szukających pomocy Jezus domaga się wiary. W bardzo wielu miejscach Ewangelii spotykamy stwierdzenie Zbawiciela: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (por. Łk 17,19). Jezus wymagał i wymaga od ludzi wiary, bo właśnie ona jest odpowiedzią na pytanie o sens ich życia.

Serce przeniknięte wiarą, życie karmione modlitwą i sakramentami świętymi niesie ze sobą odpowiedź na wszystkie pytania, szczególnie te najtrudniejsze: o sens życia, cierpienia, osamotnienia, niesprawiedliwości.

Pewien ksiądz, który zorganizował wakacje dla młodzieży niepełnosprawnej, opowiadał mi, jak codziennie stawał przed tajemnicą ludzkiego cierpienia i widział, jak wielu uczestników rekolekcji tryskało radością i uśmiechem. Wspominał zwłaszcza dwudziestopięcioletnią Monikę. W wieku ośmiu lat zrobiono jej punkcję rdzenia kręgowego. W czasie tego zabiegu uszkodzono rdzeń, w efekcie czego Monika została przykuta na całe życie do wózka inwalidzkiego. Pierwsze lata jej kalectwa były bardzo trudne i bolesne. Zapomniała wtedy, czym jest uśmiech, radość, nadzieja. Ale ten czas należał już do przeszłości. Bóg uzdrowił jej serce. Po wielu zmaganiach zaufała Jezusowi i zaakceptowała swój krzyż. I to przyniosło głęboki pokój, który wypełnił jej wnętrze i ogarniał tych, którzy z nią przebywali. Teraz potrafili się uśmiechać, cieszyć, dziękować Bogu za kwiaty kwitnące na łąkach, śpiewające ptaki, za słońce, które zapala poranne zorze.

Doświadczamy w życiu wiele cierpienia, sytuacji, które wydają się nam bez wyjścia, bez szans na zmianę. Stajemy wtedy także przed bolesnym wyborem: pogrążyć się w smutku i beznadziei czy szukać uzdrowienia u Chrystusa. Uzdrowienie, jakie On proponuje, sięga ludzkiego serca. Dzięki niemu może w nas na nowo zrodzić się pokój i poczucie sensu życia.