Więcej, wyżej, szerzej...

Niedziela, VII Tydzień Zwykły, rok A, Mt 5,38-48

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Słyszeliście, że powiedziano: „Oko za oko i ząb za ząb”. A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu: lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię ktoś, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie. Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski".

 

Prawie codziennie zdarza nam się słyszeć lub czytać, jaki to ogromny skok zrobiła technika, jak rozwinęła się kultura, jak rozwinął się człowiek. No bo nie mieliśmy lodówek, telewizorów – a dziś mamy. Nasi pradziadkowie podróżowali konnymi pojazdami – a my dziś możemy sobie śniadanie zjeść w Warszawie, wsiąść w samolot i obiad zjeść w Nowym Jorku, a kolację w Tokio. Kto kiedyś ze wsi zaglądał do biblioteki lub muzeum, kto interesował się i wiedział o tym, co dzieje się na drugiej półkuli… A dziś? Gdy tak zamyślimy się nad współczesnością, nad pierwszymi stronami gazet, nad tym, co widzimy i słyszymy, to trochę nasz entuzjazm przygasa. No bo czy świat był kiedyś tak podzielony jak dziś? Czy był człowiek od człowieka tak daleko jak dziś? Czy było w człowieku tyle pogardy, lekceważenia, a nawet nienawiści dla drugiego człowieka jak dziś? Czy umierało kiedyś tylu ludzi z głodu, gdy równocześnie inni opływali w takie bogactwa, gdy równocześnie ludzkość miała w nadmiarze tak straszne środki masowego rażenia?

Oto nasze czasy. I człowiek w naszych czasach. Człowiek, który coraz mniej myśli, coraz mniej widzi, któremu zaczynają się wymykać spod kontroli ogromy tych monstrualnych zagrożeń, jakie sam stworzył. Człowiek dla człowieka. Człowiek naszych czasów, o którym z ust filozofów i astronomów niekiedy słyszymy pytanie, czy nie jest on przypadkiem objawem śmiertelnej „choroby” materii, naturalnym porządkiem rzeczy dążącym do samozniszczenia.

I chrześcijaństwo w tych czasach. Chrześcijaństwo, które usiłuje zaprzeczyć takiej hipotezie i właśnie w człowieku widzi szansę ocalenia świata. A Chrystus w Ewangelii przedstawia warunki, jakie muszą zaistnieć – w człowieku – aby ta szansa była realna. Prawo odwetu. Żądza zemsty. Istniało takie prawo usankcjonowane w najstarszych znanych kodeksach, jeszcze w czasach starożytnych Sumerów, jeszcze w kodeksie Hammurabiego z XVIII w. przed Chrystusem. Jeszcze w Starym Testamencie. Ale były to początki kultury ludzkiej. Tragedia naszych czasów polega na tym, że to, co „powiedziano” przed tysiącami lat ludziom jeszcze zupełnie starożytnym, że to – choć nie ujmowane w żadne paragrafy – jest realizowane także dziś. We wszystkich przejawach walki ideologicznej, we wszelkich programach dzielenia ludzi, by nimi skuteczniej rządzić, we wszelkich zjawiskach nietolerancji… Nieraz zastanawiałem się nad tym, jak można było stworzyć taki program wychowania ludzi, by byli zdolni bić, katować i zabijać innych w obozach koncentracyjnych.

Chrystus zawsze uczył, że ten drugi człowiek to nasz brat. A tym, że umarł za wszystkich, raz na zawsze uzasadnił godność człowieka, a nam wszystkim zadał zadanie miłowania każdego. „Jeżeli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i poganie tego nie czynią?" My musimy więcej niż oni. Jeżeli będziemy tylko tak postępować, jak ludzie spoza Kościoła, to po co i komu jesteśmy potrzebni jako chrześcijanie? Chrystus oczekuje od nas innego spojrzenia na świat i człowieka. „Jeśli ktoś z was uważa, że jest mądry na tym świecie – pisze św. Paweł – niech się stanie głupi, by posiadł mądrość. Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga”.

Postawił nas zatem Chrystus w opozycji wobec świata. I dopóki jesteśmy w opozycji, jesteśmy potrzebni światu. A podstawową prawdą tej opozycji jest ta, że drugi człowiek to nasz brat. Że my, dzieci jednego Ojca, w Chrystusie spotykamy się jako bracia. Chrześcijanin musi chcieć więcej, mierzyć wyżej, patrzeć w świat szerzej…