Większa sprawiedliwość

Czwartek, X Tydzień Zwykły, rok I, Mt 5,20-26

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: „Nie zabijaj!”; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: „Raka”, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj. Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie wydał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: Nie wyjdziesz stamtąd, dopóki nie zwrócisz ostatniego grosza».

 

Faryzeusze byli uważani w Izraelu za ludzi najsprawiedliwszych, najwierniejszych Bogu, bo wypełniających skrupulatnie Jego święte Prawo. Sami siebie też tak postrzegali. Taki sposób życia i kultu oddawanego Bogu w ich przekonaniu miał im gwarantować zbawienie, usprawiedliwienie popełnianych grzechów. Tymczasem Jezus mówi w dzisiejszej Ewangelii, że to nie wystarczy, aby wejść do królestwa niebieskiego (w oryginale greckim „królestwa niebios”). Istnieje bowiem „większa sprawiedliwość” i tylko ona może człowiekowi to królestwo otworzyć.

Na ogół rozumiemy ją jako jeszcze większy wysiłek, jaki człowiek musi podjąć, aby „zasłużyć” na zbawienie. Często interpretujemy te słowa Chrystusa jako podniesienie nam poprzeczki wymagań jeszcze wyżej, podczas gdy nie byliśmy w stanie wypełnić nawet Prawa przykazań danych ludziom pod Synajem. Jak zatem jest to możliwe, że Jezus tę poprzeczkę moralnej doskonałości jeszcze nam podnosi? Czy naprawdę o to Jezusowi chodziło, aby zupełnie nas pogrążyć w beznadziei osiągnięcia zbawienia? Jeżeli człowiek był zdolny do zabicia drugiego człowieka, to jak może osiągnąć stan, w którym nie będzie się nawet na bliźniego gniewał?

Spróbujmy zrozumieć, że Chrystus nie mówi tych słów jako kolejnego, jeszcze trudniejszego dla nas wymagania czy zadania do wykonania. On przede wszystkim objawia nam nowy sposób naszego istnienia, który całkowicie zmienia nasze wzajemne relacje. Dla Chrystusa drugi człowiek to przede wszystkim nasz brat, a więc nie tyle ktoś, wobec kogo mamy się odpowiednio zachowywać na mocy panującego prawa, ile ktoś, z kim łączą nas bardzo silne więzy miłości. Jeżeli wcielony Syn Boży objawił nam, że w Nim staliśmy się wszyscy bez wyjątku dziećmi Bożymi, to tym samym dla siebie wzajemnie staliśmy się braćmi – dziećmi tego samego Boga Ojca. Ten rodzaj więzi duchowych zmienia wszystko i jedynie On może nas uzdolnić do wzajemnej miłości między nami. Chrystus może od nas tego „wymagać” („a Ja wam powiadam…”), gdyż przez wcielenie przyjął naszą ludzką naturę i przebóstwił ją swoim Duchem. To właśnie ten Duch, który jest miłością, poucza nas od środka, od wewnątrz uzdalnia nas do takiej miłości między nami.

Na przyjęcie takiego sposobu istnienia, na „wydoskonalenie się” w takiej miłości mamy całe nasze życie – ową drogę, w której mamy czas na pojednanie się z naszymi braćmi, czyli przyjęcie i uznanie ich za braci. Jeżeli tego nie uczynimy za życia, ten stan wzajemnej wrogości, stan niemiłości przeniesiemy w wieczność i na tym będzie polegać nasze „wtrącenie do więzienia”, czyli piekło. Będąc w obecności Boga Miłości, wiecznie będziemy musieli przebywać z osobami, których nie pokochaliśmy za życia. Nie będzie to sąd Boży nad nami, ale jedynie nasz wybór niemiłości.

Co wybieram już dziś w moim życiu: wieczną miłość czy wieczną niemiłość?