Wierzyć, to znaczy chodzić po wodzie... LD na XIX Niedzielę Zwykłą (A)
Niedziela, rok A
Chodzić po wodzie, to znaczy wierzyć. Jeżeli Piotr mógł kroczyć po tafli Jeziora Galilejskiego, to aż czymś niedorzecznym wydaje się, że przestraszył się wiatru i fali. Nieporównywalnie mniejsze niebezpieczeństwo może nas nieraz przyprawić o większy lęk niż silna pokusa. Historia spotkania Jezusa z Piotrem na wodach – dosłownie – jeziora pokazuje nam dobitnie, jak bardzo potrzeba nam wiary, która jest zawierzeniem Jezusowi Chrystusowi w tych najprostszych, codziennych zmaganiach się ze sobą, swoimi słabościami i przeróżnymi problemami.
Lectio
Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy.
Każdy nauczyciel sam wyznaczał czas trwania lekcji. Podobnie postępuje Jezus – odprawia tłumy do domu, kiedy uważa to za stosowne, po wygłoszeniu nauki.
Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał.
Pobożni ludzie zwykle przeznaczali na modlitwę dwie godziny dziennie. Dla Jezusa czas nie stanowi ograniczenia, poświęca On na modlitwę całą pozostałą część dnia. Modli się aż do wieczora w miejscu, które stwarza najlepsze warunki, żeby się wyciszyć od zgiełku galilejskich miast, żeby odnaleźć samotność. Na górze modlili się również Mojżesz i Eliasz.
Łódź zaś była już o wiele stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny.
Na jeziorze Galilejskim burze były częstym zjawiskiem; pojawiały się one nagle i nieoczekiwanie.
Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze.
„Czwarta straż nocna” była to ostatnia zmiana straży, przypadająca pomiędzy trzecią a szóstą rano. Straże były wystawiane od godziny szóstej po południu; Żydzi dzielili noc na trzy, zaś Rzymianie na cztery straże. Jezus zatem przychodzi do swoich uczniów prawie nad ranem po całej nocy, kiedy już mogło zaczynać się świtanie.
Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli.
Prości ludzie wierzyli w istnienie duchów lub zjaw pozbawionych ciał, pomimo tego że idea taka była całkowicie sprzeczna z żydowską nauką o zmartwychwstaniu umarłych.
Jezus zaraz przemówił do nich: «Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!».
W odpowiedzi Jezusa, która dosłownie brzmiała „Ja jestem”, można zauważyć podobieństwo do starotestamentalnego sposobu objawienia się Boga: „Ja jestem”.
Na to odezwał się Piotr: «Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!». A On rzekł: «Przyjdź!». Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, podszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie!». Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: «Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?». Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył.
Piotr nie dotarł do Jezusa, uczynił zaledwie kilka kroków. Ale i tak dokonał czegoś, czego nie byli w stanie uczynić nawet najwięksi prorocy Starego Testamentu. To chodzenie po wodzie mogło przypominać starożytnym czytelnikom Ewangelii przejście przez Morze Czerwone lub przez Jordan, ale ten cud był większy. Rabini powtarzali nawet opowiadanie, zgodnie z którym pierwsi Izraelici, którzy weszli w wody Morza Czerwonego, zaczęli tonąć, ale uratował ich Mojżesz, wyciągając swoją laskę, by rozdzielić wody.
Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: «Prawdziwie jesteś Synem Bożym». (Mt 14,22-33)
Uczniowie, którzy byli świadkami tego niezwykłego cudu, okazali ogromne zdumienie wobec czynu ich Nauczyciela i oddali Mu cześć, upadając przed Nim na twarz. Pokłon taki był wyrazem hołdu w odniesieniu do pogańskich królów i bóstw, więc i w odniesieniu do osoby Jezusa Chrystusa oznaczał zadziwienie i ogromny szacunek Jego uczniów.
Meditatio
„Dlaczego Jezus przyzwala na prośbę Piotra? Ponieważ, gdyby mu odpowiedział: „nie możesz”, Apostoł, będąc bardzo żarliwym, w dalszym ciągu by nalegał. Jezus zatem przekonuje go nie słowami, ale zdarzeniami, dzięki czemu Piotr w przyszłości będzie bardziej umiarkowany. Przypomnijmy sobie: oto po wyjściu z barki Piotr zmaga się z falami. Dzieje się to w chwili, gdy ogarnął go lęk, choć zaraz po tym, jak powziął myśl, by iść ku Jezusowi, był pogodny i szczęśliwy. Ale był taki nie dlatego, że szedł po wodzie, ile raczej dlatego, że przybliżał się do Jezusa. Jednak po dokonaniu tego, co po ludzku było najtrudniejsze, Apostoł uląkł się znacznie mniejszego niebezpieczeństwa. Pokonał go bowiem podmuch wiatru, o wiele lichszy aniżeli żywioł morza. Taka jest ludzka natura: często po zwycięskim przejściu największych nawet doświadczeń, upada pod tymi najmniejszymi. Kiedy więc Piotr musiał się zmagać z groźnymi następstwami burzy, posiadał w sobie wystarczająco dużo odwagi, aby rzucić się do wody, ale chwilę potem nie potrafił oprzeć się powiewowi wiatru, mimo tego, że był już blisko Jezusa. Nic bowiem nie znaczy to, że jesteśmy blisko Zbawiciela, jeśli nie jesteśmy blisko Niego z wiarą.
Dlaczego jednak w tym przypadku Pan Jezus nie rozkazał wiatrom, aby przestały wiać, lecz zamiast tego wyciągnął rękę, aby podtrzymać i umocnić Piotra? Ponieważ była potrzebna jego wiara. Kiedy zatem my przestajemy się angażować w jakąkolwiek sprawę, również Bóg przestaje nam pomagać (...). Jeśliby więc nie osłabła wiara Piotra, to również i on potrafiłby oprzeć się wiejącemu wiatrowi. Istota tego doświadczenia leży właśnie w tym, że Pan Jezus także po udzieleniu pomocy Piotrowi pozwolił, aby wiatr w dalszym ciągu wiał z całą swoją siłą i by w ten sposób pokazać, że on też nie mógłby zaszkodzić uczniowi, gdyby jego wiara była mocna.”
(Św. Jan Chryzostom, Homilie na Ewangelię według św. Mateusza, 50)
Oratio et actio
Gdy chodzę wśród utrapienia,
Ty zapewniasz mi życie,
wbrew gniewowi mych wrogów;
wyciągasz swą rękę,
Twoja prawica mnie wybawia.
Pan za mnie wszystkiego dokona.
Panie, na wieki trwa Twoja łaska,
nie porzucaj dzieła rąk Twoich!
(Ps 138,7-8)