Wytrwać w ciemności

Niedziela, II Tydzień Wielkiego Postu, rok C, Łk 9,28b-36

Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dopełnić w Jeruzalem. Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwu mężów, stojących przy Nim. Gdy oni się z Nim rozstawali, Piotr rzekł do Jezusa: «Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza». Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy jeszcze to mówił, pojawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy weszli w obłok. A z obłoku odezwał się głos: «To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie!» W chwili gdy odezwał się ten głos, okazało się, że Jezus jest sam. A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie opowiedzieli o tym, co zobaczyli.

 

Kościół każdego roku w II niedzielę Wielkiego Postu karmi nas słowem o Przemienieniu Jezusa. I dobrze, bo bardzo potrzebujemy nasycić się przemienionym, paschalnym wizerunkiem Pana, żebyśmy wytrwali godzinę Krzyża, kiedy Pan nie będzie miał wdzięku ani blasku, aby chciano na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarz zakrywa (por. Iz 53).

Szczerze powiem, że na tym obrazie chciałem zakończyć swoje rozważania. Ale Słowo mówiło jeszcze. Zwróciło moją uwagę, że zarówno w dzisiejszym I czytaniu, jak i Ewangelii, pojawia się motyw snu, nocy. Abraham, kiedy przygotował wszystko do złożenia ofiary Panu, zapadł w sen; wręcz opanowała go wielka ciemność i lęk. I dopiero wtedy przyszedł Pan, zawierając z Nim przymierze. W Ewangelii czytamy, że kiedy Jezus przemienił się na górze, wybrani apostołowie snem byli zmorzeni, a w dokładnym tłumaczeniu, byli tym snem przygnieceni. Kiedy się obudzili, to ujrzeli chwałę Pańską.

Dla mnie to bardzo konkretne wskazanie Słowa na ten czas Wielkiego Postu, ale też na dalszą perspektywę relacji z Panem. Po pierwsze, Bóg może objawiać swoją chwałę w moim życiu lub przeze mnie, kiedy ja żyję pogrążony w ciemności, kiedy jestem uśpiony, odrętwiały. Mam na myśli te wszystkie momenty, kiedy jestem przygnieciony ciemnością, kiedy nie dostrzegam światła, kiedy opanowuje mnie lęk, czy droga, którą wybrałem, jest słuszna; kiedy tracę pewność, że to jest Pan. Po drugie, są momenty, że już nic więcej nie mogę zrobić; jak Abraham wszystko naszykowałem i mogę tylko czekać. I to czekanie oddawać Panu, bo to nie ja decyduję, kiedy ziarno we mnie kiełkuje, bo czy śpię, czy czuwam, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, sam nie wiem jak (por. Mk 4, 27). Po trzecie, potrzebna jest moja wierność. Kiedy Bóg mówi "idź", to idę, kiedy wybiera mnie, żebym się wdrapał na górę, to się wdrapuję, kiedy powie "wytrzymaj", to będę trwał: odmówię modlitwę, którą mam odmówić. To posłuszeństwo Słowu wiele kosztuje. To pewne. Bo nie jest łatwo czekać, bo nie jest łatwo poruszać się w ciemności, po omacku, bo nie jest łatwo wytrzymać, kiedy w środku panuje chaos, zniechęcenie, kiedy jakby ogień pali się we mnie serce.

Ojciec daje dzisiaj bardzo jasne wskazanie: To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie! Słuchajmy Go, kiedy ukrzyżowany poza miastem, już nic więcej niemogący zrobić, bo Jego ręce są przybite, wiernie trwa sercem przy Ojcu i z wysokości Krzyża przemawia najgłośniej: Bóg tak ukochał świat, że Syna dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne!