Z Kijowa #10 – Zostać czy wyjechać?

Po ponad godzinie jazdy z Kijowa dotarłem z o. Tomaszem do Fastowa. Zawsze z przyjemnością odwiedzam to miejsce oraz posługujących tam braci i siostry. Przed wyjazdem o poranku spotkałem się z osobą, której kilka dni temu udało się z rodziną ewakuować z jednego ze zniszczonego przez Rosjan podkijowskich miast. Ta pani wraz z mężem i starszą mamą zdecydowała się pozostać w Kijowie, choć znajomi z Polski usilnie zachęcali ich do wyjazdu. Nie chcą dalej uciekać. Kochają to miasto i Ukrainę. Rozumiem ich. Potrzebują teraz trochę wsparcia, bo ratując, życie nie zabrali niczego ze sobą. Jak zresztą wielu uchodźców ze zrujnowanych miast i wsi Ukrainy. Razem z Tomkiem pojechaliśmy w drodze do Fastowa odprawić Mszę Świętą u Sióstr Misjonarek Miłości, tych od św. Matki Teresy z Kalkuty. Siostry w Kijowie karmią ubogich i dają schronienie kilkudziesięciu bezdomnym. Na czas wojny mieszkają w piwnicach klasztoru. W niewielkim pomieszczeniu urządziły kaplicę. W nocy śpi tam też jedna z sióstr. Z uśmiechem wyjaśniła mi, że jest niskiego wzrostu, więc jakoś się mieści. Przełożoną klasztoru jest Polka, pozostałe zakonnice pochodzą z Indii i Litwy. Niezwykłe kobiety.

Ktoś zapytał mnie ostatnio, co dzieje się z naszym kandydatem do Zakonu. Rzeczywiście, pisząc dużo o Kijowie i Fastowie, nie wspominałem dawno o Nikicie z Charkowa. Kiedy sytuacja w mieście stawała się coraz bardziej tragiczna, ich osiedle było bombardowane, a każda noc oznaczała konieczność spania na stacji metra, Nikita wraz z rodzicami wyjechał z Charkowa. Okrężną, ale za to bezpieczną drogą udało im się dotrzeć do Chmielnickiego, miasta w zachodniej części Ukrainy oddalonego od Charkowa o ponad 800 km. Jest tam bezpieczniej, choć również – jak na większości terytorium Ukrainy – słychać wycie syren i codzienne alarmy przeciwlotnicze. W odróżnieniu jednak do Charkowa, Kijowa czy Fastowa miasto to nie było bombardowane lub ostrzeliwane.

Do Chmielnickiego dotarł także Kyrył, czyli drugi z charkowskich chłopaków związanych z dominikanami. Wczoraj we wspomnienie liturgiczne św. Cyryla Jerozolimskiego miał imieniny. Kiedy zadzwoniłem do niego, był w dobrym nastroju i mówił z wdzięcznością, że bardzo ceni sobie możliwość zamieszkania w naszym klasztorze wraz z braćmi Jakubem i Włodzimierzem. Codzienna Eucharystia i modlitwa, a także wojenna wspólnota z dominikanami są dla niego ważne. Czytając w brewiarzu fragment katechezy św. Cyryla, pomyślałem właśnie o nim: „nie ozdabiajcie się jaśniejącymi szatami, lecz raczej pobożnością duszy mającej czyste sumienie”. W trakcie naszej rozmowy śmialiśmy się trochę, bo w jednym z pierwszych listów wspomniałem o jego odwadze pozostania w naszym domu zakonnym w niszczonym przez Rosjan Charkowie. „Ojciec tak o mnie napisał, a ja na drugi dzień wyjechałem z miasta”. Dobrze zrobił. Odwaga i bohaterstwo nie polegają na tym, by dać się zabić rosyjskim bombom. Odwagą jest raczej podjąć właściwą decyzję w odpowiednim czasie.

Zostać czy wyjechać? To teraz poważny dylemat wielu mieszkańców ogarniętych wojną terytoriów. Jedni ratują życie, uciekając w bezpieczniejsze miejsca. Inni zostając, chcą ocalić to, co jest ich życiem, tam gdzie są. Rozumiem i jednych, i drugich.

Charkowski uniwersytet, którego Kyrył jest studentem, wznowił działalność, a zajęcia prowadzone są on-line. O tym mówił mi także Anton, którzy zamieszkał w naszym kijowskim klasztorze na początku wojny. Jest wykładowcą jednej z kijowskich uczelni. Przyznał, że na wykładach nie ma wszystkich studentów, ale zawsze przynajmniej kilku udaje się połączyć z wykładowcą. Nasi dwaj bracia Piotrowie z Kijowa również uczą, kontynuując zajęcia dla greckokatolickich seminarzystów. Klerycy rozjechali się ze względów bezpieczeństwa w różne miejsca, ale w trybie zdalnym seminarium duchowne działa, choć zajęcia są nieco skrócone, gdyż wielu z nich jest zaangażowanych w pomoc potrzebującym. Prowadzony przez dominikanów Instytut św. Tomasza również funkcjonuje na podobnej zasadzie.

Wojna trwa już ponad trzy tygodnie i po pierwszych dniach gigantycznego szoku, stresu i paniki zaczynamy się wszyscy dostrajać do nowej rzeczywistości. Kto może, wraca do pracy – niektórzy on-line, a ci, którzy mają to szczęście, że ich miejsca pracy nie zostały zniszczone, zachęcani są przez władze do powrotu do swojej działalności. Nie jest to oczywiście proste. Bardzo wiele osób wyjechało, więc brakuje pracowników, co czasem uniemożliwia działalność firmom. Poważnym kłopotem jest również zaopatrzenie, a także tak prosta zdawałoby się rzecz, jak dostanie się do pracy. Kijów jest wielką metropolią. Jeśli ktoś mieszka daleko i nie ma własnego środka transportu, trudno jest mu dostać się do pracy. Dlatego pomimo wciąż zimowych temperatur na ulicach widać sporo osób jeżdżących rowerami, hulajnogami, skuterami. Wczoraj podziwiałem jakiegoś młodego chłopaka jadącego na jednokołowej hulajnodze ze sporym instrumentem muzycznym w futerale. Jechał dość szybko, omijając zręcznie podziurawioną nawierzchnię drogi.

Coraz bardziej przyzwyczajam się do tej wojennej sytuacji. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Ale chyba inaczej się nie da, bo alarmy alarmami, wybuchy wybuchami, ale jakoś żyć trzeba. Oczywiście jest to taki stan, który szybko może zostać roztrzaskany na kawałki przez eskalację działań wojennych albo zabłąkaną rakietę, która uderzy gdzieś w pobliżu. W ostatnich trzech dniach widziałem już w okolicy kilka takich miejsc zniszczonych przez porannych „skrzydlatych gości” ze wschodu. Zwykle przylatują nad ranem, między 5:00 a 6:00. Praktycznie codziennie budzę się, słysząc wybuch, raz dalej, raz bliżej. Bywa, że mam takie wrażenie, jakbym był na planie jakiegoś filmu, ale niestety to dzieje się bardzo realnie i tak bardzo blisko.

Przez kogoś w Polsce dotarło do mnie ostatnio poruszające świadectwo z Białorusi. Wiemy dobrze, jaka jest tam sytuacja. Białoruś została wplątana w wojnę i choć na razie wojska białoruskie nie biorą czynnego udziału w napaści na Ukrainę, to z terenu tego kraju lecą śmiercionośne rakiety i startują samoloty. Oto zanotowane fragmenty tego, co wyznała ta osoba: „Nie da się wyrazić słowami całego bólu i bezradności, które odczuwamy z powodu wojny w Ukrainie. Ten ból jest tym większy, że nasz kraj został wciągnięty w tę wojnę. Bez końca martwimy się o to, co się z Wami dzieje, modlimy się, aby wreszcie nastał pokój. Jeśli ten potwór wschodni nie upadnie, być może Białoruś czekają jeszcze gorsze czasy, w wyniku czego nastąpi ostateczna utrata samoświadomości. Walka Ukraińców daje nam nadzieję, że dobro zwycięży zło. Podziwiamy heroizm i braterską jednomyślność Waszego ludu, wierzymy, że Bóg go za to wynagrodzi. Chce się krzyczeć: Panie Boże, dlaczego tak długo, ile jeszcze ludzi musi umrzeć! Ale niepojęte są dzieła Boże. Życzymy Waszemu narodowi jeszcze więcej siły ducha, modlimy się dzień i noc za zwycięstwo Ukrainy (niektórzy łącznie z Różańcem Pompejańskim). Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła przyjechać na wolną Ukrainę z wolnej Białorusi”. To kolejny, po przywoływanym niedawno przeze mnie świadectwie z Rosji, głos osoby wierzącej i cierpiącej z powodu wojny. Dziękuję za te słowa. Ufam, że sprawiedliwych ludzi w Białorusi i w Rosji nie zabraknie.

Serdecznie pozdrawiam, prosząc o modlitwę,
Jarosław Krawiec OP, Fastów, 19 marca, godz. 17:30

***
O. Jarosław Krawiec OP jest przełożonym dominikańskiego klasztoru w Kijowie. To, co pisze, jest przede wszystkim skierowane do braci i sióstr dominikanek oraz dominikańskiego środowiska, więc nie zawsze i nie wszystko może być czytelne. W swoich relacjach stara się odnosić do miejsc związanych z dominikanami, gdzie są ich klasztory, a więc Kijów, Fastów, Charków, Chmielnicki, Czortków i Lwów. Dzieli się tym, co widzi swoimi oczami i słyszy swoimi uszami lub oczami i uszami swoich braci, sióstr czy ludzi, którzy są w Ukrainie. 

Wiele osób pyta o. Krawca, jak można pomóc. W tym momencie pomoc rzeczowa z perspektywy Kijowa jest niemożliwa – nie są w stanie w żaden sposób jej dowieźć czy ją koordynować. W Kijowie toczą się walki i wokół też. Można wpłacić ofiarę na konta – pieniądze już się przydają, bo można coś kupić, płacąc kartą, a będą bardzo potrzebne, jak sytuacja się trochę uspokoi.

POLSKA PROWINCJA ZAKONU KAZNODZIEJSKIEGO O.O DOMINIKANÓW
PL03 1600 1374 1849 2174 0000 0033 PLN
PL52 1600 1374 1849 2174 0000 0024 EUR
PL73 1600 1374 1849 2174 0000 0034 USD
SWIFT CODE BANKU: PPABPLPK
Z dopiskiem: Wojna na Ukrainie