Z Kijowa #3 – Ocean dobrych inicjatyw

Drogie Siostry, Drodzy Bracia,
1 marca to w Ukrainie pierwszy dzień wiosny. Jak przeczytałem na jednym z miejscowych portali internetowych, „to dzień, na który ludzie zawsze czekają z wytęsknieniem”. Ukraiński pierwszy dzień wiosny zaczął się w Kijowie od śnieżycy. Rankiem było biało na ulicach. Ale większość z nas nie tyle wyglądała przebiśniegów czy innych oznak budzącej się do życia przyrody, ile przede wszystkim niepokojących sygnałów wojny: kolejnych ostrzałów, syren, wiadomości o tym, co się dzieje na ulicach i jak świat reaguje na te wydarzenia.

Wczoraj wieczorem zadzwonił z Fastowa o. Misza Romaniv. Martwiłem się mocno o nich, bo po 20:00 zaczęły się walki w okolicach miasta. Wojsko ukraińskie strąciło rosyjski samolot, który runął gdzieś w pobliżu. Z oddali widać było płonące kolumny wojskowe. Zrobiło się gorąco i niemal natychmiast blisko 80 osób z sąsiedztwa przyszło do nas na nocleg. Niektórzy ze swoimi psami, kotami i innymi zwierzakami. Przy Domu św. Marcina zwierząt nigdy zresztą nie brakowało, od koni i osłów zaczynając, na papugach i innych kolorowych ptaszkach kończąc. Ojciec Paweł ma w klasztorze psa, a o. Jan darzy szczególną sympatią koty. Bracia doskonale więc rozumieją, że ludzie nie chcą zostawić swoich zwierząt samych, tym bardziej że nie wiadomo, co może się stać i kiedy wrócą do domów. Ktoś przyjechał motorem. Na nowiutkiej Hondzie były zaczepione torby do przewozu kotów. Wolontariusze z Polski przywieźli busem trochę jedzenia i potrzebnych rzeczy, w tym kilka worków karmy dla psów. Bardzo to Miszę ucieszyło.

Ktoś inny zatrzymał się eleganckim samochodem, wyjął wielkiego ważącego ponad 10 kilogramów jesiotra, który pewnie kosztował fortunę, i przyniósł go do Domu św. Marcina. Jechał gdzieś dalej do rodziny lub przyjaciół, ale uznał, że u nas jedzenie bardziej się przyda. Teraz wjazdów do Fastowa strzegą żołnierze. Wszyscy obawiają się dalszych eskalacji oraz walk ulicznych. Tym bardziej że w mieście podobno pojawili się też Czeczeni.

Na szczęście br. Igor Selishev, o którym wczoraj wspominałem, bezpiecznie dotarł pociągiem przez Przemyśl i Lwów do Fastowa. Podróż była spokojna i pociąg przyjechał na stację punktualnie. Igor pochodzi z Doniecka. Właśnie skończył swoją formację zakonną i studia w Krakowie. Teraz dołączył do nas, braci Wikariatu Ukrainy.

Wczoraj napisał do nas fr. Gerard Timoner III, generał Zakonu. Próbował się bezskutecznie do mnie i o. Petra Baloga dodzwonić, ale coś się nie udawało. Bracia i siostry z całego świata są teraz z Ukrainą. To dla wszystkich bardzo ważne. Nie tylko zresztą dominikanie martwią się o nas.

Dobrze, że pandemia nauczyła nas działać on-line. W południe odbyło się na Zoomie się spotkanie księży posługujących w diecezji kijowsko-żytomierskiej z naszymi biskupem Vitalijem. Jest na miejscu w Kijowie. Księża trochę zdenerwowani, ale większości humor nie opuszcza. Nawet ojców oblatów z Czernihowa, którzy już są prawie odcięci od świata. Siedzą z parafianami coraz częściej w piwnicach swojego kościoła.

Chciałbym dziś napisać słowo o niezwykłych kobietach, jakimi są siostry zakonne. Przed chwilą opowiadał mi o. Misza, że szukał dziś na wszelkie sposoby możliwości przywiezienia z lewobrzeżnej części Kijowa (tam, gdzie bardziej niebezpiecznie i trzeba przejechać most na Dnieprze) pieca do wypieku chleba. Nie było chętnych. Już prawie stracił nadzieję, że się uda, gdy siostra Anastazja ze Słowacji, posługująca przy centrum pomocy Caritas, powiedziała, że siada w busa i przywozi piec. Mam nadzieję, że bezpiecznie dojedzie do Fastowa. Mnie na pewno nie starczyłoby odwagi.

Siostry ze Zgromadzenia Sióstr Dominikanek w Żółkwi na zachodzie Ukrainy przez kilka dni karmiły uchodźców wojennych na polsko-ukraińskim przejściu graniczny w Rawie Ruskiej. Pierwsze momenty ewakuacji to kolejki mające 25 kilometrów długości. Bezkres ludzkich dramatów, łez, niepewności, rozdzielonych rodzin… Dzielne kobiety w białych habitach były przy tych ludziach. Siostra Mateusza mówiła mi, że do dziś po drodze do granicy stoi wiele porzuconych samochodów, walizek, rzeczy osobistych. W Czortkowie dominikanki dzielą swoją piwnicę, która jest na co dzień szkolną klasą, z sąsiadami. W mieście często są alarmy przeciwlotnicze, choć nie było do tej pory ostrzałów.

Wczoraj wieczorem w liście do mojego prowincjała napisałem: „I jeszcze jedno... tak mnie to nawet osobiście wzruszyło. Warto pomodlić się za Nikitę, naszego postulanta, który jest w Charkowie, oraz Kyryła, który teraz jest w naszym klasztorze wraz z jedną rodziną parafian. On też myśli o zakonie, choć pewnie jeszcze musi trochę poczekać. A dziś mi mówił, że może czekałby jako nasz tercjarz. To jakiś przedziwny znak – dwa najmłodsze „niemowlaki” dominikańskie przebywają w bombardowanym mieście na wschodzie Ukrainy. Znak, świadectwo... W nocy Charków był mocno bombardowany. Ostrzał zresztą cały czas trwa. Dziś po południu znów rozmawiałem z Kyryłem – niedaleko klasztoru spadła rakieta. On dzielnie się trzyma, a w jego głosie nie wyczułem ani strachu, ani zwątpienia. Niezwykłe. Módlmy się za nich".

Przed chwilą obok nas rozległo się kilka mocnych wybuchów. Pierwszy raz tak głośnych. Za chwilę pojawiły się w sieci zdjęcia, że to atak rakietowy na wieżę telewizyjną znajdującą się 1,5 km od naszego klasztoru. Nie trafili.

Dostajemy wszyscy bardzo wiele maili i telefonów z ofertą pomocy. Moje serce rośnie i jestem autentycznie wzruszony Waszą gotowością udzielania wsparcia. Nie jesteśmy jednak w stanie, zwłaszcza z Kijowa lub Fastowa, koordynować pomocy rzeczowej albo zajmować się pośrednictwem w przyjmowaniu uchodźców w Polsce czy przewożeniu rzeczy. Proszę, działajcie na miejscu, tam gdzie mieszkacie. Jeśli będziemy czegoś potrzebowali i widzieli, że to możliwe do wykonania, to damy znać, odezwiemy się do Was. Kontaktujcie się też z naszymi dominikańskimi klasztorami w Polsce – wiem, że moi bracia i moje siostry stanęli na wysokości zadania. Możecie też pisać do Marzeny z grupy Charytatywni-Freta z Warszawy (mail: charytatywni.freta@gmail.com). Ona koordynuje pomoc dla nas. Będzie wiedziała, co zrobić, i wraz z innym ludźmi zadba, by dary mogły trafić w końcu do nas. Zawsze możecie wesprzeć nas też finansowo. Gromadzimy środki, z których i teraz, i w przyszłości będziemy korzystali. Na pewno będą bardzo potrzebne. Podaję na końcu dane bankowe.

My „na linii frontu” nie dajemy rady z tym oceanem dobrych inicjatyw z całego świata, a chcemy i musimy nasze siły koncentrować na posłudze wobec tych, co są teraz przy nas.

Bardzo serdecznie Was pozdrawiam,
Jarosław Krawiec OP, Kijów, 1 marca 2022 r., godz. 18:00

***
O. Jarosław Krawiec OP jest przełożonym dominikańskiego klasztoru w Kijowie. To, co pisze, jest przede wszystkim skierowane do braci i sióstr dominikanek oraz dominikańskiego środowiska, więc nie zawsze i nie wszystko może być czytelne. W swoich relacjach stara się odnosić do miejsc związanych z dominikanami, gdzie są ich klasztory, a więc Kijów, Fastów, Charków, Chmielnicki, Czortków i Lwów. Dzieli się tym, co widzi swoimi oczami i słyszy swoimi uszami lub oczami i uszami swoich braci, sióstr czy ludzi, którzy są w Ukrainie. 

Wiele osób pyta o. Krawca, jak można pomóc. W tym momencie pomoc rzeczowa z perspektywy Kijowa jest niemożliwa – nie są w stanie w żaden sposób jej dowieźć czy ją koordynować. W Kijowie toczą się walki i wokół też. Można wpłacić ofiarę na konta – pieniądze już się przydają, bo można coś kupić, płacąc kartą, a będą bardzo potrzebne, jak sytuacja się trochę uspokoi.

POLSKA PROWINCJA ZAKONU KAZNODZIEJSKIEGO O.O DOMINIKANÓW
PL03 1600 1374 1849 2174 0000 0033 PLN
PL52 1600 1374 1849 2174 0000 0024 EUR
PL73 1600 1374 1849 2174 0000 0034 USD
SWIFT CODE BANKU: PPABPLPK
Z dopiskiem: Wojna na Ukrainie