Z Lwowa

Dziś smutna rocznica. Tydzień temu rozpoczęła się na Ukrainie wojna. Pamiętam poranek 24 lutego, kiedy obudził mnie telefon: „Czy Ojciec wie, co się stało…?”. Temat wojny był już wpisany w nasze życie od miesięcy. Płynęła z naszych ust modlitwa o pokój. Niemniej jednak pierwsze strzały, jakie padły na ukraińskiej ziemi tego poranka, były dla nas wszystkich szokującą informacją. 

Dziś jest czwartek. Dopiero co skończyłem Mszę św. dla mojej wspólnoty zakonnej we Lwowie. Dzisiejsza noc nie była do końca spokojna. Około 2 w nocy był półgodzinny alarm bombowy. Wyły syreny. Na szczęście i tym razem Lwów został oszczędzony. Dziękujemy Bogu! 

U nas jest tak wielu uciekinierów. Ludzi, którzy na wschodzie Ukrainy utracili domy, a niektórzy z nich swoich bliskich. Są zalęknieni. Dzieci często płaczą. Oni już nie tylko słyszeli alarmy. Oni widzieli bomby, jakie rozrywały ich domy. 

Na początku Mszy św. przeczytałem słowa Antyfony na wejście: „Kiedy wołałem do Pana, wysłuchał mojego głosu i uwolnił mnie od tych, którzy na mnie nastają. Zrzuć troskę swoją na Pana, a On cię podtrzyma” (Ps. 55).

Słowa te dźwięczą wciąż w mojej głowie. Kiedy wołałem do Pana, On mnie wysłuchał i uwolnił od wrogów. 

Modlę się z całą Ukrainą, aby nasza modlitwa została wysłuchana. Aby Bóg uwolnił ludzi, którzy tutaj mieszkają, od tych, którzy na nich nastają. Modlę się, aby w tych ludziach pozostała wiara, że Pan ich wysłucha i uwolni ich od wrogów. Bo są tacy, którzy pod bombami modlą się gorliwiej. Ale są i tacy, którzy milczą. Którzy tracą wiarę i nadzieję. Bardzo trudno jest zrozumieć ludzkie wnętrze. Zna je jedynie Bóg.

Ja jedynie mogę się modlić za jednych i drugich. Za tych, co się modlą, aby modlili się jeszcze gorliwiej. Ale i za tych, którzy tracą wiarę i nadzieję, aby Bóg nie zważał na zwątpienie i pozwolił im doświadczyć swojej obecności.

***
ks. Mariusz Krawiec, paulista. Urodził się we Wrocławiu. Od 7 lat pracuje we Lwowie.