Z odwagą i miłością

Poniedziałek, Święto Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła, rok II, J 2,1-11

Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: Napełnijcie stągwie wodą! I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu! Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem - nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli - przywołał pana młodego i powiedział do niego: Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory. Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.

 

Niektórzy bracia odłączeni mówią o Najświętszej Maryi Pannie, że miała więcej dzieci. Miała i nie miała. Zależy, jak się rozumie te słowa. Miała Tego, którego w cudowny sposób bez naruszenia dziewictwa dał Jej Ojciec niebieski. Ale miała i Jana, którego na Kalwarii dał Jej Jezus, kiedy powiedział: „Niewiasto, oto syn Twój”. Miała więc dwóch: naturalnego i adoptowanego.

Jan, jedyny z Apostołów, był tu oficjalnym zastępcą Kościoła, który Jezus założył. I dlatego w jego osobie dał swojej Matce – Matkę - Kościół, a Kościołowi przy tej okazji dał swoją Matkę. My wszyscy jesteśmy więc duchowymi, adoptowanymi dziećmi Maryi. W tym sensie mają rację ci, którzy mówią o dzieciach Maryi Panny.

I dlatego, że wszyscy jesteśmy według słów Apostoła Pawła jedynym Mistycznym Ciałem, Mistycznym Chrystusem, Maryja Panna ma w nas wszystkich – pomimo tego, że jest nas tak wielu – jednego tylko Syna, Chrystusa. A jeśli więcej, to tylko dwóch. Pierworodnego, którego porodziła w cudowny, bezbolesny sposób w Betlejem i nas wszystkich, których otrzymała w okrutnych mękach Kalwarii…

I dlatego, że nasze zrodzenie okupiła tak drogo, śmiercią swojego Pierworodnego, możemy wierzyć i być przeświadczeni, że nas wyjątkowo kocha. Ta świadomość niech nam stale dodaje odwagi, by na modlitwie zwrócić się do Niej z prośbami we wszystkich potrzebach.