Z ogromną nadzieją

Sobota, Święto Przemienienia Pańskiego (6 sierpnia), rok II, Dn 7,9-10.13-14

Patrzałem, aż postawiono trony, a Przedwieczny zajął miejsce. Szata Jego była biała jak śnieg, a włosy Jego głowy jakby z czystej wełny. Tron Jego był z ognistych płomieni, jego koła — płonący ogień. Strumień ognia się rozlewał i wypływał sprzed Niego. Tysiąc tysięcy służyło Mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stało przed Nim. Sąd zasiadł i otwarto księgi. Patrzałem w nocnych widzeniach, a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie.

 

Niezwykły jest ten spokój i majestat, który bije od tronu i „Dawniejszego od dni” (w tłumaczeniu z Septuaginty) w chwili, gdy w wizji Daniela z morza wyszły cztery potworne bestie i hardo poczynały sobie na ziemi, mając – wydawałoby się – nieograniczoną władzę.

A Bóg po prostu zajął miejsce na tronie i bestie musiały jak potulne psy ujarzmione kagańcem zniknąć ze sceny wszechświata. Jednak wizja prorocka trwała dalej – wśród obłoków nieba przed obliczem Wszechmogącego pojawił się „jakby syn człowieczy”, co w Danielu wywołało zamęt i graniczne przerażenie. Przecież nikt z ludzi nie może stanąć przed Bogiem i pozostać przy życiu… Kim zatem jest ten, który się na to odważył?

My znamy odpowiedź na to pytanie i daleko nam do odczucia przerażenia w sercu i dygotania z lęku… Dlatego słucham dziś tego Słowa z ogromną nadzieją – na życie, na Boży pokój (nie mylić ze świętym spokojem), na zbawienia… na niebo!