Zaplanowana spontaniczność
Jest w życiu rodzica jedna rzecz, która bezpowrotnie albo na razie, takie mam doświadczenie, zniknęła. Mowa o spontaniczności. Czasem wspominam ją z trochę lekkim żalem, choć nigdy szczególnie nie byłam zbytnio spontaniczna. Niemniej jednak, mając dzieci, bardziej zwracamy uwagę na wiele szczegółów, różne warianty sytuacji i zachowań. Pewnie znajdą się rodzice, którzy się ze mną nie zgodzą i stwierdzą, że można z dziećmi dać się ponieść wyobraźni, bez zbędnych planów i założeń.
Myślę, że głównym czynnikiem, który o tym decyduje, jest nasze podejście oraz wiek dziecka. Z małymi dziećmi, do trzech lat, ciężko mi sobie wyobrazić wyjścia spontaniczne. A jeszcze karmiąc piersią, poniekąd jesteśmy „uwiązane”. Z przedszkolakami już jest łatwiej, ale czy nastolatki jeszcze będą chciały z rodzicami robić coś spontanicznie? To temat, na który jeszcze nie umiem się wypowiedzieć, ale chcę wierzyć, że jeszcze będą chciały.
Macierzyństwo, czy rodzicielstwo w ogóle, czasem sprawia, że nasze działania są nieco ograniczone. Czasem działamy instynktownie, zadaniowo, uprzedzając pewne fakty. Mam nieodparte wrażenie, że nieco sami się dajemy w tym skrępować. A szczególnie gdy wykonujemy zawód rodzica, a nim właściwie nie jesteśmy. Przyjmując, że czasem możemy czegoś nie wiedzieć, możemy czuć się źle, zmęczeni, możemy zwracać uwagę na potrzeby dzieci i swoje, odpuszczać, myślę, że trochę bardziej jesteśmy autentyczni. I nie odgrywamy tylko roli rodzica. Z drugiej strony to rodzic musi być osobą w domu, która ma wytyczać ścieżki, prowadzić, towarzyszyć dziecku. Musi być bardziej rozważny, odpowiedzialny, ale i umieć się odpowiedzialnością dzielić z dzieckiem. Trochę tak jest, że spontaniczność jest zarezerwowana dla dzieci. Bez niej dzieci nie poznałyby siebie i otaczającego świata.
Myślę, że nie musimy o spontaniczności myśleć w kategoriach straty i gorzkiej prawdy. Szczerze mówiąc, stając się rodzicem, naturalnie przechodzimy na inny tryb funkcjonowania. I czasami po prostu nie zauważamy, że staliśmy się swoimi rodzicami, czasami ze swoimi własnymi, dodatkowymi dziwactwami. Pamiętam, że będąc dzieckiem, nie znosiłam wszelkich wyjść, bo nasza mama ciągle kazała nam brać ze sobą czapki i coś na chłodniejsze chwile. Dziś sama zastanawiam się, czy w upalny dzień moim dzieciom będzie na wieczór potrzebny sweterek. Kiedy siostra mi uświadomiła, że stałam się naszą mamą, miałyśmy niezły ubaw. No cóż… Ciężko mi teraz już nie planować, nie myśleć i nie przewidywać. Tak już jest z mamami.
Z racji, że przed nami wyjazdy wakacyjne, chociażby tylko na weekend, w głowie mamy powstaje wielki plan działania. I prawie zawsze zabieramy za dużo rzeczy, bo przecież lepiej mieć więcej, niż miałoby zabraknąć. Nieważne, że w naszym klimacie raczej nie występują huragany i tropikalne deszcze, ale podejrzewam, że i na tę ewentualność większość z nas byłaby przygotowana.
Nie wiem, czy bardziej nie lubię pakowania, czy rozpakowywania. Przy małych dzieciach dochodzi tyle dodatkowych rzeczy. Mam wrażenie, że nasi rodzice umieli się pakować bardziej kompleksowo. My z kolei mamy dziś tyle udogodnień, ale jednocześnie jesteśmy gadżeciarzami, a to powoduje właśnie sporo dodatkowych rzeczy. Po to zostały one stworzone, by nam pomagać na co dzień, gdyby jednak z nich zrezygnować na czas wyjazdów wakacyjnych, może nasza pomysłowość i spontaniczność nieco by się przebudziła.
Ponadto dziś raczej wyjeżdża się swoim transportem, rzadziej korzystamy z publicznych środków komunikacji. A to powoduje, że do podstawowego bagażu dodajemy kolejne rzeczy, bo przecież nie będziemy tego dźwigać. W ogóle zauważyłam, że odkąd zostaliśmy rodzicami, nauczyliśmy się z mężem pakować nawet w jedną walizkę, natomiast dzieci mają już swoje oddzielne torby. Ma to też swoje wytłumaczenie w tym, że pieluchy, apteczka i zabawki, które czasem trzeba zabrać, zajmują sporo miejsca. Ponadto dzieci częściej się brudzą, więc siłą rzeczy należy im zabrać więcej rzeczy, by nie spędzać całego urlopu na praniu. Poza tym dzieci z czasem same chcą się pakować i zazwyczaj pozwalam synkowi wybrać rzeczy na wyjazd. To też dobry czas, by się nauczył, że nie warto brać rzeczy, które łatwo mogą się zgubić, które zupełnie się nie przydadzą. Poza tym dobrze dać dzieciom możliwość planowania na wakacjach atrakcji, rozkładu dnia. Chcemy przecież, by się wakacjami cieszyły, a nie nudziły i stale marudziły. Ale nie łudźmy się, i pomimo tego prawie zawsze znajdzie się czas, by wyrazić swoje niezadowolenie.
Ponadto trzeba sobie uświadomić i się zwyczajnie w świecie nastawić, że wakacje z dziećmi to nie wakacje tylko dorosłych. Przy planowaniu miejsca wyjazdu trzeba brać pod uwagę to, że dzieci nie zawsze wszędzie dojdą o swoich siłach, że warto zrezygnować ze zwiedzania zbyt wielu zabytków, ponieważ z pewnością nie wszystko zapamiętają, zrozumieją. Jest to pewna sztuka kompromisu. Dzieci wolą aktywności na powietrzu. Dobrze przed wyjazdem zaplanować odwiedzenie może zoo, farmy zwierząt, rejs statkiem, spacery po lesie itp. Myślę, że zawsze znajdzie się coś, co wszystkim będzie odpowiadać. Tylko nie należy tak bardzo się przywiązywać do naszych planów albo zrobić sobie listę rzeczy najbardziej pożądanych do zrobienia czy zobaczenia, by w razie zmęczenia, upału móc po prostu z reszty atrakcji bez żalu zrezygnować i dać sobie czas na relaks, bliskość, lody czy leniuchowanie w łóżkach.
Co ważne, wakacje z dziećmi mogą być też czasem, by dać im i sobie trochę luzu od pewnej rutyny. Wakacje w domu to wbrew pozorom najlepszy czas, by uskuteczniać spontaniczność. To właśnie wtedy możemy odkładać czas snu na rzecz wspólnego oglądania gwiazd, wieczoru filmowego czy nawet nocnego spaceru. To moment, kiedy możemy nadrobić zaległości w grach planszowych, kolorowankach, puzzlach itp., kiedy w normalnym trybie pracy nie mieliśmy czasu bądź siły. Choć wydaje mi się, że pomimo pewnego rozluźnienia, spowolnienia dobrze mieć ogólne reguły, które porządkują nasze domowe sprawunki. Dzieci, jak się okazuje, potrzebują i lubią mieć pewne zasady, ponieważ czują się pewniej i bezpieczniej. Dlatego w imię spontaniczności nie rezygnujmy zupełnie z domowego rytmu życia.