Zapłonąć ogniem Bożej miłości

Sobota, II Tydzień Adwentu, rok I, Mt 17,10-13

Kiedy schodzili z góry, uczniowie zapytali Jezusa: «Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?» on odparł: «Eliasz istotnie przyjdzie i wszystko naprawi. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy ma od nich cierpieć». Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu.

 

Eliasz, zabrany z ziemi na wozie ognistym, zachowany, jak wierzyli Żydzi, na wykonanie specjalnego Bożego zadania. Pisze o tym prorok Malachiasz: „Oto Ja poślę wam proroka Eliasza przed nadejściem dnia Pańskiego, dnia wielkiego i strasznego”. Nadszedł czas, Bóg posłał na świat swego Syna. Jan Chrzciciel przygotował drogę dla Niego. Już Archanioł Gabriel, zapowiadając narodzenie chłopca, powie do kapłana Zachariasza: „on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza”. Jak pisał kard. Ratzinger, aby być jak ogień, trzeba się do tego ognia zbliżyć. Nie bać się, że człowieka spali. Płonąc tym ogniem Bożej miłości, spalamy się dla innych, poświęcając czas, siły, zdrowie, czasem życie. Nasz duch jednak spłonąć nie może, gdyż trwa w Bogu żyjącym na wieki.