Zawsze od Boga

Poniedziałek, VIII Tydzień Zwykły, rok II

Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę. On Mu rzekł: Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości. Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną. Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego. Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego . Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego. A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: Któż więc może się zbawić? Jezus spojrzał na nich i rzekł: U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe.

       Mimo wszystko zbawienie zawsze pochodzi od Boga. To nic innego, jak powołanie – zaproszenie, pochodzące od Boga i skierowane do każdego człowieka.
      Piękna jest dzisiejsza ewangelia. Tyle w niej pragnienia dobra, tyle miłości i zatroskania o to, co najważniejsze. A jednak jest tu też zawarte niezwykle wymagające wezwanie: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną.” Wszystko poprawne w życiu wspomnianego młodzieńca: zachowuje przykazania od młodości, w Boga wierzy, nawet miłosny wzrok Jezusa na nim spoczął. A jednak Nauczyciel wypowiada pełne miłości i nadziei słowa, które okazują się na ten moment zbyt trudne dla młodzieńca.
       Zastanawiając się nad tym fragmentem ewangelii Markowej, zawsze przychodzi mi taka myśl: w całej ewangelii nie ma mowy o tym, co dzieje się dalej z młodzieńcem. Jakoś osobiście wierzę, że po jakimś czasie mógł jednak odpowiedzieć na to ponadprzeciętne powołanie Jezusa i wrócić do Niego. A może ewangelista nie kończy nigdy tego opowiadania inaczej, abyśmy, którzy czytamy te słowa, w owym młodzieńcu dostrzegli samych siebie?
    Tak łatwo przychodzi nam ocena drugiego człowieka. Pewnie wielu się zastanawia, dlaczego ten bogobojny młodzieniec nie poszedł za Jezusem? Przecież i apostołowie szli za Nim i tych siedemdziesięciu dwóch, którzy byli posłani na głoszenie Ewangelii i całe tłumy szły ciągle za Jezusem. Dlaczego zatem ten jeden, o którym mówi Marek, tego nie uczynił?
       Myślę, sobie, że spoglądając na bogatego młodzieńca, trzeba mi w nim ujrzeć siebie i dostrzec, jak wiele mnie jeszcze od Chrystusa oddala. Mimo tego, że „wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości” i że Jezus ciągle na mnie spogląda z miłością, to zawsze jest jakieś „bogactwo” – jakaś moja drobna namiętność, która nie pozwala mi tak całkowicie pójść za Nim. I wcale nie chodzi tu tylko o to, aby dosłownie nic nie posiadać, ale o to, aby moje serce było wolne i należało jedynie do Chrystusa. Gdy tak będzie, wówczas nie zabraknie mi miłości dla drugiego człowieka.
Dzisiejszy fragment ewangelii uczy nas prostej drogi do zbawienia. Jest nią wolne serce, które lgnie do Chrystusa mimo wszystko.

Fot. sxc.hu