Zbuntowany Aniołek
Biorąc pod uwagę, że człowiek od maleńkości stale się rozwija, trzeba się pogodzić z tym, że będą również kryzysy. A skoro one mają charakter ciągły, to nawet jako dorośli wciąż borykamy się z kryzysami, pomimo skończonego procesu dojrzewania. Jednakże konsekwencje każdego z etapów rozwoju odczuwamy nawet do starości. I tak koło się toczy. Żyjemy od kryzysu do kryzysu. Ale każdy kryzys może być dla nas lekcją, jak podejść do następnego. To warunkuje właśnie nasz rozwój.
Pamiętam, jak z lekką obawą podchodziłam do tak zwanych buntów swoich dzieci. Dla jednych to mit, dla drugich to zupełnie coś normalnego, związanego z nauką nowych umiejętności u dziecka. Owszem, czytałam o skokach rozwojowych i buntach dziecka, zarówno w trakcie ciąży, jak i po niej, ale orientowałam się, że one następują, trochę po fakcie. Kiedy w końcu dodałam dwa do dwóch, wszystko stało się jasne. Po co się zamartwiamy i denerwujemy, przecież to przejściowe, minie, zanim się obejrzymy, a nasz bąbelek znów będzie grzeczny, miły i z nowymi umiejętnościami. Swoje trzeba przeżyć. I nawet kiedy dana zmiana niemalże z dokładnością do dnia i miesiąca pojawia się w zachowaniu dziecka, u kolejnego dziecka to zachowanie i tak nas zaskoczy. Przynajmniej nas zawsze zaskakiwało. A trzeba wziąć też pod uwagę fakt, że podobnie jak rozwój i jego fazy przebiegają w określonym schemacie, tak temperament dziecka warunkuje intensywność trudności poprzedzających efekty skoków rozwojowych. I żeby tego było mało, nigdy chyba nie jesteśmy do końca pewni tego, że dziecko spokojniejsze spokojnie przejdzie ten etap, a żywe jeszcze bardziej żywiołowo.
Ponadto bunt buntowi nierówny, nawet kiedy następują po sobie. Wydawać by się mogło, że kolejny bunt jest niejako uzupełnieniem tego wcześniejszego. Jednak – przynajmniej tak wynika z moich obserwacji własnych dzieci – dotyczy zupełnie innych obszarów życia. Owszem, prawie zawsze pojawia się większe rozdrażnienie, nerwowość, płaczliwość. To pewna stała. Na przykład trzylatek przeżywający swój bunt domaga się większej autonomii i można śmiało wypuścić go na poznanie świata, tak dwulatek to połączenie małego odkrywcy z młodym gniewnym.
Właśnie mamy po raz drugi do czynienia z takim złośnikiem. Zrozumienie córki graniczy z cudem. Szczerze mówiąc, bunt naszego dwuletniego syna wspominam trochę inaczej. Był stanowczy, jeśli chodziło o sprzeciw wobec jedzenia, zabawy. Trochę może monotematyczny, ale i stały w uczuciach, jeśli chodzi o ulubione rzeczy, zabawy czy bajki. Zdarzało się, że wpadał szybko w złość, ale nigdy nie było na przykład plucia jedzeniem, a większe napady złości w miejscach publicznych udawało się szybko opanować. Z wrodzonym wdziękiem i subtelnością stawiał na swoim, a my staraliśmy się mu towarzyszyć i nie buntować się sami, kiedy dał nam w kość.
Z córką jest nieco inaczej. Może dlatego, że jest po prostu dziewczynką, a może na co dzień brakuje jej towarzystwa, bo brat jest w przedszkolu i trudno jej samej wytrwać przy jednej zabawie, kiedy akurat jestem zajęta gotowaniem czy sprzątaniem, a może to jej temperamentny sposób bycia. Nie wiem. Może wszystko po trochu. Jedno jest pewne, czytając gdzieś na forach dla rodziców opis zachowań dwulatków, to raz się uspokoiłam, a dwa bardzo uśmiałam. Dwulatek to chodzący chaos. Przy tym niezwykle uroczy, nawet jak wyprowadzi nas z równowagi albo nas przechytrzy.
Nasza córka robi wszystko – w sensie buntuje się w taki sposób, że prawie wszystko uchodzi jej na sucho, bez problemu. My dorośli poniekąd staramy trzymać się zasady, by pozwolić jej się złościć, odczekać. Z bratem może być różnie. W tej relacji spotyka się z konkretnym sprzeciwem, ale i tak prędzej czy później nawet Jaś w swej bezgranicznej dobroduszności pozwala jej na wiele. W ogóle jestem naprawdę dumna, kiedy syn po kłótni z Melą przychodzi i mi tak pewnie oznajmia, że się właśnie dogadali i znaleźli rozwiązanie. Dosłownie takimi słowami. Czasem mu tego zazdroszczę.
A tak już w zupełnym skrócie. Jak wygląda zbuntowany dwulatek? Przede wszystkim jego ulubionym słowem jest: „nie”. Bardzo broni swojego „nie”, ale na nasze „nie” nie ma już jego zgody. Córka zmienia zdanie co sekundę. Nic jej się nie podoba, nie smakuje. Potrafi wypluć coś, czym zajadała się dzień wcześniej. A jak, nie daj Boże, zadamy pytanie, po którym oczekujemy zrobienia czegoś konkretnego, szybko tego żałujemy. Czasem lepiej dziecka niczym nie zaskakiwać, nie zadawać właśnie pytań, tylko działać, odwracać uwagę od różnych przeszkadzaczy, zaproponować zrobienie czegoś innego niż zabranianie robienia tego, co akurat dziecko chciało. Trochę się śmiejemy z mężem, że musimy czasem mówić kodem do siebie, bo bardzo szybko córka orientuje się, w czym rzecz, i wówczas do znudzenia potrafi o to prosić. Albo non stop zadaje pytanie: „co to?”. Mogłaby stale oglądać jedną bajkę czy słuchać jednej piosenki. Nie znosi ubrań, najlepiej czuje się nago. Eksperymentuje z wkładaniem różnych rzeczy do nosa czy do buzi. Ciężko przeprowadzić rozmowę przez telefon bez jej ciągłej chęci naciśnięcia czerwonego guzika. Poza tym ciągłe gubi zabawki, buty, czapki, butelkę do picia. Najtrudniejsze chyba jednak jest to, że tak szybko zmienia się jej nastrój i nie umie dłuższej chwili spędzić nad konkretną rzeczą. Poza tym nie umiemy jeszcze do końca się porozumieć, trudno nam jest odgadnąć, czego od nas w danej chwili oczekuje, bo mówi nam o tym w sobie znanym języku. Stąd czasem gniewy, płacze, pokładanie się na podłodze z krzykiem.
Myślę, że już świadomi jesteśmy tego, że każdy bunt jest początkiem czegoś nowego. Wiemy, że musimy wsłuchiwać się w potrzeby dziecka, by nie reagować od razu złością. Próbować raczej odwracać uwagę od ogniska problemu czy nadchodzącej awantury. Czasami nie zrzucać też wszystkiego na sam fakt występowania etapu buntu, tylko może sprawdzić, czy gdzieś nie mamy przypadkiem do czynienia z prawdziwym powodem gorszego zachowania dziecka. Dobrze zachować równowagę między zapewnieniem dziecku poczucia wolności do przeżywania buntu a poczuciem miłości, takiej, która nie tylko pomoże mu przez to przejść, ale też nie stłamsi i nie pozwoli zrobić krzywdy sobie czy innym. Poza tym zdarzyć się może, że nasze dzieci przeżywają pewne skoki rozwojowe jednocześnie, i w tym wielka jest sztuka, by je rozpoznać i postarać się, by sprostać im na tyle, by każde wyszło z nich cało.