Zrozumieć...

Czwartek, Wielki Czwartek, rok C, J 13,1-15

 A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? Jezus mu odpowiedział: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział. Rzekł do Niego Piotr: Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał. Odpowiedział mu Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną. Rzekł do Niego Szymon Piotr: Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę. Powiedział do niego Jezus: Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy. Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: Nie wszyscy jesteście czyści. A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem.

 

Dzisiaj zatrzymałem się na jednym zdaniu: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział. 

Czy w przygodzie ludzi z Bogiem to „później”, albo inaczej powiedziane „we właściwym czasie” nie pojawia się bardzo często? Bóg zna czas i czyni swoje dzieła, zaskakując tych, którzy są do nich zaproszeni. Zaskakuje ich tym, „kiedy” i tym, „jak” to robi. Później będziesz to wiedział - denerwujące słówko. Ja prawie zawsze muszę mieć już. I pół biedy, kiedy mam świadomość braku. Wtedy mam problem, bo chcę już i nie mogę się doczekać. Jestem sfrustrowany, bo nie jest komfortowo czekać na jakieś bliżej nieokreślone „później”.

Ale to dopiero początek problemu: wiem, że nie mam i nie mogę się doczekać – to pół biedy. Poważny problem polega na tym, że w życiu najczęściej teraz nie wiem prawie nic i to przyjdzie później. Mnie się natomiast wydaje, że wiem wszystko i rozumiem wszystko. I żyję tak, jakbym wiedział i rozumiał. To jest ludzkie i naturalne, tylko niebezpieczne. Niebezpieczne o tyle, że jest duża szansa chodzenia swoimi drogami i według swoich myśli. Gdzieś napominał nas Bóg, że Jego drogi nie są naszymi drogami, a Jego myśli nie są naszymi myślami. 

Zapominam i nie jestem przyzwyczajony do czekania z oczyma zwróconymi w stronę Nauczyciela i Pana. Sługa patrzy na ręce swojego Pana. Sługa czeka na rozkazy i wolę swojego Pana. Znowu jasno pokazuje mi dzisiaj Jezus, że moja modlitwa nie wypełnia miary czasu. Nie przemieniła mojego serca na tyle, żebym rozumiał to później, żebym czekał na to później. Nie jest postawą stałego bycia przy Nim i brania Go pod uwagę. To jest dalej moje życie, w którym czasem przychodzę do Pana. To jeszcze nie jest nasze życie, w którym stale jesteśmy razem.

Niepopularne w naszych czasach: sługa, Pan. To nie o to chodzi. On jest Przyjacielem, który czarną robotę wykonał za nas. Tylko mnie tam prawie nie ma, bo chodzę swoimi drogami i kieruję się swoimi myślami. Czasami Go odwiedzam, tak na chwilę  i lecę sobie dalej.

Triduum Paschalne, tyle czasu na adorację i modlitwę. Czy w tym roku uda mi się zbliżyć bardziej do właściwej miary czasu modlitwy? Boję się trochę, że nie. Ale przynajmniej wiem, że mi jej brakuje i słyszę ciche wołanie. Potrzebuję tej modlitwy codziennie, żeby mnie przemieniała.