Życiowe Pendolino albo spokojne Bielany

Czwartek, V Tydzień Zwykły, rok I, Mk 7,24-30

 Przyszła, upadła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki. Odrzekł jej: Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom. Ona Mu odparła: Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci. On jej rzekł: Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę. Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł.

 

 

     Chyba każdy w życiu tak ma, że od czasu do czasu tęskni za ciszą. Nikogo nie trzeba przekonywać, że życie pędzi szybciej niż polskie Pendolino! Dookoła medialny szum informacyjny, zalewają nas wydarzenia i zawsze jesteśmy spóźnieni, jeżeli chodzi o coś do zrobienia. A kiedy znaleźć czas i chwilę wytchnienia? Chwilę ciszy?

     Jednak są i tacy, którzy niemalże całe życie przebywają w ciszy… Chodzi o kamedułów. „Zakonnicy przez cały czas zachowują milczenie rozmawiając jedynie wtedy, gdy to jest niezbędnie konieczne i to na uboczu i półgłosem. Jedynie trzy razy w tygodniu: we wtorki, czwartki i soboty mogą pozwolić sobie na krótką pogawędkę. Pięć razy w roku w celach rekreacyjnych wszyscy zakonnicy mogą wspólnie opuścić erem i udać się na wycieczkę. W taki dzień zwykle w klasztorze zostaje jeden zakonnik, aby doglądać gospodarstwa. Poza tym w klasztorze nie ma radia, telewizji, nie ma urlopów, nie praktykuje się odwiedzin u rodziny. Wszystko to ma służyć stałemu skupieniu. Kameduli nie prowadzą także działalności duszpasterskiej ani nie prowadzą żadnych działań apostolskich. Jedynie przyjmują mężczyzn na rekolekcje zamknięte. Kobiety w ogóle mają zabroniony wstęp do klasztoru z wyjątkiem zaledwie kilku dni w roku…” (tekst pochodzi ze strony http://www.kameduli.info/index.php).

       Pewnie niejeden z nas zapytałby: jak to jest możliwe, w dzisiejszych czasach, aby tak żyć? Jest! Oczywiście nie każdego Pan Bóg powołuje, aby tak osiągnął swoją świętość. Stwórca każdemu wyznaczył swoją drogę świętości. Jednak podczas tej ziemskiej wędrówki potrzebne są chwile ciszy, „odosobnienia”, oderwania się od codzienności i refleksji nad wiecznością.

     Także Jezus potrzebował odpoczynku, odosobnienia i czasu na modlitwę. „Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił…” (Mk 1, 35), „Gdy rozstał się z nimi, odszedł na górę, aby się modlić…” (Mk 6, 46), „Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich…” (Łk 4, 42), „Gdy raz modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: «Za kogo uważają Mnie tłumy?»…” (Łk 9, 18).

        W przytoczonym tekście z ewangelii wg św. Marka, Jezus także szuka miejsca spokojnego, „lecz nie mógł pozostać w ukryciu” (Mk 7, 24b). Dzieje się to w kraju pogan. Dlaczego Jezus tam poszedł? Bowiem Słowo Boże nie jest zarezerwowane jedynie dla Żydów, lecz jest ono dla wszystkich. W krainie Tyru i Sydonu rozgrywa się ciekawy epizod. Otóż do Mistrza z Nazaretu przychodzi kobieta, aby wstawić się za swoją córką, którą opętał zły duch. Zwróćmy uwagę na fakt prośby wstawienniczej – matka prosi w intencji córki. Ewangelista nie podaje wieku córki Syrofenicjanki, więcej mówi o samej kobiecie: „Przyszła, upadła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki” (por. Mk 7, 25b-26). Schemat działania kobiety jest następujący: przychodzi (podejmuje działanie, trud spotkania, może licząc się także z odrzuceniem, bowiem jest „poganką”), upada do stóp Jezusa (prezentuje całkowite uniżenie wobec Chrystusa, uznaje Go za swojego Króla, potężniejszego od niej samej) i wyraża swoją prośbę – uzdrów córkę.

        Wczytując się w tekst ewangelii zadziwia też inna kwestia: jak poganka wierzy w obecność złego ducha? Przychodzi do Jezusa i wprost prosi o wyrzucenie złego ducha. Syrofenicjanka wierzy w świat istot duchowych!

       Odpowiedź Jezusa, skierowana do proszącej kobiety, może kogoś zadziwić, żeby nie powiedzieć zgorszyć: „…niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom”. Gdybyśmy dzisiaj kogoś nazwali psem, mógłby się poczuć obrażony. Dla Greka słowo „pies” oznaczało bezwstydną kobietę. W Starym Testamencie pies był symbolem tego wszystkiego, co godne jest pogardy. Słowo „pies” czasem też oznaczało pogan.

     Chrystusowi bynajmniej nie chodziło, aby kogokolwiek obrażać, raczej aby pokazać, że to Żydom przysługuje pierwszeństwo w korzystaniu z Jego uzdrowicielskiej mocy. Kobieta doskonale to zrozumiała, skoro natychmiast odpowiada: „Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci” (zob. Mk 7, 28).

       Reakcja kobiety jest niesamowita. Gdyby nas spotkała taka odpowiedź ze strony ludzi kościoła, to jakbyśmy zareagowali? „O proszę, modli się w Kościele, ręce złożone, Komunię św. w każdą niedzielę przyjmuje, a tu co…, jak tak można mówić! I to są chrześcijanie, katolicy!?”. Od razu wylewany jest kwas goryczy na cały Kościół.

       Jezusowi bardzo spodobała się postawa tej poganki. Nie rości sobie ona pretensji, zna swoje ograniczenia i słabości. Pokornie prosi, nie wymaga i nie narzuca agresywnie swej woli. Pewnie wielu ochrzczonych mogłoby się uczyć od niej takiej postawy. Syrofenicjanka zostaje wynagrodzona za ogromną pokorę i ufność: „Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę. Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł” (Mk 7,29).

      Jaki płynie stąd wniosek? Każdy, kto zaufa Chrystusowi i będzie Mu wierny, otrzyma od Niego miłosierdzie i potrzebne łaski.

 

Inne komentarze ks. Krzysztofa