„Buen Camino” znaczy „szczęśliwej drogi” (foto)

       Agnieszka: – Minęło już 7 lat, a wspomnienia są wciąż żywe… To była najwspanialsza przygoda mojego życia i pozostanie w moim sercu już na zawsze. Często porównuję tę drogę do drogi życia. Pomimo, że zdarzają się zakręty, kryzysy, czasami się gubimy, ważny jest cel, do którego zmierzamy. To on pozwala nam wrócić na właściwą drogę.
       Kamil: – Jest to zdecydowanie wspaniałe uczucie. Mnie osobiście chciało się płakać ze szczęścia. Udało się. Dotarliśmy. Dziewczyny z radości to aż ziemię całowały. Patrząc z dystansu na moją wyprawę do Santiago, mogę jedynie głośno krzyczeć: Bóg istnieje i nas KOCHA!!! To nie jest tak, że jesteśmy sami. ON się o nas troszczy! Tę prawdę odkryłem w trakcie pielgrzymowania do Santiago.

      Przybycie pierwszego udokumentowanego pielgrzyma, francuskiego biskupa Le Puy Godescalco, datuje się na rok 950. Szlak przemierzyło wiele znanych osób m.in. król Karol Wielki, św. Franciszek z Asyżu, św. Brygida Szwedzka, św. Ignacy Loyola czy św. Jan XXIII. Współcześnie najbardziej znanymi pielgrzymami są piłkarze reprezentacji Hiszpanii w piłce nożnej np. mistrzowie świata z 2010 r. Andrés Iniesta czy Sergio Busquets. W szczytowym okresie popularności, przypadającym na XIV w., każdego roku przemierzało ten szlak ponad milion osób. Dziś pielgrzymuje tędy około 200 tysięcy osób rocznie. Wśród pielgrzymów do grobu św. Jakuba znaleźli się Agnieszka i Kamil.

„Ty tylko mnie poprowadź”
        Na jednym ze spotkań w parafii wikary pochwalił się młodzieży, że kupił bilet i w sierpniu zamierza pójść na 30-sto dniową pielgrzymkę do Santiago de Compostela. – Kiedy usłyszałam, że ma zamiar wziąć na wyprawę cztery koszulki, dwie pary butów i iść miesiąc w upale z 15-sto kilogramowym plecakiem, to zaczęłam się śmiać – wspomina Agnieszka, której nie mieściło się to w głowie, szczególnie ten „minimalizm odzieżowy”. Po powrocie z tego spotkania zaczęła poszukiwać informacji o pielgrzymce do grobu św. Jakuba. Wspomnienia pielgrzymów i zdjęcia, które znalazła spowodowały, że sama zaczęła się zastanawiać nad wyprawą. Decyzję pomogły podjąć dwie koleżanki, które zdecydowały się wyjść na szlak. Pielgrzymkę rozpoczęły 18 sierpnia 2007 r. z miejscowości Saint Jean Pied de Port położonej we Francji u podnóża Pirenejów. W ciągu 30-stu dni przemierzyły 780 km, przez góry i równiny, przez miasta i wsie. – Codziennie stawałyśmy przed nowymi wyzwaniami, a każdy dzień darował nam niezapomniane przeżycia. Trud pielgrzymowania nagradzały nam piękne krajobrazy. Mottem mojej pielgrzymki były słowa piosenki Tomasza Kamińskiego: „Ty tylko mnie poprowadź”. Do grobu św. Jakuba dotarłyśmy 16 września 2007 r.
       Kiedy Agnieszka skończyła swoje pielgrzymowanie do św. Jakuba, Kamil zaczął po raz pierwszy o nim myśleć. Spotkał wówczas doświadczonego pielgrzyma, który mu poradził, żeby poczekał z decyzją do momentu, kiedy naprawdę będzie chciał wyruszyć w drogę, a wtedy wszystko będzie sprzyjało zorganizowaniu wyprawy. Pierwotną myśl wcielił w życie w 2010 r. – w Roku św. Jakuba [rok jubileuszowy obchodzony wtedy, gdy 25 lipca, czyli święto św. Jakuba Apostoła, przypada w niedzielę; następny Rok Święty obchodzony będzie w 2021 r. – przyp. red.].

Kondycja fizyczna i duchowa
       Poza przeglądaniem przewodników, stron internetowych poświęconych Camino i porad doświadczonych pielgrzymów dziewczyny kupiły kije trekkingowe, buty trekkingowe, sandały i plecaki. – Preludium naszej pielgrzymki do Santiago, była pielgrzymka z Wrocławia do Częstochowy – wspomina Agnieszka. Kamil z grupą znajomych z jednej strony dbał o kondycję fizyczną – codzienne długie spacery i bieganie. Ale nie zapomnieli o przygotowaniu duchowym przez modlitwę w ciszy, poprzedzoną lekturą Pisma Świętego.
      Kamil pielgrzymował z kilkunastoosobową grupą znajomych. Ale po dotarciu do Oviedo podzielili się na mniejsze grupy. Jest to konieczne ze względu na duchowy charakter Camino a także z powodów czysto praktycznych – w schroniskach jest ograniczona liczba miejsc noclegowych. Wybrali szlak Camino Norte, który biegnie wzdłuż linii brzegowej północnej Hiszpanii. Mieli do pokonania ponad 200 km. Całość podzielili na 20-kilometrowe odcinki. W pierwszym schronisku spotkali trzech księży z Polski. – Resztę drogi przeszliśmy już razem, dbając o to, byśmy sobie wzajemnie nie przeszkadzali.
     Agnieszka z koleżankami pielgrzymowała również z księdzem. Dzięki temu, każdego dnia miały możliwość uczestniczenia we Mszy św. Jednak niewiele kościołów na szlaku było otwartych. – Dane nam było przeżyć Eucharystię na snopku słomy, na stoliku przy parkingu, w pokoju w albergue – schronisku, w którym akurat nocowaliśmy. Każdy dzień zaczynali jutrznią, a później odmawiali także różaniec oraz Koronkę do Miłosierdzia Bożego. To dla ducha. Było też coś dla ciała. – Kiedy dotarliśmy na miejsce naszego noclegu, po kąpieli, po zrobieniu prania – niezbędne, jak się ma cztery koszulki na miesiąc – robiliśmy sobie pyszne kolacje i kosztowaliśmy hiszpańskiego wina. Na trasie i w schroniskach spotykaliśmy ludzi różnych narodowości, różnych wyznań, z różnymi oczekiwaniami od „Drogi do Santiago”, bo nie wszyscy idą tam w celach religijnych. Każdy był do siebie przyjacielsko nastawiony, na drodze dało się słyszeć pozdrowienia innych pielgrzymów: „buen Camino”, co oznacza „szczęśliwej drogi”.
     Kamil spotkał np. człowieka, który od 13 lat, rok w rok, pielgrzymuje do Santiago. Kiedy wyruszał w swoje pierwsze Camino spotkał na trasie swoją obecną żonę. – Innym ciekawym spotkaniem było odwiedzenie domu pewnego artysty i rzeźbiarza. Zwiedzaliśmy jego ogród. To, co tam widzieliśmy, zostanie nam na długo w pamięci: kolorowe kwiaty, a wśród nich równie kolorowe rzeźby zrobione z różnego rodzaju kamieni – wspomina Kamil.

Spotkać prawdziwego siebie
      Pielgrzymi na szlaku wypatrują muszelek, które wskazują kierunek. – Początkowo nie mogliśmy załapać, o co chodzi w systemie muszelkowym, a dokładniej, która część muszli wskazuje kierunek dalszej drogi. Jak się okazało wątpliwości były całkiem na miejscu, bowiem w różnych częściach Hiszpanii obowiązuje inny system: raz kierunek wskazuje przód, a raz tył muszli – opowiada Kamil. Agnieszce też zdarzało się zabłądzić, ale większa trudność spotkała ją wówczas, gdy w miejscowości, do której dotarli późnym wieczorem, nie było schroniska, o którym informował przewodnik. – Spaliśmy na jakiejś estradzie, poubierani we wszystko, co było możliwe, ponieważ noce i poranki bywały chłodne. Najgorsze było to, że nie mieliśmy, co jeść. Zapasy nam się skończyły, a w tej miejscowości nie było sklepu. Tamtego wieczoru cukier w kostkach i herbata w granulkach musiały zaspokoić nasz głód.
      Inne nieprzyjemności czekające na pielgrzymów to kleszcze czy pluskwy, które można spotkać w niektórych schroniskach. Trudno – zwłaszcza dziewczynom – przyzwyczaić się też do dźwigania całego swojego bagażu. Na niedogodności jest jednak rada. – Kiedy było mi ciężko, śpiewałam „Ty tylko mnie poprowadź”. I udało się dojść do celu – mówi Agnieszka.

Dla kogo jest Camino de Santiago?
     Kamil: – Samą wyprawę polecam każdemu: wierzącemu, niewierzącemu, rozeznającemu swoje powołanie. Ta droga jest dla wszystkich: młodych, starych, dzieci, kobiet i mężczyzn, świeckich i duchownych. Na tej drodze można spotkać prawdziwego siebie, drugiego człowieka i prawdziwego Boga.

Dlaczego warto tam pójść?
    Agnieszka: – Żeby odnaleźć siebie, żeby przemyśleć, pokontemplować swoje życie. Żeby pokonać własne słabości, przekonać się o tym, że to, co wydaje się niemożliwe, jest możliwe, że warto mieć w życiu cel i dążyć do niego, pomimo przeciwności losu.
 

Fot. Archiwum prywatne Agnieszki Matejek