By nie wylać dziecka z kąpielą - XXIII Nd. Zw. (A)

Niedziela, rok A

Mt 18, 15-20 Upomnienie braterskie

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik. Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Dalej zaprawdę powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich».

 

       Takie, a nie inne zatytułowanie, czytanej przez Ciebie, wieczornej "dziewiętnastki", a mianowicie: By nie wylać dziecka z kąpielą, zawiera w sobie raczej coś, aniżeli nic, choć to pierwsze odczuwa brzemię drugiego. Trzeba działać..., ale i zaniechać też trzeba. Fachowy, tenisowy język zawiera w swojej głębi słowo return [wrócić], które dobrze oddaje konsekwencje niepohamowanego ataku. Inaczej mówiąc, siła atakującego zawodnika, przy równie czystym akompaniamencie przypartego do ściany przeciwnika, może okazać się osobistą ścianą płaczu dla tego pierwszego.

      Może właśnie dlatego, mając na uwadze powyższą ewentualność, tak wielu owo: trzeba działać..., ale i zaniechać też trzeba, zamienia w trzeba raczej zaniechać, aniżeli działać, a jeżeli już działać, to bez opamiętania. Sęk tkwi w tym, że nie umieją właściwie ugryźć tematu i zostawić "swojej ofiary" przy życiu. O wiele częściej, patrząc na przykład wielkich korporacji finansowych, które szczycą się mianem osobowości prawnej, choć z człowieczeństwem niewiele mają wspólnego, wolą w lwim instynkcie rzucić się na ofiarę, wyssać z niej krew i wypluć pozostałe po niej kości.

      W zastanowieniu biegnę przez meandry historii do szesnastowiecznej pracowni Michała Anioła, który trudzi się nad kolejnym arcydziełem renesansowej sztuki, tym razem ciosając postać Dawida. W duchu cieszę się, że Michelangelo nie zna współczesnych praktyk stosowanych w w/w instytucjach, gdyż w przeciwnym razie, przy następnym spotkaniu, biblijny bohater mógłby stracić głowę..., albo po prostu, zastygłby na wieki w nieproporcjonalnej i wykoślawionej (niedokończonej) formie.

       Mimo to, dotknięty chorobą współczesności wracam tam po czasie, by sprawdzić, czy w głowach nic się nie poprzewracało. I...? Na szczęście nic..., choć postanowiłem poddać je ostatecznej próbie. Wahałem się długo, gdyż wiedziałem, że jeżeli jedna z głów zwariuje, druga stanie się ofiarą, a na domiar złego, ludzkość ucierpi przeogromnie.

     Choć wiedziałem, że przez ostatnie miesiące, ani na chwilę nie rozstawał się z Dawidem, bez ogródek rzuciłem:

Od ostatniego spotkania rzeźba ani drgnęła!

      Myślałem, że go zszokowałem..., lecz w odpowiedzi usłyszałem:

Spójrz na wykonany retusz i wypolerowane części jego ciała..., zobacz zwielokrotnioną wyrazistość twarzy i płynącą z niej ekspresję, która zniewala każdego, kto na nią patrzy.

      Nie dając za wygraną, odpowiedziałem:

Dobrze, dobrze, ale to tylko drobiazgi!

    Odparł:

−  Może i tak, ale pamiętaj, że drobiazgi czynią tę rzeźbę doskonałą, a doskonałość nie jest już drobnostką.

      Dlatego, trzeba działać..., ale i zaniechać też trzeba, aby nie okazało się przypadkiem, że zamiast retuszu twarzy, w imię szeroko pojętej praworządności, dokonamy egzekucji, ścinając czyjąś głowę! Tego typu historie pokazują, że gdy głowa toczy się już po posadzce, uświadamiamy sobie jedno: to jednak nie z nim, lecz ze mną jest coś nie tak!

    Owszem, czasami będzie trzeba się rozejść, ale nie w gazeciarskim, pełnym chamstwa i wulgaryzmu tonie, który z pasją opisują brukowce ulicy, kpiące przy tym ze znanych wszystkim słów Tertuliana: Popatrzcie, jak oni się miłują.

      Strażnicy prawdy zapomnieli, że wypełnieniem prawdy zawsze i na teraz pozostaje miłość, co trafnie wyraził Alessandro Pronzato: ... a kiedy brat odejdzie ze wspólnoty, sam zrezygnuje, twoje zadanie się nie kończy. Jesteś mu "winien" jeszcze więcej miłości.

Dobranoc.