Być blisko. Wystarczy

 

 

 

Michele Ferri to prawie pięćdziesięcioletni mężczyzna z włoskiego Pesaro. W wieku siedemnastu lat uległ wypadkowi motocyklowemu. Od tego czasu porusza się na wózku inwalidzkim. W przeszłości doświadczył też śmierci brata, który zmarł tuż po narodzeniu. Niedawno dotknęły go śmierć ojca i zdiagnozowana choroba u matki. Sporo nieszczęść jak na jedną rodzinę… Czarę goryczy przelały wydarzenia z czerwca 2013 roku, które opisywały nawet włoskie gazety. Brat Michele, Andrea, został zamordowany przez swojego pracownika.

„Boże! Dlaczego?” - pytał z goryczą Michele Ferri. Swój żal do Boga wylewał publicznie, bo na Facebooku. Ale jaki rodzaj wsparcia mógł otrzymać za pośrednictwem mediów społecznościowych? Like? Emotikon wyrażający smutek? Chyba nie doczekał się też wielu osobistych kontaktów, bo postanowił w tej sprawie napisać do samego papieża. Ku jego zdziwieniu, po niespełna dwóch miesiącach odbiera telefon z Watykanu.

Halo, mówi papież Franciszek. Jak się masz? Dzwonię do ciebie, bo przeczytałem twój list o tym, co przeżyliście. Głęboko mnie to poruszyło, Michele, tak że się popłakałem. Trzymam ten list na biurku.

W liście do Ojca Świętego Ferri wyartykułował też serię pytań o zachowanie Pana Boga wobec jego rodziny - serię „dlaczego?”. Franciszek nie bał się powiedzieć, że nie zna na nie odpowiedzi, że nie wie, jaki sens mają tragedie w ich rodzinie. Jedyne, co można zrobić, to się modlić, bo modlitwa daje ukojenie.

To jeden z dziesiątek, jeśli nie setek, telefonów, które wykonuje papież Franciszek. Telefonuje do nastoletnich rodziców, aby ustalić termin chrztu ich dziecka. Nagrywa się na automatyczną sekretarkę domu zakonnego, pytając z żartobliwym wyrzutem: „Co takiego ważnego robią siostry, że nie mogą odebrać telefonu od papieża?”. Szczególną uwagą obdarza tych, którzy dzielą się z nim najboleśniejszymi doświadczeniami – jak utrata najbliższych lub ich choroba. Te rozmowy są zawsze konkretne. Ściśle związane z osobistym życiem rozmówcy i z tym, co się dzieje na świecie, począwszy od radości z powodu narodzin dziecka, przez dramat chrześcijańskich uchodźców, po ból i nadzieję po trzęsieniu ziemi.

Gdy papież Franciszek dowiaduje się o jakiejś szczególnej sytuacji, sięga po telefon i dzwoni. Czynił tak w Buenos Aires i nadal robi tak z Domu św. Marty. „W ten sposób spełniam kapłańską powinność” – wyjaśnia.

Takie właśnie jest moje wyobrażenie funkcjonowania proboszcza wiejskiej parafii, który dobrze zna swoich parafian, wie o wszystkich ich radościach i smutkach - dzwoni lub odwiedza, żeby przeżywać wspólnie radosne i trudny momenty ludzi powierzonych ich duchowej opiece.

Historia Michele Ferri i jego rozmowy telefonicznej ma ciąg dalszy. Otóż Michele potraktował papieża Franciszka tak, jak zdaje się chce być traktowany sam Ojciec Święty - właśnie jak ojca. Zamiast ucieszyć się i za zaszczyt mieć już sam fakt, że zadzwonił do niego papież, Michele nie boi się prosić o więcej - tak jak dziecko swojego ojca. Pyta, czy papież może zadzwonić także do jego matki - wdowy, która przeżywa śmierć swojego syna. Papież prosi numer do Rosalby Ferri, a kilka minut później wykonuje kolejny telefon. Kobieta jest wzruszona. Nie jest w stanie wypowiedzieć ani słowa. Ona płacze, a papież milczy. Słucha. Po czym dodaje:

Rosalba, posłuchaj, wkrótce do ciebie zadzwonię.

W rzeczywistości tak się dzieje niespełna trzy tygodnie później. Rosalba jest bardzo dyskretna, nie zdradza szczegółów rozmów dociekliwym dziennikarzom.

Słyszałem, że papież dzwonił do pani pięć razy.
Dwadzieścia pięć - odpowiada kobieta.

Papieżowi nie zależy na jednorazowym geście czynionym na pokaz. On próbuje nawiązywać prawdziwe relacje. O ile pojedynczy telefon od papieża można potraktować jako rodzaj wyróżnienia, a w trudnych sytuacjach gest pocieszenia czy umocnienia, to utrzymywanie regularnych kontaktów jest czymś znacznie więcej.

W czasie jednego z kolejnych telefonów papieża do Pesaro Michele zapytał wprost czy rodzina Ferrich mogłaby odwiedzić Franciszka w Watykanie. Spotkali się 8 maja 2016 roku, kiedy we Włoszech obchodzi się Dzień Matki. Szczegółów dwugodzinnej rozmowy nie zdradzają, ale wiadomo, że jak papież odwiedzi Pesaro, to wstąpi do rodziny Ferrich na tagliatelle. Kto wie, czy nie przeczytamy o tym niebawem w gazetach… i zobaczymy zdjęcia, na których rodzina Ferrich pomaga zapakować się Franciszkowi do samochodu, tak jak on pod Domem św. Marty pomagał im (sic!).

Papież jest proboszczem świata. Tymi swoimi zachowaniami pokazuje, na czym powinna polegać praca każdego biskupa i proboszcza - niezależnie od tego, czy pracuje na prowincji, czy w wielkiej metropolii. Być blisko, być czułym - to klucze do zrozumienia przesłania pontyfikatu papieża Franciszka.

To też coś więcej. To nie tylko wzór dla księży - duszpasterzy. To przykład dla każdego z nas - jak być czułem, jak być blisko wobec naszych rodzin i przyjaciół, ale też i dalszych znajomych czy sąsiadów. Jeśli nawet papież nie potrafi znaleźć odpowiedzi na pytanie o sens jakiejś tragedii, nawet jeśli Ojciec Święty nie sili się na żadne rady w takich sytuacjach, to czy musimy robić to my? Jeśli papież nie boi się milczenia wobec ludzkiego dramatu, to czy my musimy starać się go czymś zagadać? Papież pokazuje, jak być blisko swojego brata - to tylko tyle i aż tyle.

***

Dwadzieścia opowieści o tym, jak papież Franciszek czule reaguje na ludzkie historie zebrał włoski dziennikarz Rosario Carello w swojej książce „Halo, tu Franciszek”.