Cud Bożego Narodzenia…

W święta naprawdę dzieją się cuda. Ludzie są dla siebie bardziej życzliwi. Nierzadko rodziny się jednają po bardzo długim czasie gniewnego milczenia. Łatwiej jest nam się dzielić z potrzebującymi. Sami też odczuwamy potrzebę zmiany tego, co w nas niekoniecznie dobre. Ale przede wszystkim ma miejsce cud narodzin samego Boga.

Ten ostatni cud – cud narodzin, myślę, że dla rodzica jest największym, mimo wszystko, zaskoczeniem. Każda mama i każdy tata przeżywa narodziny dziecka na swój indywidualny sposób. My, kobiety, mamy to szczęście, że tak namacalnie możemy go doświadczać, pomimo bólu, trosk, niepewności. Niby przygotowujemy się do tej chwili całe dziewięć miesięcy, ale to widok nowo narodzonego dziecka tak bardzo zaskakuje, zadziwia i napełnia szczęściem. 

Cud narodzin łączy się z cudem rodzicielstwa. Nigdy przedtem nie czuliśmy takiego ogromu odpowiedzialności i bezgranicznej miłości. Co więcej, wcale niekoniecznie jest tak, że z każdym nowym dzieckiem już jesteśmy na wszystko gotowi. Moje dwa cuda to dwa różne wyzwania. 

Dziś jednak chcę się skupić na historii Karoliny i jej synka Stasia oraz na ich bożonarodzeniowym Cudzie, a w zasadzie cudach. O zmaganiach Karoliny w czasie ciąży już pisałam tutaj: https://profeto.pl/nadzieja-umiera-ostatnia-.

Naszą historię zakończyliśmy ostatnio prośbą o modlitwę o szczęśliwe zakończenie ciąży i o cud narodzin właśnie. I dzięki Bogu ten Cud nadszedł, ale znacznie wcześniej, niż się go spodziewaliśmy, a mianowicie tuż po świętach Bożego Narodzenia – 27 grudnia 2021 roku o godzinie 22:10, w 32. tygodniu ciąży. Karolina sama mówi, że już zawsze będą świętować trzeci dzień świąt Bożego Narodzenia. Tym bardziej że niestety wiele rzeczy wskazywało na to, że nie wszystko może pójść zgodnie z planem. Po pierwsze akcja porodowa była w pełni rozwinięta, a bez wód płodowych dziecko nie zdołało się na czas odwrócić główką w kierunku ujścia dróg rodnych. Pozostało jedynie cesarskie cięcie, które budziło wiele obaw Karoliny. A po drugie szanse Stasia były mniejsze przez wady genetyczne wykryte już w dwunastym tygodniu ciąży. Lekarze opisywali złe parametry, zarówno jelit, wątroby, nerek, żołądka, jak i serca. Dlatego, kiedy zapadła decyzja o cesarskim cięciu, personel medyczny poinformował mamę, że należy przygotować się na różne scenariusze, nawet te ostateczne.

Wcześniej pisałam, że Karolina to osoba, która wszystkie swoje troski oddaje Matce Boskiej. Zawierzyła każdą ewentualność, także kiedy poczuła pierwsze skurcze, poczuła również pierwszy raz spokój i wytchnienie. Wiedziała, że wszystko ma się potoczyć, tak jak Ktoś na górze zaplanował. Choć gdzieś z tyłu głowy dochodził strach o to, czy Staś przeżyje. Nie zdążyła na dobre oswoić się z myślą, że już zaraz będzie po wszystkim, a jednak zdrowy płacz jej synka szybko uświadomił jej, że jest już na świecie i swoim okrzykiem zawiadamia, że jest małym wojownikiem. Niestety nie od razu mogła go przytulić ze względu na potrzebę dotlenienia chłopca. Pierwsza noc była trudna, ponieważ dawały o sobie znać bóle pooperacyjne, a przede wszystkim wciąż nie było wiadomo, jak przedstawiała się sytuacja zdrowotna Stasia, czy wady są bardziej rozległe, czy jest szansa na normalne życie. 

I to nie koniec cudów w to Boże Narodzenie. Pierwsze badanie po urodzeniu Stasia potwierdziło wadę serca i żołądka, ale już drugie wykluczyło pozostałe wady wcześniej opisane, w tym również żołądka. Co więcej, lekarze się nie pomylili wcześniej, co wynikało ze zdjęć USG. To ewidentnie cud uzdrowienia. Zostało tylko chore serduszko. Niestety nie jest to prosta sprawa. Mówiąc obrazowo, w sercu Stasia jest dziurka. Jego leczenie skupia się głównie w kierunku wady AVSD, która zazwyczaj kończy się interwencją chirurgiczną. Jednak serce pomimo wady bije całkiem dobrze, parametry posiada również nie najgorsze i na chwilę obecną zaleca się dalszą obserwację. Pewnie jeszcze trochę minie czasu, zanim Staś wyjdzie ze szpitala, jednak każdy dzień pokazuje, że życie to wartość sama w sobie. Staś pomimo wcześniactwa i wspomnianej wady wykazuje siłę walki i chęć życia. Już sam jadł mleko z butelki, otwiera oczy, a jego gesty są coraz bardziej kontrolowane, choć nadal potrzebuje tlenoterapii.

Chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, jak wielkie wzruszenie i pełnię szczęścia odczuwają jego rodzice. Przez pandemię Karolina sama musiała znosić trudy ciążowe w szpitalu. Nikt nie mógł jej odwiedzać przez trzy miesiące w szpitalu. Jednak, jak sama stwierdza, jeszcze nigdy nie czuła się tak bezpiecznie u boku męża, pomimo jego fizycznej nieobecności przy niej. Wszystkie przygotowania w domu spadły na jego barki. Każdy z nas wie, ile radości dają takie przygotowania – wybór tapety, skręcanie łóżeczka, dekoracje pokoju, nowe ubranka dla dziecka. Karolinę to poniekąd ominęło, choć z perspektywy czasu myślę sobie, że jeszcze się napierze i naprasuje. Jednak to nie wspomniane przygotowania wzbudziły w Karolinie największy podziw wobec jej męża. Przede wszystkim czuła jego ogromne wsparcie. Dotarło do niej, jak dojrzałym  i świadomym jest mężczyzną. Michał, bo tak ma na imię mąż Karoliny, też przeżył mocno wszystko, co miało miejsce. Martwił się i o żonę, i o dziecko, jednak nigdy nie zwątpił i nigdy nie wstydził się okazywać swoich uczuć, wzruszenia, chociażby kiedy po raz pierwszy poznał się ze swoim synem. Wprawdzie trwało to zaledwie dziesięć minut, ale te minuty spędzone już jako pełnoprawny tata zapisały się z pewnością w jego wrażliwości i wspomnieniach. Co ciekawe, Michał martwił się, że nie będzie mógł odwiedzić Karoliny w święta, że będzie jej smutno w tak rodzinny, bądź co bądź, czas, ponieważ miał kwarantannę do końca świąt. Jak się okazuje i tu stał się mały cud, że na koniec izolacji czekała go tak szczęśliwa niespodzianka. Na naukę siebie i budowania prawdziwej ojcowsko-synowskiej relacji jeszcze przyjdzie czas. Teraz ważniejsze jest, by dobrze postawić diagnozę i sposób ewentualnego leczenia kardiologicznego, by móc już w domu docierać się, pielęgnować i wzrastać razem już jako zwyczajna, acz niezwyczajna rodzina.

Wiadomo, że do wychowania dziecka, jak to się mówi, potrzebna jest cała wioska. A osób najbliższych i kochających Stasia jeszcze długo przed narodzinami jest naprawdę wiele. Jednak wraz z jego pojawieniem się na świecie narodzili się też jego dziadkowie. Jest on pierwszym wnukiem w rodzinie, zarówno Karoliny, jak i Michała. Dziadkowie są przeszczęśliwi, a ich pomoc nieoceniona. Co więcej, niektóre kobiety–mamy uskarżają się, że wraz z narodzinami dziecka są niekiedy świadomie bądź nieświadomie pomijane, zapominane. W tym przypadku Karolina czuje się nadal córeczką – oczkiem w głowie swoich rodziców, dzieckiem zaopiekowanym i bezpiecznym. A o to, żeby było się komu modlić za Stasia i Karolinę, zadbało jej rodzeństwo. Niesamowite jest to, z jak wielkim odzewem spotkała się prośba o szturm do nieba. Co ciekawe, modlono się za nich nawet na Madagaskarze. 

Karolina sama daje piękne świadectwo wiary i ufności. Jest młodą i dzielną kobietą i matką. My, mamy już trochę bardziej doświadczone, wiemy, jak niekiedy trudne jest macierzyństwo, i cieszę się, że mam okazję poznać kogoś, kto twierdzi z całą pewnością, że z każdej sytuacji, nawet najtrudniejszej czy wręcz beznadziejnej, trzeba z wiarą wynosić dobro. 

Życzymy Wam – Karolino, Michale i Stasiu, jak najwięcej cudów w życiu!