Droga schodzenia...

Niedziela, XXIV Tydzień Zwykły, rok B, Iz 50, 8-9a

Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem. Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem. Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. Blisko jest Ten, który mnie uniewinni. Kto się odważy toczyć spór ze mną? Wystąpmy razem! Kto jest moim oskarżycielem? Niech się zbliży do mnie! Oto Pan Bóg mnie wspomaga! Któż mnie potępi?

 

Usłyszeć muzykę Boga... Posłuchać tego, czego On słucha... To łaska!

Znać kierunek, skąd dochodzi głos i podążać za nim... To łaska!

Wytrwać w słuchaniu nawet wtedy, gdy ściany się burzą i szyby pękają... To łaska!

 

Łaską jest zrozumienie, że choć Jeruzalem jest miastem położonym na górze, to prowadząca do niego droga, jest drogą schodzenia.

Spojrzenie na życiową sinusoidę podpowiada, że nie brakuje tam zarówno wzlotów, jak i upadków, wysokich szczytów, jak i głębokich depresji. Sukces i porażka, radość i smutek..., nieustannie się przenikają. To nie nowość, taka jest ludzka kondycja. A jaka jest kondycja Boga?

Ta jest inna. Wiedzie w dół, w otchłań. Bogu nie wystarczyło zejście do świata ludzi, by stać się jednym z nich. On zszedł do świata zniewag, oplucia i zapomnienia. Bynajmniej nie na chwilę, nie na jedno popołudnie, lecz do skończenia czasu.

Otwarte ucho. Ono jest kluczem, by pójść drogą Boga. Usłyszeć muzykę Boga! Ona zawiera niezliczoną ilość głosów; nie zawsze harmonijnych, nie zawsze subtelnych, lecz zawsze ludzkich. Dotknąć biblijnego tekstu i namacalnie stwierdzić, że płynie w nim krew. Ona jest życiem.

Przyjęcie drogi schodzenia nie oznacza kilkugodzinnego lub nawet kilkudniowego zejścia do świata najgłębszych ludzkich depresji, by później wyjść i otrzymać duchową lub materialną nagrodę za trud poświęcenia na rzecz ubogich. Bynajmniej nie jest ono także drogą sprawdzenia się: jeśli mi się nie spodoba, wrócę, jeśli zaś się spodoba, zostanę.

Ta droga jest stanem. Constans. Tu nic się nie zmienia, bo On jest blisko.

Pytam samego siebie: czy to w ogóle jest możliwe?

Wiem, że tego nie da się wytrzymać, to trzeba usłyszeć: oto Pan Bóg mnie wspomaga!

Te słowa otwierają moje ucho, tak jak otworzyły je dziesiątkom, a może i setkom ludzi na całym świecie, którzy codziennie, świadomie, bez wahania wybierają tę drogę.

Czyż w ostateczności to nie sam Bóg jest tym, który schodzi? To On schodzi w moim życiu. Tylko wtedy to schodzenie ma sens.