Duchowy tryb czuwania

 

Z jednej strony narzekamy często na fakt, że sklepy, galerie handlowe czy media bombardują nas już dwa miesiące wcześniej kolędami, komunikatami, że trzeba kupić prezenty i zrobić zakupy na święta, a z drugiej sami mnożymy propozycje duchowe. Dobrze, o ile z tej mnogości wybiera się jedną, może dwie inicjatywy. Ale trzeba to zrobić tak, żeby to nie one były celem, ale do celu prowadziły. Wysiłek duchowy też męczy. Oby przeżywanie Adwentu tak nas nie wyczerpało, że święta Bożego Narodzenia staną się nam obojętne. Nie możemy też zapomnieć, że liturgiczny Okres Bożego Narodzenia trwa aż do niedzieli Chrztu Pańskiego (niedziela po 6 stycznia). Czyż nie on zdaje się być ważniejszy niż czas do niego przygotowujący? A ile wtedy mamy szans na głębsze wejście w tajemnicę Bożego Narodzenia? Zresztą ileż można świętować – jak po czterech tygodniach intensywnej pracy zdobyć się na wysiłek – choćby duchowy – przez kolejne dwa tygodnie?

Jest jeszcze jedno zagrożenie intensywnego czasu duchowych przygotowań – doświadczone zresztą na własnej skórze. Można poczuć taką satysfakcję z własnych osiągnięć – także tych duchowych, że nawet się nie obejrzymy, a przyjdzie upadek. Specjaliści od duchowości mówią, że to naturalne – z jednej strony nie da się utrzymać non stop duchowej dyscypliny na wyśrubowanym poziomie, a po drugie Szatan nie mniej intensywnie działa także w takim czasie i skrzętnie wykorzysta naszą pychę czy chwilę innej słabości. W tym kontekście sugeruje się czujność – zgodnie z biblijną zasadą: „jak stoisz, bacz żebyś nie upadł”.

Skoro Adwent to czas oczekiwania dobrze przez te cztery tygodnie nastroić się na czekanie, włączyć duchowy tryb czuwania. Czyli nie tyle przygotować się do czegoś, co wypracować w sobie pragnienie, a może nawet tęsknotę na spotkanie z Jezusem. Permanentne pragnienie do spotkania z Jezusem w każdym czasie. Adwent w sposób naturalny przygotowuje nas na Boże Narodzenie, czyli spotkanie się z historycznym wydarzeniem przyjścia Boga na świat. Liturgia Słowa pierwszej połowy Adwentu przypomina nam, że żyjemy w czasach ostatecznych, w których oczekujemy na ponowne spotkanie z Jezusem. Ale papież Franciszek w czasie rozważania przed modlitwą Anioł Pański w pierwszą niedzielę Adwentu zwrócił uwagę, że jest jeszcze trzecie spotkanie człowieka z Jezusem, do którego powinniśmy być zawsze gotowi – to spotkanie ma miejsce współcześnie, każdego dnia.

„Słowo Boże uwypukla kontrast pomiędzy normalnym biegiem rzeczy, codzienną rutyną, a nagłym przyjściem Pana. Mówi Jezus: «Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, że przyszedł potop i pochłonął wszystkich». Zawsze uderza ten sposób myślenia o godzinach poprzedzających wielką katastrofę: wszyscy są spokojni, czynią zwyczajne rzeczy, nie zdając sobie sprawy, że ich życie niebawem wywróci się do góry nogami. Ewangelia nie chce nas przerazić, ale otworzyć naszą perspektywę na wymiar ostateczny, wspanialszy, który z jednej strony relatywizuje doświadczenia dnia powszedniego, z drugiej jednak czyni je cennymi, decydującymi. Relacja z Bogiem-który-przychodzi, aby nas nawiedzić, nadaje każdemu gestowi, każdej rzeczy inne światło, przesłanie, wartość symboliczną” – mówił Ojciec Święty i podkreślił, że jest to zarazem zachęta do umiarkowania. Nie można się bowiem dać zdominować przez rzeczy tego świata, w tym szczególnie te materialne. „Trzeba nad nimi panować” – mówił Franciszek (czyż nie można tej rady zastosować do naszych zintensyfikowanych duchowych ćwiczeń adwentowych? Także nad nimi trzeba zapanować).

„Jeżeli pozwolimy się przez nie uwarunkować i przytłoczyć, to nie będziemy mogli dostrzec, że istnieje coś znacznie ważniejszego: nasze ostateczne spotkanie z Panem. I to jest ważne! Codzienne rzeczy muszą być nakierowane właśnie na ten horyzont. Na spotkanie z Panem, który dla nas przychodzi. W tej chwili, jak mówi Ewangelia: «Dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony». To zachęta do czujności, ponieważ nie wiedząc, kiedy On przyjdzie, trzeba być zawsze gotowym do wyjścia – mówił Franciszek. – W tym okresie Adwentu, jesteśmy wezwani do poszerzenia horyzontów naszego serca, by dać się zaskoczyć przez życie, które każdego dnia przedstawia nam swoje nowości. Aby to zrobić musimy nauczyć się niezależności od naszych zabezpieczeń, naszych utrwalonych schematów, ponieważ Pan przychodzi w godzinie, której sobie nie wyobrażamy. Przychodzi, aby nas wprowadzić w wymiar piękniejszy i większy”.

Kiedy w Modlitwie Pańskiej prosimy Boga Ojca żeby DZIŚ dał nam chleba powszedniego, odpuścił nam winy, nie wystawiał nas na próbę i wybawiał nas od złego, to prosimy także, żeby przyszło Jego królestwo. To jest prośba, o zaistnienie tego królestwa DZIŚ. I to nie jest prośba o to, żeby dziś nastąpiła paruzja, żeby dziś nastąpił koniec świata. To jest prośba, żebym w dzisiejszym dniu doświadczył życia takiego, jak w Bożym królestwie, gdzie święci się Boże imię i realizuje Jego wolę, żebym dziś po prostu spotkał Jezusa.

Spotkać Jezusa to „łaska, której mamy pragnąć w czasie Adwentu” – tak można z kolei streścić główną myśl papieskiej homilii z porannej Mszy w Domu św. Marty w pierwszy poniedziałek tegorocznego Adwentu. „Jaką mam mieć postawę, żeby spotkać Pana? Jak mam przygotować serce, aby Go spotkać?” – pytał Franciszek i odpowiedział: „W modlitwie na rozpoczęcie Mszy liturgia ukazuje nam trzy postawy: czuwanie na modlitwie, czynną miłość i radość w wielbieniu. To znaczy muszę się modlić, czuwając; muszę być czynny w miłości – miłości braterskiej, a to nie tylko dawać jałmużnę, ale też tolerować tych, którzy są uciążliwi, znosić w domu dzieci, które zbytnio hałasują, albo męża czy żonę, kiedy są jakieś trudności, albo teściową... nie wiem kogo jeszcze... ale znosić, tolerować. Zawsze miłość, ale czynna. I wreszcie radość w wielbieniu Pana: «Z radością głoszący chwałę». Tak powinniśmy przeżywać naszą drogę, pragnienie spotkania Pana. Aby dobrze Go spotkać. Nie stać w miejscu. I wtedy Go spotkamy” – mówił Ojciec Święty.

Nie jestem pewny czy tak Modlitwę Pańską interpretuje teologia, ale mam taką intuicję, że Boże królestwo na ziemi realizuje się wtedy, kiedy uwielbia się Jezusa (Ojciec odbiera chwałę przez Syna) i gdy realizuje się Boże przykazania. Liturgia i moralność. Nie jedno albo drugie, nie jedno bardziej a drugie mniej, ale obie rzeczywistości równolegle. Modlitwa nieprzekładająca się na życie będzie dewocją; a kto bez Bożego Ducha ożywianego dzięki liturgii jest w stanie realizować Dekalog czy wypełniać wezwania z Góry Błogosławieństw?

Duchowy tryb czuwania, o którym mowa była wcześniej potrzebny jest także po to, by być gotowym na zmianę życia, gdy w rzeczywistości spotkamy Pana. „Nasz Bóg jest Bogiem niespodzianek, Bogiem, który nas szuka, czeka na nas i tylko wymaga od nas małego kroku dobrej woli” – mówił papież Franciszek w Domu św. Marty a na zakończenie rozważania przed Anioł Pański modlił się, by Maryja, Panna Adwentu, pomogła nam nie traktować siebie jako właścicieli naszego życia i nie stawiać oporu, kiedy Pan przychodzi, aby je zmienić, ale być gotowymi na Jego przyjście nawet jeśli burzy nasze plany.

Owocnego Adwentu!