Każda Msza św. ma być pierwsza, jedyna i ostatnia
Prymicje od łac. primitiae oznaczają pierwszą Mszę św. odprawianą przez nowo wyświęconego kapłana. O wadze tego dnia świadczą specjalne przygotowania, jak i szczegóły, które z tego czasu się zapamiętuje.
Dla ks. Adama Kwaśniewskiego był to dzień od dawna oczekiwany i przygotowywany. Znajomy kapłan poradził mu, żeby przed prymicjami nie nocował w domu rodzinnym tylko na plebanii – „żebym uniknął atmosfery zamieszania i pewnego zdenerwowania, a żebym dobrze przygotował się duchowo”. Kiedy rano wstał, proboszcz zaprowadził go o godz. 7.00 do konfesjonału. „To był chyba najlepszy pomysł! Cały dzień upłynął mi później w takim przeświadczeniu, że to nie ja jestem najważniejszy. Owszem, to ważny dzień, ale obok są ludzie, którzy mają swoje problemy, słabości, jakieś dylematy i w końcu to do nich jestem posłany” – wspomina kapłan z trzyletnim stażem, aktualnie przebywający na studiach specjalistycznych w Rzymie.
Ks. Kamil Falkowski, tegoroczny neoprezbiter z Warszawy, dzień swoich prymicji rozpoczął od głosowania w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Gdy wychodził z lokalu wyborczego, był świadkiem napadu z nożem. „Mówię sobie: «Boże, jak tak się zaczyna dzień, to jak się skończy»” – wspomina. „Przed Mszą paraliż ciała. Czułem się tak, jakbym nie był sobą. To przecież niemożliwe, żebym to ja odprawiał Mszę... Podczas modlitwy eucharystycznej czułem się nieswojo, słysząc swój głos z głośników” – opowiada ks. Kamil.
Radość, wdzięczność, lęk i strach
Msza prymicyjna to z jednej strony moment wyczekany, ale także dość stresujący. „W końcu do tego momentu przygotowywano nas przez sześć lat. Jeśli coś – tak patrząc po ludzku – nie wypali, to czy ktoś sobie nie pomyśli – «co ona tam robił w tym seminarium tyle czasu?»” – zauważa ks. Adam. Wspomina sytuację związaną z momentem podziękowań w czasie Mszy św. Na ogół taki tekst przygotowuje się długo – rozważa się, co powiedzieć, w jakich słowach, komu podziękować, komu powiedzieć coś więcej, a kogo tylko wspomnieć, bo przecież czas jest ograniczony. A kiedy przychodzi ten moment i człowiek stoi przy ołtarzu z tekstem oszlifowanym jak diament, to i tak słowa więzną w gardle. „Pamiętam, że miałem przygotowany cały akapit podziękowań dla mojego kaznodziei prymicyjnego, z którym łączyły mnie więzy przyjaźni, a kiedy przyszło co do czego, powiedziałem tylko „dziękuję”, starałem się nie rozkleić i dałem mu kwiaty. To pokazuje, z czym człowiek się styka w czasie Mszy św. – niby jest gotowy, niby ma wszystko przygotowane, ale rzeczywistość i tak przekracza jego wyobrażenia” – opowiada.
Swoją pierwszą Mszę św. kapłani odprawiają w koncelebrze z zaproszonymi przez siebie księżmi. Obok ks. Adama było 12 kapłanów, a najbliżej ci bardzo doświadczeni i mądrzy. „To dało mi pewną swobodę odprawiania – wiedziałem, że niczym nie muszę się martwić. Nawet gdybym się pomylił, zrobił coś nie tak, czegoś zapomniał – to dyskretnie mi pomogą czy podpowiedzą” – wspomina. Przy ołtarzu koło ks. Kamila był rektor seminarium. „To bardzo dodało mi pewności” – mówi.
„Bóg jest ryzykantem, że chciał mnie w swoich szeregach, że chce, bym był Jego księdzem, żebym Jemu pomógł przyprowadzać do siebie ludzi” – mówi ks. Kamil, któremu w czasie pierwszej Mszy św. towarzyszyły odczucia wdzięczności Bogu i ludziom. Przedłużeniem eucharystycznych szczęścia i radości były tańce lednickie przed kościołem po zakończeniu Mszy św. i dalsze świętowanie.
Tajemnica sakramentu może w jakimś stopniu wiązać się też z lękiem czy niepewnością przed tym, co czeka księdza na jego kapłańskiej drodze. „Wciąż powtarzam sobie słowa Piotra, które umieściłem na obrazku prymicyjnym: «Całą noc łowiliśmy, nic żeśmy nie ułowili, ale NA TWOJE SŁOWO ZARZUCĘ SIECI». Chcę zarzucać wszędzie tam, gdzie jestem. Wobec tych, którzy nawiną mi się na wędkę” – zapewnia neoprezbiter z Warszawy.
Okazja do kapłańskiego bilansu
Czy kapłani wracają do tych pierwszych chwil swojego kapłaństwa? Koronnym przykładem na pozytywną odpowiedź jest św. Jan Paweł II, który swoją Mszę św. prymicyjną odprawił 2 listopada 1946 r. w krypcie św. Leonarda w katedrze na Wawelu. Pięćdziesiąt lat później, w książce „Dar i tajemnica” tak wspominał te chwile: „W tych wawelskich prymicjach uczestniczyło niewiele osób. Pamiętam, że była obecna moja chrzestna matka, starsza siostra mojej rodzonej Matki, Maria Wiadrowska. Pamiętam też, że do Mszy św. służył mi Mieczysław Maliński. Był on znakiem łączności ze środowiskiem Jana Tyranowskiego, który wtedy już był ciężko chory. Jako kapłan, a później jako biskup zawsze nawiedzałem kryptę św. Leonarda z wielkim wzruszeniem”.
Ks. Bogdan Grabowski Mszę prymicyjną sprawował 25 maja 1986 r. w Ziębicach na Dolnym Śląsku, w kościele p.w. św. Jerzego. Pozytywnie odbierał wówczas obecność proboszcza przy ołtarzu oraz ks. Józefa Kubickiego, chrystusowca, który głosił kazanie. „Powracam do tej Mszy św., do święceń kapłańskich przy okazji rocznicy święceń (czasem sięgam do albumu ze zdjęciami) czy uczestnicząc w innych święceniach (ostatnio 24 maja – w moją 28 rocznicę byłem w Trzebini na święceniach u księży salwatorianów). Jest wtedy okazja do jakichś porównań, do robienia bilansu swojego czasu kapłańskiej służby. Patrząc na młodych księży staram się mile wspominać swoje pierwsze lata kapłaństwa, gorliwość, fascynację nowymi doświadczeniami, które zdobywałem przez lata”. Dziś ks. Bogdan jest dziekanem i proboszczem parafii świętych Piotra i Pawła w Trzebnicy niedaleko Wrocławia.
Słowo „prymicje” w uszach o. Piotra Lenarta OFMConv. od razu wywołuje wspomnienie Mszy św. w rodzinnej parafii: błogosławieństwo rodziców, „zielony” orszak do kościoła w towarzystwie orkiestry strażackiej, powitanie proboszcza, wierszyki i przemówienia parafian – a to wszystko w uroczystość Trójcy Przenajświętszej 1998 r. „Czułem wielką radość i szczęście, i nieodpartą świadomość, że spełniam posługę „in persona Christi”. W ten dzień było bardzo gorąco, więc to też dawało się odczuć...” – wspomina redaktor naczelny „Rycerza Niepokalanej”. To był odpust parafialny i tamtejszy proboszcz poprosił nowo wyświęconego kapłana o poprowadzenie procesji eucharystycznej naokoło kościoła. „To był dla mnie wzruszający moment, gdyż mogłem iść, patrząc wprost w Jezusa Eucharystycznego, jakby trzymając Go w objęciach, i dziękować Mu za tę wielką łaskę i zaufanie, jakim mnie obdarzył. W myślach powtarzałem wtedy słowa z mojego obrazka prymicyjnego: „Uczyń me życie blaskiem Twojego światła” – opowiada o. Piotr. Chociaż wspomnienia są żywe, to franciszkanin właściwie sporadycznie myśli o tej pierwszej Mszy św. w kościele parafialnym, bo dla niego każda Eucharystia jest wyjątkowa, niepowtarzalna i inna. „Często, gdy ją sprawuję, przychodzi mi na myśl, że może to być moja ostatnia Msza św. na tym świecie – i to daje odczucie takiej wyjątkowości każdej z nich. Dla mnie każda Msza św. jest tą pierwszą i ostatnią, dlatego trwając po Mszy św. na dziękczynieniu staram się mówić: «Dziękuję Ci, Boże, że pozwoliłeś mi dożyć tej chwili»”.
„Idę z drżeniem”
Kapłaństwo jest wielką tajemnicą. Chociażby przez fakt, że bardzo podobnie do doświadczonych kapłanów (ks. Bogdan – 28 lat, o. Piotr – 16 lat) o swoich prymicjach myślą młodzi księża (ks. Kamil – miesiąc kapłaństwa, ks. Adam – trzy lata). „Kilkadziesiąt minut przed święceniami napisałem na Facebooku: «Nie sądziłem, że dożyję tej chwili... z drżeniem idę... i zaufaniem... zarzucę». I tak samo zaczynam każdy z tych kilkunastu ostatnich dni kapłańskiego życia – mówi ks. Kamil. – I z takimi myślami wychodzę do sprawowania kolejnej Mszy św., czy siadając w konfesjonale. Czuję, że jednam ludzi z Bogiem – jeśli powiem przy tym komuś coś mądrego albo dobrze doradzę, to OK – niech się cieszy, ale przede wszystkim podprowadzam Jezusowi kolejnych ludzi. I to jest bardzo piękne” – dodaje warszawski neoprezbiter.
Ks. Adam z prymicyjnego kazania zapamiętał bardzo dobrze pewną praktyczną wskazówkę. Stuła jest znakiem kapłaństwa Chrystusa, które prezbiter sprawuje w Jego imieniu, a nie własnym. To, co może mu w tym pomóc, to prosta praktyka – całowanie stuły za każdym razem, kiedy ma ją włożyć na ramiona. „Bogu dzięki, jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zapomnieć czy niedbale założyć stułę i przypominam sobie tę wskazówkę, praktycznie za każdym razem, kiedy ją zakładam” – przyznaje student Uniwersytetu Laterańskiego. Oprócz tego, kiedy ma czas i możliwość, wraca często do kazania prymicyjnego, które ma nagrane i do tej atmosfery pierwszej Mszy św. „Zwłaszcza wtedy, kiedy jest mało czasu, albo bardzo dużo pracy, kiedy jest pokusa „pójścia na skróty”. Wtedy przypominam sobie to zdanie – «każda Twoja Msza św. ma być sprawowana jak pierwsza, jedyna i ostatnia»”.