Miłość porusza świat

 

„Sąd zadecydował o śmierci niemowlaka”, „Lekarze zdecydowali, że ma umrzeć. Franciszek wstrzymał „egzekucję” - to tylko kilka tytułów z ostatnich dni opisujących sprawę Charliego Garda. Tytułów mocnych, ale sprawa jest niezwykle dramatyczna.

Charlie urodził się 4 sierpnia 2016 roku. Po dwóch miesiącach stwierdzono u niego bardzo rzadką odmianę choroby mitochondrialnej. Choruje na nią najprawdopodobniej tylko kilkanaście dzieci na świecie. Wg opinii lekarzy chłopiec nie widzi, nie słyszy, nie może się poruszać, płakać czy przełykać. Już na początku roku w brytyjskim szpitalu stwierdzono, że dziecko jest w terminalnym etapie choroby i nie ma żadnych szans na poprawienie stanu zdrowia. Czynności życiowe są podtrzymywane przez specjalistyczną aparaturę. Lekarze chcieli ją odłączyć, aby pozwolić chłopcu „umrzeć z godnością”.

Gdy rodzice dziecka dowiedzieli się o możliwości eksperymentalnej terapii w USA, zaczęli zbierać fundusze. Wsparcia na kwotę 1,4 mln funtów udzielili ludzie z całego świata. Brytyjscy lekarze nie zgodzili się na terapię uważając, że nie ma szans powodzenia - poza tym nie wyleczy Charliego, a ewentualnie złagodzi objawy jego choroby.

Rodzice zaczęli z lekarzami toczyć batalię w sądzie. Brytyjski wymiar sprawiedliwości - w trzech instancjach - pozwolił odłączyć chłopca od aparatury podtrzymującej życie. Wyrok podtrzymał także Europejski Trybunał Praw Człowieka. Rodzicom nie pozwolono także zabrać dziecka do domu, aby mogło umrzeć w ich obecności, pod opieką pracowników hospicjum. Sprawa wzbudziła wielkie kontrowersje. Na Wyspach Brytyjskich protestowali przeciwnicy decyzji podejmowanych przez lekarzy i sądy wznosząc hasło:„Save Charlie's Life” (ocalcie życie Charliego).

W niedzielę wieczorem oświadczenie w sprawie losu dziecka wydało biuro prasowe Stolicy Apostolskiej. „Ojciec Święty z miłością i wzruszeniem śledzi losy małego Charliego Garda i zapewnia o swej bliskości z jego rodzicami. Modli się za nich i prosi o nielekceważenie ich woli, aby do końca wspomagano i leczono ich dziecko” - czytam na stronach Radia Watykańskiego. W poniedziałek gotowość pomocy małemu Charliemu zadeklarował na Twitterze prezydent USA Donald Trump: „Jeżeli możemy pomóc małemu Charliemu Gardowi, to tak, jak nasi przyjaciele z Wielkiej Brytanii i Papież, uczynilibyśmy to z radością”.

Jak na razie londyński szpital wstrzymał decyzję o odłączeniu aparatury podtrzymującej życie Charliego. Dyrekcja chce umożliwić bliskim spędzenia większej ilości czasu z chorym chłopcem. Tymczasem watykański szpital Dzieciątka Jezus jest gotowy przyjąć chłopca. „Łączymy się w modlitwie z rodzicami Charliego Garda i jeżeli takie jest ich życzenie, to jesteśmy gotowi przyjąć ich dziecko do naszego szpitala na ten czas życia, jaki mu jeszcze pozostał” – zadeklarowała prezes szpitala pediatrycznego Bambino Gesù. Podobną deklarację złożyła inna rzymska placówka medyczna - Poliklinika Gemelli.

Przypadek Charliego Garda nie jest zero jedynkowy. Podkreślił to prezes Papieskiej Akademii Pro Vita. Abp Vincenzo Paglia zauważył, iż każde życie winno być zawsze chronione, kochane, otoczone uczuciem, a nie tylko techniką. Przypomina także, że nikt nie ma prawa decydować o śmierci drugiego człowieka. Z drugiej strony trzeba też uznać granice medycyny i unikać uporczywej, nieproporcjonalnej terapii. Abp Paglia podkreśla, że w tym przypadku winna być uszanowana wola rodziców, choć także i im powinno się udzielić pomocy, aby zrozumieli, że w tej sytuacji sami nie mogą podejmować tak trudnych decyzji.

Szef papieskiej akademii wyraża ponadto ubolewanie z powodu naruszenia przymierza terapeutycznego między rodzicami i lekarzami. W konsekwencji trzeba było wejść na drogę prawną, co niesie ze sobą ryzyko ideologicznej i politycznej instrumentalizacji. „Jestem przerażony, kiedy słyszę, że o tym decydują sądy; jestem przerażony kiedy mówi się, że człowiekowi daje się jeszcze dodatkowy czas życia”. Abp Paglia dodał, iż musimy być ostrożni, kiedy mowa o miłości, aby chodziło naprawdę o nią, a nie o egoizm.

Los pojedynczego człowieka, który dzięki medialnemu rozgłosowi staje się światowym symbolem, można łatwo zinstrumentalizować i wykorzystać w bieżącej walce politycznej czy ideologicznej. Ale walka tych rodziców o życie tego konkretnego dziecka przypomina mi żywo walkę Boga o życie każdego z nas, o moje życie. Ta miłość jest wzruszająca.

Tę historię - na ten moment - można zakończyć stwierdzeniem, że nadzieja umiera ostatnia. W perspektywie wiary można czekać na cud, ale trzeba pozwolić Bogu - bo On szanuje naszą wolność - by to do Niego należało ostatnie słowo. „Drogi Charlie, drodzy rodzice, modlimy się za was i z wami” – powtarzam za abp. Paglią.