Miłość w czasach zarazy
Wojownik prawdy
Na początku marca, kiedy epidemię śledziliśmy z zagranicznych doniesień medialnych, abp Marek Jędraszewski w czasie udzielania sakramentu bierzmowania w jednej z krakowskich parafii wskazał młodzieży za wzór postawę doktora Li Wenliang z miasta Wuhan, który jako pierwszy przestrzegał przed niebezpieczeństwem koronawirusa.
– Każde pokolenie ma wspaniałych świadków wiary, którzy pociągają innych swoim przykładem życia i pokazują, że nie tylko można tak żyć, ale że taki jest prawdziwy sens ludzkiego życia, które zmierza do nieśmiertelności obiecanej nam i zapowiedzianej przez Chrystusowe zmartwychwstanie – mówił metropolita krakowski.
Li Wenliang za informowanie o zagrożeniu był zastraszany, nakazywano mu milczenie. Nie zrażał się tym wszystkim. Posługiwał chorym, od których zakaził się chorobą. Zmarł jako 34-latek. Dopiero po jego śmierci okazało się, że był katolikiem. – Taka postawa jego życia – pełna ofiary i poświęcenia – wynikała z tego, że zawierzył swoje życie Chrystusowi – mówił arcybiskup i przywołał jego notatki sprzed śmierci: „Moja dusza jest w raju, podczas gdy ciało spoczywa na białej pościeli. Żegnajcie, moi kochani. Żegnaj, Wuhanie, moje rodzinne miasto. Mam nadzieję, że po tych potwornościach wspomnisz, że ktoś usiłował pokazać ci prawdę. Ufam, że po tych okropnościach, dowiesz się, co znaczy być sprawiedliwym. Nigdy więcej ludzie nie powinni cierpieć na skutek beznadziejnego i dojmującego strachu i smutku”. Notatki zakończył fragmentem z drugiego Listu św. Pawła do Tymoteusza: „W dobrych zawodach wystąpiłem. Bieg ukończyłem. Wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan – sprawiedliwy sędzia”.
– Wierzący w Chrystusa człowiek. Walczący o prawdę. O sprawiedliwość. Narażający się dla swoich chorych. Dzielący później – niespodziewanie – ich los. To los chrześcijanina, który umie patrzeć na swoje życie przez pryzmat nieśmiertelności, którą mu otworzył – jako możliwość – zmartwychwstały Chrystus – mówił arcybiskup, zwracając uwagę młodzieży, że sakrament bierzmowania przynosi Boże łaski do gotowości świadczenia o Chrystusie, zwłaszcza w sytuacjach trudnych.
Anioły w centrum epidemii
Mianem „anioła w centrum epidemii” media określiły brata Piergiacomo, który razem z czterema współbraćmi kapucynami posługuje w szpitalu św. Jana XXIII w Bergamo, na północy Włoch, które epidemia dotknęła najboleśniej. „Wsparcia potrzebują nie tylko osoby chore, ale również przemęczony personel: od lekarzy po panie sprzątaczki, kucharki czy osoby pracujące w administracji. Nasza obecność jest prawdziwie modlitewną bliskością” – mówi brat Piergiacomo. Włoski kapucyn wyznaje, że wielu chorych odczuwa prawdziwą ulgę, gdy dowie się, że pod ochronnym fartuchem i maseczką kryje się twarz kapłana. Zakonnicy zawsze są gotowi, by umierającym zanieść święte oleje i modlitwę. Jeden z braci jest obecny także w szpitalnej kostnicy, by modlić się za zmarłych i pobłogosławić ich ciała, bo nie mogą tam wchodzić rodziny. To są prawdziwe gesty miłości.
Do innego szpitala w północnych Włoszech zgłosił się 44-letni ks. Alberto Debbi. Ale nie jako kapelan czy pacjent, ale jako …lekarz. Z wykształcenia jest pulmonologiem. Do takiej decyzji przekonali go koledzy lekarze, którzy opowiadali o dramatycznej sytuacji w szpitalu. Ks. Debbi wrócił do szpitala, w którym wcześniej pracował. „Widzimy, że jako lekarze z tą chorobą możemy zrobić naprawdę mało. Mam nadzieję, że jako kapłan wniosę coś więcej niż samą tylko pomoc medyczną. Chciałbym wnieść obecność Pana Boga, bo tego szczególnie dziś potrzeba” – powiedział Radiu Watykańskiemu.
Ewangelia w praktyce
W Polsce też mamy przykłady „aniołów w centrum epidemii”. Od Wielkiego Piątku dziesięć sióstr dominikanek pomaga podopiecznym Domu Pomocy Społecznej w Bochni, w którym wykryto zakażenie koronawirusem, osiem w domu dla przewlekle psychicznie chorych, a dwie w domu seniora, w którym nie stwierdzono wirusa, ale jest tam ok. 80 pacjentów. W Wielką Sobotę do sióstr dołączył ks. Piotr Dydo-Rożniecki, pochodzący z Mielca, ale na co dzień posługujący w Kazachstanie.
„Dla sióstr to jest trudne doświadczenie, tak zwyczajnie po ludzku. Jestem im bardzo wdzięczna i intensywnie się za nie wszystkie modlę. Nieustannie drżę o nie, ale ufam, że Pan Bóg je wspiera i oszczędzi ich zdrowie. Ale one są gotowe je oddać. Pan Jezus, którego zapewniamy o swoim oddaniu i obraniu krzyża, powiedział tą sytuacją „sprawdzam” – mówi m. Aleksandra Zaręba OP, przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr św. Dominika i zapewnia, że siostry w DPS-ie zostaną tak długo, jak długo będą tam potrzebne. „Jestem bardzo dumna z moich sióstr, jestem im wdzięczna, a one są niesamowicie dzielne i ufność składają w Panu Bogu. To jest Ewangelia, która się sprawdza w praktyce” – dodaje m. Zaręba.
Gesty miłości wobec drugiego człowieka opisane powyżej nie są wywołane przez epidemię, bo dobrze wiemy, że księża, zakonnicy i siostry zakonne, ale też i świeccy są stale gotowi do ofiary z siebie i na co dzień posługują potrzebującym, ale w czasach zarazy te gesty są może bardziej widoczne, a nam – tak po ludzku – potrzeba też tych dobrych informacji.