Moje (pierwsze) miejsce

Sobota, Św. Karola Boremeusza, biskupa (4 listopada), rok I, Łk 14,1.7-11

Tak mówił do nich: Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: Ustąp temu miejsca; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: Przyjacielu, przesiądź się wyżej; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony.

 

Opisana w dzisiejszym fragmencie Ewangelii sytuacja nie straciła wiele z aktualności. Tam, gdzie są ludzie, tam też są i uroczystości i zaproszenia, spotkania, rauty, obiady, kolacje itd. No i oczywiście starannie dobrana lista gości, ułożona według urzędów i godności. Są bardziej i mniej zadowoleni z obranego albo przydzielonego miejsca przy stole. Wówczas bardziej lub mniej smakują dania, napoje a nawet towarzysząca temu muzyka.

Jak poradzić sobie z tymi „miejscami” na przyjęciu, które nazywa się „codziennym życiem”? Stać cicho w kącie i nic nie robić? Przepychać się łokciami i łapać się kurczowo wymarzonego „stołka”?

Ta dzisiejsza historia bardziej niż do rzeczywistego spotkania przy stole, kieruje moje myśli w stronę pytania: co albo kogo stawiam w moim życiu na pierwszym miejscu? I co tak naprawdę jest w moim życiu najważniejsze?