Nigdy nie jestem sam
Książka „Benedykt XVI. Ostatnie rozmowy” zaczyna się od końca pontyfikatu papieża. To dość zrozumiałe, bo to precedensowa sytuacja w najnowszej historii papiestwa a przecież nieczęsta na przestrzeni dziejów całego Kościoła. Ale wydaje się, że papieska abdykacja to tylko jeden z wielu ciekawych wątków tego wywiadu - rzeki.
Trudno stwierdzić, czy książka w stu procentach odzwierciedla przebieg rozmów dziennikarza z papieżem - emerytem, czy może na potrzeby publikacji dokonano znaczących zmian redakcyjnych. Wygląda to dość naturalnie, gdy pomiędzy ważne i poważne tematy dotyczące spraw Kościoła czy teologii wplatane są dygresje dotyczące często bardzo osobistych spraw Josepha Ratzingera.
Niejednokrotnie wywiad przybiera charakter swoistej ankiety, gdzie respondent tylko potwierdza lub zaprzecza albo odpowiada jednym tylko słowem. W ten sposób można się dowiedzieć, jakie są ulubione modlitwy papieża Benedykta, albo które miejsce określa mianem swojego duchowego „kurortu”.
***
Dla czytelnika z pewnością cenne będą także te fragmenty dotyczące życia rodzinnego Ratzingerów. Powszechnie kojarzy się brata papieża - emeryta, który także jest księdzem i który odwiedzał Josepha w Watykanie chociażby w jego urodziny (myślę, że wielu widziało – podobnych zresztą do siebie – braci kapłanów z kuflem bawarskiego piwa w ręce). Seewald pyta Benedykta o kobietę u jego boku, o jego siostrę Marię, która przez lata towarzyszyła bratu, aż do swojej śmierci w Rzymie w 1991 roku.
Mnie osobiście urzekło wiele drobnostek z osobistego życia papieża. Teolog Ratzinger najlepiej skupia myśli przy biurku, ale jeśli musi coś gruntownie przemyśleć, wtedy kładzie się na kanapie – „wtedy można spokojnie pozwolić krążyć myślom” – mówi. Wszelkie adnotacja w pracach studentów profesor Ratzinger czynił ołówkiem – tłumaczy, że to przyzwyczajenie z dzieciństwa, gdyż ołówek można wytrzeć gumką, a atrament jest nieścieralny.
Co ciekawsze, swoje monumentalne dzieło „Jezus z Nazaretu” Benedykt XVI napisał również ołówkiem. Ale na sto procent nie napisał go przy muzyce, mimo że jest melomanem – „to by mi przeszkadzało; albo muzyka, albo pisania” – mówi. Jeśli pisze lub chce pomyśleć, potrzebuje ciszy. Umiejętność skoncentrowania się na temacie musiała być czymś naturalnym dla Josepha Ratzingera. Trzytomowy „Jezus z Nazaretu” powstał już w czasie pontyfikatu, tzn. gdy papież zakończył audiencje, pozałatwiał urzędowe sprawy, siadał do pisania. Właściwie siadał i kontynuował tam, gdzie skończył poprzednio. „Frapujące mnie zagadnienia tak bardzo nurtują mnie wewnętrznie, są tak obecne, że kiedy, powiedzmy, przełączam się, natychmiast kontynuuję rozpoczętą pracę” – opowiada Peterowi Seewaldowi.
Myślę, że wielu kard. Ratzinger kojarzył się z człowiekiem niezwykle pracowitym. Tym bardziej imponuje pewien niezmienny punkt programu, czyli …sen, którego nigdy nie pozwalał naruszać, nawet w czasie tak wielkich wydarzeń, w których brał udział, jak chociażby Sobór Watykański II. Sam przyznaje, że potrzebuje 7- 8 godzin snu.
***
Te szczegóły z prywatnego życia bardzo przybliżają wiernym ich pasterza i czynią go ludzkim; odzierają z tego, co udało się wmówić mediom, które nazywały go „pancernym kardynałem”. Młody profesor Ratzinger, gdy przyjechał jako ekspert na Sobór Watykański II, był zauroczony Rzymem i włoskim sposobem życia, także wielkich gwiazd ówczesnej teologii, które doradzały biskupom. To właśnie w tym czasie spotkał Lubaca czy Danielou – wybitnych francuskich teologów.
Peter Seewald: Jak się porozumiewaliście? Po francusku?
Benedykt XVI: Français, oui.
Peter Seewald: Wychodziło się czasem we dwóch na przykład wypić kieliszek wina czy szklankę piwa?
Benedykt XVI: We dwóch nie, ale w małej grupie. Przede wszystkim w gronie komisji teologicznej. Często balowaliśmy nieco na Trastevere.
Peter Seewald: Balowaliśmy?
(Papież odpowiada głośnym uśmiechem).
***
Mało kto zdawał sobie też pewnie sprawę, że papież Benedykt XVI nie widzi na jedno oko. To następstwo wylewu krwi do mózgu, który nastąpił w 1991 roku. Udar odciął pole widzenia w lewym oku ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary – widział, ale tylko patrząc przed siebie, nie w bok, przy krawędziach. W 1994 roku zator dotknął już całe oko. Do tego doszło schorzenie plamki żółtej. Od tego momentu oko nie reaguje nawet na ostre światło.
Benedykt XVI szczerze przyznaje, że największy dyskomfort w czasie pontyfikatu sprawiała mu wielość wizyt polityków. Papież cenił rozmowy z osobami o duchowych i intelektualnych zainteresowaniach, ale aspekt polityczny stanowił dla niego pewien wysiłek. Seewald zapytał Ojca Świętego, czy spotykając się nieustannie z wieloma ważnymi ludźmi, nie ma czasami chwili, kiedy czuje się wewnętrzną samotność. „Owszem, ale ponieważ czuję się związany z Panem, nigdy nie jestem sam” – odpowiada Benedykt XVI.
Dziennikarz prosi o radę: „słuchać i otworzyć się na NIEGO? Jak to praktycznie zrobić?”. Papież odpowiada: „No cóż, prosi się Pana – musi mi teraz pomóc! – skupia się wewnętrznie, szuka i trwa w ciszy. Potem można od czasu do czasu „zapukać” modlitwą i tyle”.
***
W Polsce wywiad-rzeka Petera Seewalda z papieżem emerytem „Benedykt XVI. Ostatnie rozmowy” ukazał się właśnie nakładem krakowskiego Domu Wydawniczego Rafael.