Pokażmy, że Kościół jest rodziną!

      Przyjechali biskupi, księża, siostry zakonne i świeccy – czciciele Bożego miłosierdzia z całego świata. Były mądre wykłady (m.in. o tym, dlaczego Siostra Faustyna zasługuje na tytuł doktora Kościoła – zbierano nawet w tej sprawie podpisy pod specjalnym listem do papieża Franciszka) i świadectwa kultu Bożego miłosierdzia w różnych kulturach w najodleglejszych zakątkach globu. Uczestnicy Kongresu codzienni brali udział w Mszy Św. i modlili się Koronką do Bożego Miłosierdzia.

     W czasie tych dni wielokrotnie przypominano słowa Pana Jezusa skierowane do św. Siostry Faustyny, na jakie sposoby można bliźnim czynić miłosierdzie – słowem, modlitwą i czynem. Słów padło wiele, modlitw odmówiono sporo. A co z czynem? Dwie biblijne sceny, które mocno kojarzą mi się z miłosierdziem, to przypowieści o synu marnotrawnym i miłosiernym Samarytaninie. W obu nie tak bardzo idzie o słowa czy modlitwę, ale raczej pewien gest, czy wręcz konkretne działanie. „Może organizatorzy Kongresu powinni zaproponować zbiórkę datków na jakiś szczytny cel?” – myślałem.

        Dopytałem o to rzeczniczkę Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Nie wiedziała nic o żadnych tego typu planach. Miałem nawet pomysł, żeby ten brak wypomnieć w jakimś uszczypliwym felietonie. I w tym momencie sam zostałem uszczypnięty. Jeszcze się Kongres nie zakończył, a ja dostałem od znajomego maila zatytułowanego „Prośba o pomoc w trudnościach życiowych”. „Brakowało ci czynu miłosierdzia? Proszę – wykaż się!” – zdawał się Ktoś do mnie mówić.

 

Twardy zawodnik

      Proszę pozwolić, że opowiem nieco historię Artura i jego rodziny. Był moim starszym kolegą na studiach na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Chodziliśmy na to samo seminarium magisterskie. Zapamiętałem go jako bardzo aktywnego prezesa Koła Naukowego Teologów. Może trochę ekscentrycznego przez to, jak się nosił – w charakterystycznym płaszczu i kapeluszu. Artur skończył teologię i równocześnie studiował filozofię na UPJPII. Zaczął pracować nad doktoratem z teologii. W czasie studiów poznał swoją żonę. Najpierw urodził się Dawid, a potem Anastazja (dziś mają odpowiednio 6 i 4 lata). Niestety w 2010 roku nastąpił nawrót astmy oskrzelowej, na którą Artur chorował w dzieciństwie, a która wyciszyła się na tyle, że mógł normalnie funkcjonować.

      Tym razem wszelkie dotychczasowe sposoby leczenia zawiodły, a dodatkowo nikt nie potrafił postawić diagnozy. Dopiero po kilku miesiącach w szpitalu u Artura rozpoznano pospolity zmienny niedobór odporności (CVID). Zasadnicze schorzenia wywołują coraz więcej chorób współistniejących m.in. cukrzycę i problemy z sercem. Ostatnio zdiagnozowano także zespół Cushinga (zespół objawów, wynikających z nadmiaru hormonów sterydowych), osteoporozę i wielopoziomowe złamania kręgosłupa odcinka lędźwiowego a także zaćmę torebkową tylną obu oczu (jedno oko zoperowane miesiąc temu jest w trakcie leczenia). Nie chcę epatować ilością i charakterem chorób, ale do pełnej listy brakuje jeszcze przynajmniej kilku, jeśli nie kilkunastu schorzeń.

     W momencie nawrotu choroby Artura także u jego żony zdiagnozowano astmę oskrzelową i przewlekłe zapalenie zatok oraz nieuleczalną chorobę – Zespół Churga i Strauss. Dzieci często łapią różne infekcje. Na wydatki rodziny składają się leki, specjalistyczne badania, a także podróże do lekarzy. Nie wspominając już o artykułach codziennej potrzeby. A to wszystko trzeba sfinansować z renty Artura i zasiłku pielęgnacyjnego. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, że brakuje na wszystko…

 

Apel o miłość

      Oczywiście Arturowi i jego bliskim potrzebne są słowa otuchy i modlitewne wsparcie, ale bez konkretnego czynu to okazywane przez nas miłosierdzie będzie jakieś niepełne. W pomoc dla tej konkretnej rodziny zaangażowały się koleżanki ze studiów Artura, które organizują m.in. aukcje charytatywne: https://m.facebook.com/events/1477608355847449/. Artur z rodziną od dwóch miesięcy mieszka w mieszkaniu wynajętym na rok przez przyjaciół (dotychczas mieszkał z rodziną brata w domu po zmarłych rodzicach, który z powodu wilgoci, grzyba, braku ocieplenia i wielu chorobotwórczych czynników nie nadawał się już do zamieszkiwania).

       Artur jest twardym zawodnikiem. Do nikogo nie wyciąga ręki po pieniądze. We wspomnianym mailu napisał m.in. „Mam również prośbę, gdyby ktoś miał możliwość załatwienia mi i żonie jakiejś pracy chałupniczej, to bylibyśmy za to bardzo wdzięczni. Z powodu m.in. niewydolności oddechowej (zwykle jestem pod tlenem 24 godziny na dobę) i połamanego kręgosłupa w grę wchodzi wyłącznie praca chałupnicza. Tak samo w przypadku żony, która musi zająć się domem, dziećmi i mną, odprowadzić dzieci do szkoły i przedszkola itp.”.

      Ja też Państwa nie proszę o pieniądze dla Artura. Apeluję o pewną wrażliwość na człowieka obok – zwłaszcza w czasie toczącego się w Watykanie Synodu na temat rodziny. Pokażmy Arturowi, jego rodzinie i wielu ludziom, którzy tego potrzebują, że Kościół to jest rodzina. Nie tylko w teorii, ale przede wszystkim w miłości.

 

PS. Gdyby ktoś z Państwa chciał się skontaktować z Arturem Sułowskim, to podaję do niego adres mailowy: sulowski28@wp.pl.