Poruszenie sumień - wyjątkowy wywiad z prof. Chazanem
Panie Profesorze, skąd w ogóle problem w dostrzeganiu przez wiele osób, że aborcja jest złem, że jest zabijaniem człowieka?
Sądzę, że nawet przyzwoici ludzie, którzy nie krzywdzą dorosłych, nie krzywdzą również zwierząt, fakt realnej krzywdy dokonywanej na abortowanym dziecku jakoś wypierają ze swojej świadomości. Kiedyś to wypieranie było nawet częstsze i może bardziej „uzasadnione”, bo nie widzieliśmy, jak to dziecko wygląda we wczesnym okresie rozwoju. Teraz, dzięki ultrasonografii, widzimy, że to dziecko wygląda jak normalny człowiek, zachowuje się jak człowiek, więc ten mechanizm wypierania występuje rzadziej.
Dlaczego tak się dzieje? Może to poprawność polityczna, albo taka metoda rozumowania; być może efekt mediów, albo nacisk ze strony kolegów i koleżanek. 15 lat temu w Warszawie współorganizowałem sympozjum „Aborcja. Przyczyny, następstwa, terapia”. Zwróciłem się do prezesa Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego z prośbą o patronat nad tą konferencją. On zareagował: „słuchaj, co to za temat?, co za aborcja? przecież my nie robimy żadnych aborcji”. Przepraszam, same się robią?
Co Pana przekonało do tego, że to jest zło, że to jest zabijanie ludzi?
Wydaje mi się, że nie było tutaj jakiegoś nagłego oświecenia światłem z góry. To raczej był pewien proces, który uświadamiał mi, że nie można być chrześcijaninem, jeśli się na to godzi, albo jeśli się to robi; że to po prostu jest niegodziwe z wielu punktów widzenia i trzeba z tym skończyć.
Mam nadzieję, że również i moi koledzy, i koleżanki, którzy myślą w tej chwili inaczej, być może wykonują aborcję, zmienią swój punkt widzenia. Może w jakiejś mierze przyczyni się do tego mój przykład. Chciałbym ich serdecznie do tego namówić; to nie jest takie trudne, żeby zmienić swój sposób postępowania. Proszę się nie bać – pacjentki to zrozumieją. Koledzy może na początku się obrażą i będą się dziwić, ale potem pójdą za waszym przykładem.
A jaki argument jest tutaj najskuteczniejszy? Czy Pan Profesor obserwował takie przemiany i wie, co najbardziej jest w stanie w tej kwestii ludzi przekonać?
Może kwestia zbawienia? To jest ważny argument.
Czyli jednak religijny…
Religijny, ale mówię o zbawieniu w sensie pozytywnym a nie po to, żeby straszyć ogniem piekielnym.
Co z niewierzącymi?
Przecież człowiek, który nie wierzy w Boga też wie, że to jest dziecko. Wie, że to jest człowiek, że dziecka poczętego, ale jeszcze nieurodzonego, nie można tak po prostu zabijać. U nas i tak świadomość człowieczeństwa dziecka poczętego, nienarodzonego jest chyba na wyższym poziomie niż w innych krajach. Proszę zobaczyć, co dzieje się w tej chwili w Stanach Zjednoczonych. Tam jest przepis, który mówi, że można dokonać aborcji do dnia przed porodem. Zabija się więc dziecko, które waży trzy i pół kilograma, które już następnego dnia by się urodziło. To bardzo dziwne, że dziecko, które się jeszcze nie urodziło, nie wiadomo dlaczego oceniamy jako niewarte życia, a jak się już urodzi, to jest już warte życia. Podobnie jest z niepełnosprawnymi ludźmi. Jak się już urodzi niepełnosprawne dziecko, to staramy się jemu lub jej życie ułatwić. Budujemy windy, pochylnie, organizujemy olimpiady dla niepełnosprawnych. Ale zanim się urodzi, to zastawiamy zasieki – najpierw w pierwszym trymestrze, potem w drugim trymestrze tak, że rzadko któremu dziecku da się przez te zapory i przez te zasieki przedrzeć. Kochamy niepełnosprawnych jak się urodzą, a zanim się urodzą nienawidzimy ich i dybiemy na ich życie, nie wiem dlaczego. To jest dla mnie zagadka...
Czy Pan nie używa w pierwszej kolejności argumentów medycznych z tego powodu, że jest lekarzem i dla was lekarzy to jest oczywiste, że mamy do czynienia z dzieckiem, którego życie domaga się ochrony?
To jest oczywiste, że to jest życie, ale lekarze są biologami z wykształcenia, takimi racjonalnie myślącymi ludźmi. W związku z tym źle znoszą mówienie o nienarodzonym dziecku, że to jest dzidziuś, używają raczej słowa płód. Prosiłbym, żeby nie oskarżać ich o to, po prostu tak ich uczono i tego słowa używają w codziennej pracy lekarskiej. Ale to nie znaczy, że my lekarze wszyscy jesteśmy znieczuleni, że nie wierzymy w człowieczeństwo tego „płodu”. Ale z drugiej strony powinniśmy mówiąc na ten temat, starać się używać właściwych słów, bo przeciwnik tylko na to czeka, żeby zawłaszczyć słowami, żeby zacząć ich używać w sposób niewłaściwy. Bo używanie właściwych słów jest bardzo ważne.
Według danych udostępnionych przez NFZ w 2014 r. rozliczono 1812 tzw. legalnych aborcji, kiedy w latach 2011-2012 przeprowadzano ich odpowiednio 669 i 752. Pan wskazał na cztery możliwe powody. Pierwszym jest zwiększona liczba poczęć in vitro – w takich przypadkach możliwość występowania nieprawidłowości rozwojowych u dziecka pojawia się znacznie częściej; poza tym rodzice, którzy poddali się procedurze in vitro, o wiele częściej korzystają z inwazyjnej diagnostyki prenatalnej, a ponadto o wiele rzadziej akceptują nieprawidłowości rozwojowe. Po drugie, istnieje coraz większy nacisk na rodziców, aby poddawali się diagnostyce prenatalnej. Po trzecie, zauważalny jest zwiększony nacisk na dokonywanie aborcji w przypadku wykrycia nieprawidłowości rozwojowych u dziecka. Czwarty powód powiązał Pan z nagłośnieniem przypadku odmowy wykonania aborcji w szpitalu św. Rodziny w ubiegłym roku. „Lekarze są bardzo ostrożni. Nie powiem, że kwalifikują do aborcji wszelkiego rodzaju nieprawidłowości, ale na pewno są mniej zmotywowani do tego, żeby namawiać kobietę, by zmieniła swój zamiar” – mówił Pan. Czy to znaczy, że sumienia lekarzy zostały złamane?
Myślę, że wśród tych 1800 aborcji, jeżeli te dane są prawdziwe, była duża liczba lekarzy także katolickich, którzy w tym uczestniczyli. Zostali zmuszeni przez swoich szefów w różny sposób. Wiem, że praktyka w szpitalach zależy od tego, jaki jest zwyczaj, jaki sposób postępowania i podejście do tych spraw narzuca czy to dyrektor szpitala, czy to ordynator. Czy za chęć skorzystania z klauzuli sumienia nie grozi zwolnienie z pracy? Myślę, że sporo sumień lekarskich zostało w tym momencie złamanych. Lekarz, który ma sumienie „nadwyrężone”, będzie miał potem trudności w relacjach z pacjentką, jej rodziną ale też samym sobą. Jeżeli profesora zwolnili za odmowę aborcji, to co stoi na przeszkodzie, by uczynić to samo z lekarzem czy pielęgniarką?
Być może część z tych aborcji wynika również z tego, że niestety kiedyś, jak mówił nieżyjący już profesor Wacław Dec, lekarze wywoływali sztuczne poronienia, a mówiąc wprost – aborcję, ale do dokumentacji wpisywali: poronienie samoistne. W tej chwili, żeby uniknąć odpowiedzialności i zbędnych pytań już się boją tak robić. Również w związku z moją sprawą wszystkie aborcje – także te właściwie nielegalne, bo wpisywane pod innym hasłem, związane z fałszowaniem dokumentacji – w tej chwili „idą w normalnym trybie”. Tak czy inaczej zabija się więcej niewinnych dzieci. To dramat.
Ponieważ mija rok od Pana sprawy, chciałem zapytać, czy poza wszystkimi negatywnymi konsekwencjami znajduje Pan w tym jakieś pozytywne zjawiska?
Rzeczywiście znajduję. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale na przykład jutro mam spotkanie w Zawierciu, pojutrze w Wieluniu i plany na kolejne: w Warszawie, w Szwajcarii, na Węgrzech. Wszędzie tam przychodzą ludzie, którzy chcą się czegoś dowiedzieć. Wydawałoby się, że praca lekarza jest taka marginesowa, że tym mało kto się interesuje. A tutaj obserwuję bardzo duże zainteresowanie problemem godności życia, sumienia lekarskiego. To jest jakaś łaska Boża, to jest jakieś nadprzyrodzone zjawisko, które moim zdaniem ktoś powinien wykorzystać do ewangelizacji. Jest taki zapał, jest poruszenie sumień. W wyrazach twarzy, zwłaszcza młodszych osób, które biorą udział w tych spotkaniach, w ich uśmiechu, w ich brawach, widzę akceptację dla postulatów służenia życiu. Powinniśmy to wykorzystać i pójść tym dobrym tropem, żeby upowszechniać postawy służenia życiu, i - Bogu.