Słowo o Słowie, czyli kilka słów ks. Adama Pastorczyka SCJ do niedzielnej Ewangelii (26)

EWANGELIA J 8, 1-11 Od tej chwili już nie grzesz

Jezus udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Wszystek lud schodził się do Niego, a On, usiadłszy, nauczał. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją na środku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, kobietę tę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz?». Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus, nachyliwszy się, pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień». I powtórnie nachyliwszy się, pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus, podniósłszy się, rzekł do niej: «Niewiasto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?». A ona odrzekła: «Nikt, Panie!». Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz».
 


Czasami…, czasami trzeba upaść na samo dno, by zrozumieć…, czasami…, trzeba upaść na samo dno, by się prawdziwie podnieść…, by doświadczyć, jaką wartość ma dla nas to, co utraciliśmy… Dlatego pomyślałem, i wcale nie jest to przewrotność z mojej strony, że dobrze będzie, jeśli w kontekście ewangelicznej opowieści o jawnogrzesznej kobiecie, będziemy mówili o jej i naszej czystości...
 
Paradoks…?! Może jednak nie?! Może ta postać wytrąci nas wreszcie ze stricte anielskiej wizji, lukrowanej czystości, albo wręcz przeciwnie, z użalania się nad jej jałowością i bezpłodnością, jak woleliby niektórzy… Bo czystość chce wejść w nasze życie, taka jaka ona jest! Zakorzeniona w seksualności, płodna, otwarta, radosna…, ale i trudna, zdobywana w łasce i wysiłku....
 
Gdy patrzę na tę jeszcze niedawno zbrukaną grzechem kobietę, na jej zrozumienie grzechu nieczystości, a potem, gdy podczas Spowiedzi u boku Chrystusa, zbieram do garnuszka jej łzy pokuty to widzę tę czystość… Gdy patrzę na jej pocałunki, którymi obsypuje nogi Jezusa, gdy widzę ręce, którymi ich dotyka, to widzę, udzielającą się, płodną czystość… – konsekwencję prawdziwego poznania, że jestem kochana w oczach Boga.
 
To obraz kobiet wybranych, konsekrowanych, oddanych na służbę Bogu i ludziom; tych, które w szkole, w kościele, w szpitalach, na uniwersytetach… i w tylu innych miejscach, o których nawet nie mam pojęcia, wyrażają wobec innych świadomość bycia kochanymi...
 
Czyste ręce, te namaszczone oliwą ręce, dla wielu ludzi stają się kanałem Bożej łaski… Bóg dotyka ich swoją miłością… To fascynujące, że dzięki temu możemy być, jak Chrystus – dotykać ciał i dusz niemocą naznaczonych…, dotykać człowieka potrzebującego dotyku Boga! Bo czystość sprawia, że ani ludzkie ciało, ani ludzka dusza, nie są hamulcem dla Bożej łaski.
 
Przypominam sobie scenę, w której jedna z kandydatek do Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości, przyszła do Matki Teresy i zapytała ją, w jaki sposób można z takim oddaniem dotykać ciał trędowatych, opatrywać ich rany, nie brzydzić się nimi?! A ona odparła, że potrzeba wyobraźni czystości, że potrzeba zrozumienia, czym jest prawdziwa czystość… A tego zrozumienia doświadczamy, gdy przez swoje dłonie pielęgnujemy samego Chrystusa…, bo prawdziwej czystości uczy Eucharystia.
 
Wracajmy często do spotkania z dzisiejszej Ewangelii… do spotkania z Eucharystią, z namaszczanym Ciałem Chrystusa…, do jawnogrzesznej kobiety, która zrozumiała, do jakiej czystości zaprosił ją Jezus…, bo ona zdaje się krzyczeć: żyjcie bez grzechu…, bez najmniejszego grzechu. Bądźcie czyści! Bo święty jest Wasz Pan…