Słowo o Słowie, homilia ks. Adama Pastorczyka SCJ na XIX Ndz. Zw. C (47)
Niedziela, XIX Tydzień Zwykły, rok C, Łk 12,32-48
EWANGELIA Łk 12, 32-48 Gotowość na przyjście Pana
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze. Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci; aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie». Wtedy Piotr zapytał: «Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich?» Pan odpowiedział: «Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielił jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: „Mój pan ociąga się z powrotem”, i zacznie bić sługi i służebnice, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce. Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przyrządził i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą».
Kipa, czyli hebrajska czapka, fizycznie nie jest w stanie zakryć całej ludzkiej głowy, a mimo to w świetle wiary zakrywa całego człowieka. Tym li tylko słownym paradoksem żyją, tak zupełnie na serio, wyznawcy Jahwe na całym świecie! Zdumiewa mnie fakt, że poprzez tę prozaiczną rzecz zostają wprowadzeni w rzeczywistość najpełniejszego istnienia, a wyzbywają się dziedziny posiadania... Bo to nie o wielkość materiału chodzi, nawet nie o to, że komuś mogło go po prostu zabraknąć i owa czapka pojawia się w tej a nie innej formie... Tu chodzi o znak, symbol czuwającej nad swym ludem Bożej Opatrzności...
Dlatego nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. I może ta żydowska jarmułka nie oddaje do końca piękna chrześcijańskiej wiary w wielkość ojcowskiej miłości, której nauczył nas Chrystus w modlitwie Ojcze nasz, to jednak w jej kontekście możemy zrozumieć, iż owa miłość stanowi dla nas niewyczerpane dobro, którego nigdy nie posiądziemy, bo nie należy ono do sfery fizyki, lecz ducha...
A może celem tej żydowskiej kopuły jest uzmysłowienie tym, którzy ją noszą, iż całe ich życie jest odciążonym od zbędnego balastu (kilku nitek materiału) pielgrzymowaniem, w które wpisane są przepasane biodra i zapalone pochodnie...?
Jakkolwiek by było, niedzielne Słowo i hebrajska kipa, odsłaniają przed nami biblijną mentalność podróżnych, którzy ufając troskliwej opiece Boga, z oczami zdolnymi odróżnić bezwartościowe śmieci i spalić je jednym spojrzeniem, w wolności odciążonego ducha, stają się odkrywcami niezniszczalnych wartości.
Idąc tą myślą, zastanawiam się, czy od lat fascynujący mnie obraz, pochodzący z anonimowego dziś dla mnie opowiadania, nie stanowiłby właściwego tła dla niedzielnego Słowa... Zresztą oceńcie to sami... Otóż w jednej z górskich miejscowości wybudowana została kosztowna rezydencja, w której właściciel bywał niezwykle rzadko. Nie miał czasu tu zaglądać, gdyż będąc prominentnym udziałowcem wielu giełdowych spółek musiał dbać o ich interesy. Zdarzyło się jednak, że pewnego dnia na teren strzeżonej posiadłości przeniknął znany dziennikarz, który wiedząc o znikomej ilości "właścicielskich wizyt", chciał rozwiązać, spędzającą sen z jego powiek, zagadkę. Zastanawiał się bowiem, dlaczego w obliczu tak sporadycznej bytności w tym miejscu owego prominenta, cała rezydencja, jej apartamenty, tarasy i ogrody są tak czyste, zadbane i przygotowane... Rozmawiając z zatrudnionym ogrodnikiem, użył więc wszelkich argumentów, które ukazywały nieadekwatność jego niełatwej pracy, wobec spotykanego już od dłuższego czasu, faktycznego braku właściciela.
Ogrodnik zdawał się jednak nie rozumieć dziennikarza, który z wyostrzonym słuchem oczekiwał odpowiedzi... A ta była niezwykła...: Prawdą jest, iż właściciela w tym miejscu ostatni raz widziałem przeszło szesnaście lat temu. Jednak tak długi okres czasu nie przeszkadza mi wierzyć, iż może zjawić się tu lada chwila. Swą codzienną pracą wyczekuję jego powrotu, bo wiem, że gdy się zjawi, żadne układanie pozorów nie będzie miało sensu...
Sparafrazowane i odtworzone z mej zamierzchłej pamięci słowa ogrodnika po dziś dzień robią na mnie wrażenie. Myślę o sytuacjach, w których "świecąc oczami" próbowałem jeszcze coś ugrać. Jednak owe uzurpacje, jak z resztą każdej i każdego z nas, nie mają sensu, gdyż kosztują fortunę, a trwają jedynie przez czas spojrzenia...
Bywa jednak i tak, a to jest częstsze, że nawet i tego czasu nie będzie! Bywa bowiem, że owo spojrzenie w mgnieniu oka pali bezwartościowe śmieci i odkrywa przed nami świat niezniszczalnych wartości, który zaniedbaliśmy, albo co gorsza - odrzuciliśmy.
To tyle o kipie..., której widok raduje me serce, bo zawiera w sobie symbolikę właściwego oczekiwania. Nie tego znanego z formalizmu, defilad, ale tego z ogrodniczej działki...
A swoją drogą, tak sobie myślę, czy ów dziennikarz, niejednokrotnie nie jest oczekiwanym przeze mnie JEZUSEM?