Spalona świeca... V Niedziela Wielkanocna (B)

Niedziela, 5 Niedziela Wielkanocna, rok B

J 15, 1-8 Kto trwa w Chrystusie, przynosi owoc obfity

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poprosicie, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami».

 

     Trwać, to coś więcej niż być. Trwanie jest rodzajem procesu... Raz rozpoczęte, nigdy się nie kończy. Dotyczy ono o wiele bardziej siły ducha i woli, aniżeli ciała. Wprawdzie to ostatnie potrafi być, ale samo z siebie nie potrafi trwać... Z drugiej strony mogę trwać w bliskości z kimś, kogo kocham, mimo iż fizycznie znajduję się na dachu świata.

     Raczej się nie pomylę, gdy powiem, że to postawa Matki. Trwanie przy dziecku o brzasku dnia, w jego zenicie, i leniwym pochodzie do łóżka, gdziekolwiek się ono znajduje... Z drugiej strony można być i nie trwać, lecz ospale wodzić oczami po kościelnych freskach. Klasycznym wydaje się przykład apostołów w Getsemani, których do trwania nie pobudziła nawet najbardziej wzruszająca modlitwa.

    Trwanie jest procesem..., jest jak świeca, która płonie przed jednym z pańskich ołtarzy. Dowodem jej trwania jest widzialny gołym okiem płomień. Przychodząc tam dziś lub jutro, za tydzień lub dwa, zobaczysz ten sam, nigdy nie starzejący się ogień. Niezmienny... By jednak takim pozostał, sama świeca nie może sobą pozostać! Musi się spalać, tracić swój pierwotny obraz... Na jej widok, wielu osłupieje, zaś mnogie ludy będą zdumione, gdyż ujrzą coś, czego nie widziały i pojmą coś, czego nie pojmowały (por. Iz 52, 14-15).

    Świeca jest ofiarą płomienia! Jednak ten, który jest sprawcą tego dramatu, wie, co robi. To Ojciec, Jego ojcowska miłość... Przetapia wszystkich..., doświadcza ich jak złoto w tyglu i przyjmuje jak całopalną ofiarę (por. Mdr 3, 6). Czyni to wobec swego umiłowanego Syna oraz tych, którzy Synowi pozwolili umyć sobie nogi.

     Zgoda na to jest bowiem znakiem, że choć wiesz, iż nie ma się czym chwalić, już się nie wstydzisz. Od tego momentu, każdego dnia, te zbrudzone, dotknięte potem i zaniedbaniem nogi, oddajesz Jego miłości. On chce je myć... Przyjdzie jednak czas, gdy i to przestanie być już potrzebne, bo płomień wypali świecę. Wtedy będziesz wiedział, że to czas nieba! Czas zbiorów, czas obfitego owocu...